Atruviell
Wrześniowe mamy'07
Zgodnie z obietnicą - witam się wieczorkową porą.
Jeden problem się skończył to inny zaczął. Mam kłopot z Kubą. Nie wiem, jak mam sobie z tym poradzić. W czwartek byłam "na dywaniku" u pani przedszkolanki, bo Kuba podobno stał się w ostatnich tygodniach bardzo agresywny i niebezpieczny dla kolegów. Pani twierdzi, że jak tylko ktoś mu coś zabiera albo nie chce zrobić po jego myśli, to mój synek rzuca się jak wampir z zębiskami albo z łapami do bicia. Ostatnio ugryzł dotkliwie kolegę w plecy, a innego zbił piąchami jak bokser... Na dodatek, jak pani chce go ukarać to uderza w płacz, jakby to nie on komuś, ale jemu wyrządzono straszną krzywdę. Od razu wyje, że chce do domu, do mamy i takie tam. Nie wiem co mam o tym myśleć... Kuba jest nerwowy i płaczliwy, bardzo energiczny i żywiołowy jednocześnie. I tak od urodzenia, choć jako niemowlak był bardzo pogodny. Pani skarży się, że nie chce malować kredkami, że szybko mu się wszystko nudzi. Że nie chce się dzielić zabawkami i głównie na tle zabawek dochodzi do scysji z kolegami. Zaczął wymyślać przezwiska i nauczył się szantarzować w stylu "jak mi nie dasz czegoś tam, to zniszczę telewizor, szafkę etc". Czasem brzmi to śmiesznie ale mi nie jest do śmiechu. Faktycznie, zaobserwowałam pogorszenie zachowania, odkąd poszedł do przedszkola. A w zasadzie odkąd pojawił się Tymek. Ale nie było to tak nasilone, jak podobno jest teraz. Pani twierdzi, że nie może sobie dać z nim rady, że cały dzień muszą uwarzać, żeby Kuba komuś nie zrobił krzywdy... Qurcze, nie wiem już, gdzie popełniam błąd... Przecież nie jest ofiarą przemocy w rodzinie, bo takiej w naszym domu nie ma. Fakt, ja ostatnio też reaguje na jego zachowanie zbyt nerwowo, zdarzy mi się wrzasnąć na niego, kiedy zaczyna histeryzować albo staje okoniem. Jestem zmęczona i sfrustrowana pracą, problemami dnia codziennego i pewnie to wszystko odbija się też na nim. A może jednak nie poświęcam mu odpowiednio dużo uwagi? Za mało z nim rozmawiam, za mało rysuję, czytam bajki? Tylko kiedy mam to robić, jak? Skoro wracam do domu ok. 18:00 a o 20:00 Kuba idzie spać? Gdzieś błądzimy, na pewno. Do licha, nie jestem matką idealną, ale powoli przestaję panować nad moim pierworodnym, nie wiem, jak do niego dotrzeć, jak reagować na jego złe zachowanie. Jak odwrócić to, co przegapiłam. Jak rozbudzać w nim zainteresowania, jak zapanować nad jego żywiołowym, nerwowym charakterkiem?
Proszę, poradźcie coś albo poleccie jakąś książkę. I tak chyba skorzystam z poradni psychologii dziecięcej. Chociaż znajoma psycholożka twierdzi, że to normalne zachowania u czterolatków i że po prostu muszę mu dawać jeszcze więcej czułości, cierpliwości i bliskości, niż do tej pory.Że on w ten sposób coś próbuje przekazać. Zwłaszcza po tym, jak przez 2 tygodnie byłam z Tymkiem w szpitalu, Kuba musi się czuć porzucony, odsunięty na boczny tor... Staram się zrekompensować mu tą długą rozłąkę, chcę się z nim bawić, kupiłam książeczki z zadaniami ale Kuba ewidentnie nie lubi rysować. Po kilku kreskach kredką narzeka, że się zmęczył, że boli go rączka, żebym mu pomogła, przytrzymała rączkę... Po prostu zaczyna się nudzić. Woli zadania polegające na liczeniu, porządkowaniu różnych rzeczy, znajdywaniu podobieństw, różnic, łączeniu kropek, odnajdywaniu drogi etc. Pięknie układa puzzle, sprawnie lepi ciastolinę. Lubi rysować kredą na tablicy albo farbkami na bloku rysunkowym. Ale kolorować malowanki - nie.
Przepraszam, za ten wywód... Ale mam cholerne poczucie, że coś w moim dziecku nieopatrznie "zepsułam", że gdzieś go zawiodłam, mimo, że chciałam dobrze... Że w jakiś sposób go spaczyłam... Nie wiem, czy to dobre słowo, bo przecież nie chodzi tutaj o jakieś celowe bądź nie - krzywdzenie go fizyczne czy psychiczne.Po prostu mam wrażenie, że zadanie wychowawcze przerosło mnie, że teściowie mają rację - nie potrafię dobrze wychowywać swoich dzieci...
Płaciłam właśnie za łóżko. 30 zł za noc. To za miejsce w całkiem porządnym pensjonacie w Szklarskiej albo Karpaczu tyle bym zapłaciła. Wrrrr! Opłata jest taka, bo to podobno fanaberia matki, że chce być w szpitalu ze swoim dzieckiem. Teoretycznie maleństwa mają zapewnioną opiekę przez personel 24 h na dobę. Ale ja w życiu nie zostawiłabym dziecka, nawet w wieku Kuby czy starszego, samego w szpitalu na noc. Widziałam dwumiesięczne maleństwo, którego rodzice zostawiali na noc, bo szkoda im było kasy na nocleg. Efekt był taki, że maluszkiem zajmowała się obca dziewczyna, mama drugiego maleństwa, które miało szczęście dzielić się salą z tą "sierotką". Tak więc babeczka musiała kołysać nie tylko swoje własne ale też to drugie dziecko, bo inaczej ani jedno ani drugie by nie przespało nocy. A pielęgniarki słownie dwie na cały oddział zaglądały do niego ze dwa razy w nocy i to już jak było ewidentnie głodnie i nie sposób go było inaczej uspokoić, jak butlą. Całą noc w jednej pieluszce i o jednej butelce mleka. A przecież to prawie noworodek.Atru a za co Ty płaciłaś? BO u nas nic się nie płaci, tzn. akurat w Strzelnie,bo w Gnieźnie chyba 10 za łóżko i tyle
Jeden problem się skończył to inny zaczął. Mam kłopot z Kubą. Nie wiem, jak mam sobie z tym poradzić. W czwartek byłam "na dywaniku" u pani przedszkolanki, bo Kuba podobno stał się w ostatnich tygodniach bardzo agresywny i niebezpieczny dla kolegów. Pani twierdzi, że jak tylko ktoś mu coś zabiera albo nie chce zrobić po jego myśli, to mój synek rzuca się jak wampir z zębiskami albo z łapami do bicia. Ostatnio ugryzł dotkliwie kolegę w plecy, a innego zbił piąchami jak bokser... Na dodatek, jak pani chce go ukarać to uderza w płacz, jakby to nie on komuś, ale jemu wyrządzono straszną krzywdę. Od razu wyje, że chce do domu, do mamy i takie tam. Nie wiem co mam o tym myśleć... Kuba jest nerwowy i płaczliwy, bardzo energiczny i żywiołowy jednocześnie. I tak od urodzenia, choć jako niemowlak był bardzo pogodny. Pani skarży się, że nie chce malować kredkami, że szybko mu się wszystko nudzi. Że nie chce się dzielić zabawkami i głównie na tle zabawek dochodzi do scysji z kolegami. Zaczął wymyślać przezwiska i nauczył się szantarzować w stylu "jak mi nie dasz czegoś tam, to zniszczę telewizor, szafkę etc". Czasem brzmi to śmiesznie ale mi nie jest do śmiechu. Faktycznie, zaobserwowałam pogorszenie zachowania, odkąd poszedł do przedszkola. A w zasadzie odkąd pojawił się Tymek. Ale nie było to tak nasilone, jak podobno jest teraz. Pani twierdzi, że nie może sobie dać z nim rady, że cały dzień muszą uwarzać, żeby Kuba komuś nie zrobił krzywdy... Qurcze, nie wiem już, gdzie popełniam błąd... Przecież nie jest ofiarą przemocy w rodzinie, bo takiej w naszym domu nie ma. Fakt, ja ostatnio też reaguje na jego zachowanie zbyt nerwowo, zdarzy mi się wrzasnąć na niego, kiedy zaczyna histeryzować albo staje okoniem. Jestem zmęczona i sfrustrowana pracą, problemami dnia codziennego i pewnie to wszystko odbija się też na nim. A może jednak nie poświęcam mu odpowiednio dużo uwagi? Za mało z nim rozmawiam, za mało rysuję, czytam bajki? Tylko kiedy mam to robić, jak? Skoro wracam do domu ok. 18:00 a o 20:00 Kuba idzie spać? Gdzieś błądzimy, na pewno. Do licha, nie jestem matką idealną, ale powoli przestaję panować nad moim pierworodnym, nie wiem, jak do niego dotrzeć, jak reagować na jego złe zachowanie. Jak odwrócić to, co przegapiłam. Jak rozbudzać w nim zainteresowania, jak zapanować nad jego żywiołowym, nerwowym charakterkiem?
Proszę, poradźcie coś albo poleccie jakąś książkę. I tak chyba skorzystam z poradni psychologii dziecięcej. Chociaż znajoma psycholożka twierdzi, że to normalne zachowania u czterolatków i że po prostu muszę mu dawać jeszcze więcej czułości, cierpliwości i bliskości, niż do tej pory.Że on w ten sposób coś próbuje przekazać. Zwłaszcza po tym, jak przez 2 tygodnie byłam z Tymkiem w szpitalu, Kuba musi się czuć porzucony, odsunięty na boczny tor... Staram się zrekompensować mu tą długą rozłąkę, chcę się z nim bawić, kupiłam książeczki z zadaniami ale Kuba ewidentnie nie lubi rysować. Po kilku kreskach kredką narzeka, że się zmęczył, że boli go rączka, żebym mu pomogła, przytrzymała rączkę... Po prostu zaczyna się nudzić. Woli zadania polegające na liczeniu, porządkowaniu różnych rzeczy, znajdywaniu podobieństw, różnic, łączeniu kropek, odnajdywaniu drogi etc. Pięknie układa puzzle, sprawnie lepi ciastolinę. Lubi rysować kredą na tablicy albo farbkami na bloku rysunkowym. Ale kolorować malowanki - nie.
Przepraszam, za ten wywód... Ale mam cholerne poczucie, że coś w moim dziecku nieopatrznie "zepsułam", że gdzieś go zawiodłam, mimo, że chciałam dobrze... Że w jakiś sposób go spaczyłam... Nie wiem, czy to dobre słowo, bo przecież nie chodzi tutaj o jakieś celowe bądź nie - krzywdzenie go fizyczne czy psychiczne.Po prostu mam wrażenie, że zadanie wychowawcze przerosło mnie, że teściowie mają rację - nie potrafię dobrze wychowywać swoich dzieci...
Ostatnia edycja: