Chce napisać co czuje młoda mama wychowująca samotnie dziecko, na pewno jest nas więcej... Najpierw były plany, wyjechać z małego miasta, studia na ASP, zadowalająca praca, aż tu zaraz po maturze zaszłam w ciąże... Szok, płacz, lęk, rozpacz, ból to wszystko towarzyszyło mi kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, ale był przy mnie On, mój narzeczony, wspierał mnie mówiąc, że stworzymy cudowną rodzinę, że nas kocha, będziemy szczęśliwi, zaufałam Mu wierzyłam, że będzie dobrze. Po maturze On nie mogąc znaleźć pracy poszedł na zawodowego żołnierza do wojska do innego miasta, prze całą ciąże czułam się strasznie samotnie,bo rzadko się widywaliśmy, wszędzie sama do lekarza itp. Lęk, nie pewność, młoda dziewczyna zamiast szaleć siedzi z brzuchem w domu, tak to widzieli inni i tak też się czułam. Kłóciliśmy się bardzo bo zaczął imprezować, przymykałam oko bo wierzyłam, że jak się narodzi córeczka to On się zmieni. Mówił,że nas kocha, że zrobi dla nas wszystko. Nasi rodzice z czasem zaakceptowali całą sytuację, mogłam liczyć na wsparcie z oby dwóch stron. Ale On się nie zmienił, dzieckiem zajmował się mało, babcie tłumaczyły, On jest jeszcze młody, z czasem dojrzeje i zrozumie... Tylko ani jedna osoba nie zapytała czy ja dojrzałam!!!
Przez 9 miesięcy dostałam w życiu najszybszy kurs dojrzewania. Nikt nie pytał się czy dorosłam, ja nie mogłam dzieckiem zająć się jak mi się przy pomni musiałam być na to gotowa i tyle!!! Nie chodzi mi o to, że ktoś ma mnie wyręczać z moich obowiązków, ale o mentalność ludzką.
U facetów można zrozumieć wszystko, ale kobieta nie może mieć gorszego czasu... Ich usprawiedliwia się za wszystko!!! Mieliśmy wspólne plany, ślub itd ale nie wyszło. Wytrzymałam z nim pod jednym dachem 3 tygodnie, bo dowiedziałam się o jego kolejnych imprezach. Zero odpowiedzialności, no bo on jest przecież jeszcze młody!!!!!!! Liczyłam, że jak się z malutką wyprowadzimy to zrozumie i będzie się o nas starał. Na drugi dzień przyszedł z kwiatami, jak nie chciałam z Nim rozmawiać tak już nigdy więcej nie chciał do nas wrócić na poważnie. Po miesiącu znalazł sobie inną pierwszą lepszą, z którą już nie jest, co tydzień imprezki, mieszka w innym mieście, ale jak na weekendy jest na miejscu to do dziecka przyjeżdża na pól godziny śpiący po imprezce... Az żal na to wszystko patrzeć. Tyle planów, łączy nas tak wiele, a tak łatwo zrezygnował. To boli, bo jeszcze nie dawno byliśmy para, a teraz On woli pierwsze lepsze panienki, niz własne dziecko. Na nic zdają się rozmowy, tłumaczenie, że powinien być dobrym ojcem. Nie mam siły !!! bo on nawet nie dzwoni jak chce przyjechać do małej tylko robi to jak mu się podoba. Nikt nie może wpoić mu troche odpowiedzialności.Zostałam sama, młoda, na zasiłku, z groszami od byłego na dziecko, bez studiów, ale za to z dzieckiem. Do teraz mam łzy w oczach jak widzę inne pary ze swoim maleństwem i zadaje sobie pytanie Gdzie popełniłam błąd, że nie mogę zapewnić własnemu dziecku normalnej rodziny??? Ciągle wracają wspomnienia o Nas, mimo że rozstaliśmy się ponad 3 miesiące temu. Ciągle żyłam nadzieją, że On zmądrzeje i będzie chciał być razem. Bo raz mówi, że sam jest szczęśliwy, a innym razem że nas kocha i tęskni. Ale już za chwile mówi, że mimo tego, że nas kocha to nie możemy być razem, bo i tak będziemy się kłócić, Co mam o tym myśleć? wszyscy mówią porozmawiaj z Nim szczerze, rozmawiałam, ale te rozmowy nie prowadzą do żadnego skutku, bo wiem jeszcze mniej niż wiedziałam wcześniej. Przez to mam jeszcze większy mętlik w głowie. Mimo wszystko jestem dumna,że mam tak śliczną i kochaną córeczkę:-). Malutka ma już roczek, kocham ją ze wszystkich sił, jest mi bardzo ciężko, czasami nie chce mi się wstać z łóżka ale wiem, że musze, bo mam dla kogo. Boje się o nasza przyszłość, nie wiem jak sobie poradzimy. I czuje tak wieeeelki żal do człowieka, z którym byłam tak długo, a na którego w ogóle nie mogę liczyć, czuje tak wieeeelki żal, bo okazało się, że prawie wcale Go nie znam, a tak dużo dla Niego zrobiłam...