dokładnie tak było u nas.
W czwartek przed wyjazdem poszliśmy tak na wszelki wypadek osłuchać małego. Lekarz stwierdził, że oskrzela czyściutkie i możemy spokojnie jechać, tylko osłaniać małego przed wiatrem, bo uszko małego bolało a lekarz nawetr do niego nie zajrzał,
Mały miał lekką gorączkę już w hotelu. Drugiego dnia niby wszystko ok, ale jakiś dziwny, cichy był. Po sniadanku poszlismy na spacerk, zrobiliśmy kilka szybkich zdjęć , bo dośc wiało i uciekliśmy do hotelu. Po drodze nam usnął. Kiedy się obudził i wyciągfnęliśmy go z wózka, bo sobie trochę pobiegał nie mógł ustać na nogach, uginały mu się i plątały jakby był pijany.
Już w pokoju kiedy przebierałam mu pampera, strasznie płakał i nie dał dotkąć nóg, a skórę miał koloru sinego , stopy i ręcę lodowate. Ciałko dostało drgawek , nóg nie można było wyprostować. Szybko zwinelismy się do lekarza w Ustce. Pani doktor po zbadaniu skierowała nas do szpitala w Słupsku. Po spakowaniu najpotrzebiejszych rzeczy pojechaliśmy. Na szczęście była babcia i Maja się zaopiekowała.
Na izbie przyjęć Adaś miał ponad 40 stopni gorączki i po osłuchaniu lekarze byli zdziweni, że nasz leakrz nic nie słyszał, bo oskrzela juz od kilku dni było zawalone.
Po podaniu pyralginy i antybiotyku dożylnie zostaliśmy do dzisiaj......
I tak w skrócie minął nam cudowny wypad nad morze
Adaś byłm dzielny, pielęgniaarki "zakochały " się w nim, nazwały go "CZARUSIEM", mimo, wysokiej gorączki nie okazywał tego, smiał się i ładnie bawił....... Kochany chłopak..... jestem z niego ogromnie dumna, że był taki dzielny