reklama
Piękna opowieść, choć na pewno przyjemny poród nie był... Ale dobrze, że już macie to za sobą i możecie się cieszyć sobą nawzajem. Ciekawe kiedy i u mnie coś się ruszy?!
Kurcze, dziewczyny, piszę pierwszy raz z aplikacji w telefonie i nie umiem kasować posta, a niechcący napisałam dwa razy.
No Ania, a jak nas w końcu ruszy to będziemy żałować przez ten ból ! Hahaha
Kurcze, dziewczyny, piszę pierwszy raz z aplikacji w telefonie i nie umiem kasować posta, a niechcący napisałam dwa razy.
No Ania, a jak nas w końcu ruszy to będziemy żałować przez ten ból ! Hahaha
Ostatnia edycja:
dorcia8284
Zaciekawiona BB
- Dołączył(a)
- 7 Maj 2014
- Postów
- 54
wesolutka to faktycznie namęczyłaś się trochę, ale jak zobaczy się maluszka to wtedy zapomina się o jakimkolwiek bólu ;-)
bojąca
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 14 Kwiecień 2011
- Postów
- 1 380
to ja opisze swój poród na pocieszenie. Na początku 36 tyg pojawiło się u mnie rozwarcie i gin przepowiadał mi poród w szybkim czasie ale ja się uparłam, że wytrzymam przynajmniej do 37 tyg co mi się udało wiec poszłam na wizytę kontrolna na której okazało się, że puls dziecka jest za wysoki bo 180 więc gin wypisała mi skierowanie na ktg po chwili mnie zbadała i zamiast na ktg skierowała na porodówkę bo miałam prawie 4 cm rozwarcia i zgładzoną szyjkę, poszłam do szpitala na porodówkę puls dziecka wysoki ale równomierny skurczów brak wylądowałam na patologi codziennie ktg i puls dziecka po dwóch dniach się obniżył skurczów brak więc po 4 dniach(w sobotę) miałam iść do domu oczywiście żeby nie było idealnie w szpitalu okazało się że mam zakażenie dróg moczowych i stan zapalny pochwy. W sobotę zrobiono kolejne badanie moczu a po obchodzie poszłam na badanie gdzie okazało się , że rozwarcie spore a szyjka jak papier czyli bez zmian o wtorku i w tym momencie gin zaczął się zastanawiać, że skoro ciążą donoszona(38 tyd.) to nie podłączyć kroplówki po chwili namysłu spytał się mnie co wybieram oxy czy dom je niezdecydowana mówię że nie wiem to kazał mi się zastanowić do 11 do momentu gdy będą wyniki moczu ja trochę w szoku wyszłam z gabinetu i dzwonię do męża ten mówi sama zdecyduj koleżanka z sali ródź podumałam że właściwie ma rację pojadę do domu akcja się rozpocznie i będę wracał poszłam do gina że chce rodzić ten od razu do położnej, że na porodówkę zabrałam torbę z rzeczami dla dziecka i poszam podłączyły mi ktg i oxy na zapisie skurcze położna pyta czy ja je czyje a ja że nie stwierdziła ze jestem wytrzymała i po pól godzinie odpięła mi ktg i pozwoliła wstać w tym momencie przyjechał mój mąż gadamy sobie gdy zaczynam czuć lekkie skurcz przychodzi gi i pyta czy coś czuje i ze mnie zbada mowie ze lekkie skurcz zbadał mnie 4 cm dalej przebił wody i zaczęła się jazda zaraz po 2 min. skurcze bolesne jak diabli kolejne badanie 6 cm położna kazała wołać jak będę czuła parcie po chwili mówię ze czuje sprawdza i mówi ze trzymają tylko boki i mam ja zawołać jak poczuje mocniejsze po chwili mówię ze czuje sprawdza 9 cm i każ mi przeć żeby mała się wpasowała i położyć nogę po przekątnej na fotelu mowie ze nie mam siły chociaż chodziło mi o to że z bólu po chwili mówi ze mam poprzeć po dwóch parciach czuję że mała częściowo wyszła a położna mówi że widać rączkę i mnie nacięła po min mała była na świecie później dowiedziałam się że zaczęłam pękać prawdopodobnie z powodu stanu zapalnego i dla tego nacięła pomimo że chciała mi chronić krocze. O razu po porodzie położyli mi małą na brzuch na parę minut następnie owinęli w pieluszkę i mała była ze mną i moim mężem przez cale szycie ssąc mi pierś i gdyby nie ona to chyba bym zwiała z tego szycia jak szyła w środku nic nie czułam ale każdy szew na zewnątrz i owszem na szczęścicie były tylko trzy małe potem zabrali ja do noworodków i po pól godzinie była ze mną już cały czas podsumowując bóle miała godzinę a mała wypierałam 5 minut przez pierwsze pół godziny porodu nie czułam nic
Hej
Już dwa dni temu obiecałam relację, ale wtedy mały zaczął płakać, mieliśmy ciężką noc, po której wczoraj cały dzień dochodziłam do siebie... Dziś nocka ok więc miałam wreszcie siły żeby pierwszy raz od porodu usiąść do komputera.
No więc moja relacja. W piątek poszłam na ktg i niby wyszło "jeszcze w normie", ale ciśnienie pomimo leków dość wysokie, wód dość mało, więc moja doktorka powiedziała, że zostawia mnie w szpitalu. Jednocześnie zapytała: "a chce pani rodzić?" Ja stwierdziłam, że tak, więc od razu założyła mi balonik. Po kilku godzinach zaczęły mi wychodzić skurcze ok 70 % na ktg ale ja nie za bardzo je czułam i ostatecznie nic się z tego nie rozkręciło. Natomiast jak to określił lekarz następnego dnia- balonik "ładnie przygotował szyjkę". Rano podpięli mi oxytocynę i po jakiejś godzinie zaczęły się bolesne skurcze. Niestety rozwarcie tak średnio postępowało i po 2 godzinach były tylko 4 cm. Poszłam na pół godziny pod prysznic i doszło do 5 cm, ale bolało mnie już tak bardzo że poprosiłam o znieczulenie. Położna zawołała lekarza i zaczęli debatować, bo lekarz stwierdził, że on "nie widzi żeby to się miało skończyć", bo główka cały czas "sprężynowała" i nie chciała wejść do kanału rodnego pomimo, że próbował ją tam wepchnąć. Po killku minutach podjął decyzję o cesarce, w trakcie której okazało się że mam macicę w kształcie serca co właśnie uniemożliwiało małemu wejście do kanału.
Bardzo się cieszę, że lekarz podjął decyzję tak szybko i ja i mały nie musieliśmy się męczyć tak długo, skoro i tak skończyłoby się cesarką.
Pierwsze 24 h po cesarce byłam cały czas na morfinie, ketanolu i jeszcze innych środkach, tak że w sumie pamiętam je jak przez mgłę... Potem pionizacja i mogłam wreszcie przejść na normalną salę poporodową i być z maluchem. Na początku mały nie mógł załapać ssania (przez 24 h dostawał tylko butelkę), ja za bardzo nie miałam pokarmu, na dodatek mam płaskie brodawki i w związku z tym złapałam straszenego doła. Na szczęście małymi kroczkami udało nam się już przejść na karmienie tylko piersią. Mały okazał się takim "ssakiem" że teraz nie mogę oderwać go od piersi
Już dwa dni temu obiecałam relację, ale wtedy mały zaczął płakać, mieliśmy ciężką noc, po której wczoraj cały dzień dochodziłam do siebie... Dziś nocka ok więc miałam wreszcie siły żeby pierwszy raz od porodu usiąść do komputera.
No więc moja relacja. W piątek poszłam na ktg i niby wyszło "jeszcze w normie", ale ciśnienie pomimo leków dość wysokie, wód dość mało, więc moja doktorka powiedziała, że zostawia mnie w szpitalu. Jednocześnie zapytała: "a chce pani rodzić?" Ja stwierdziłam, że tak, więc od razu założyła mi balonik. Po kilku godzinach zaczęły mi wychodzić skurcze ok 70 % na ktg ale ja nie za bardzo je czułam i ostatecznie nic się z tego nie rozkręciło. Natomiast jak to określił lekarz następnego dnia- balonik "ładnie przygotował szyjkę". Rano podpięli mi oxytocynę i po jakiejś godzinie zaczęły się bolesne skurcze. Niestety rozwarcie tak średnio postępowało i po 2 godzinach były tylko 4 cm. Poszłam na pół godziny pod prysznic i doszło do 5 cm, ale bolało mnie już tak bardzo że poprosiłam o znieczulenie. Położna zawołała lekarza i zaczęli debatować, bo lekarz stwierdził, że on "nie widzi żeby to się miało skończyć", bo główka cały czas "sprężynowała" i nie chciała wejść do kanału rodnego pomimo, że próbował ją tam wepchnąć. Po killku minutach podjął decyzję o cesarce, w trakcie której okazało się że mam macicę w kształcie serca co właśnie uniemożliwiało małemu wejście do kanału.
Bardzo się cieszę, że lekarz podjął decyzję tak szybko i ja i mały nie musieliśmy się męczyć tak długo, skoro i tak skończyłoby się cesarką.
Pierwsze 24 h po cesarce byłam cały czas na morfinie, ketanolu i jeszcze innych środkach, tak że w sumie pamiętam je jak przez mgłę... Potem pionizacja i mogłam wreszcie przejść na normalną salę poporodową i być z maluchem. Na początku mały nie mógł załapać ssania (przez 24 h dostawał tylko butelkę), ja za bardzo nie miałam pokarmu, na dodatek mam płaskie brodawki i w związku z tym złapałam straszenego doła. Na szczęście małymi kroczkami udało nam się już przejść na karmienie tylko piersią. Mały okazał się takim "ssakiem" że teraz nie mogę oderwać go od piersi
reklama
M
Mar1
Gość
To i ja opiszę.
W piątek rano ktg - zero skurczy. Wieczorem po kąpieli zaczął mi odchodzić podbarwiony czop i nieco bolały krzyże. W nocy po 1 wstałam i miałam bolesne skurcze co 12 minut, stwierdziłam, że idę pod prysznic i spać. Po prysznicu nadal bolały mnie krzyże, więc obudziłam mojego Męża, żeby mi pomasował plecy. Pomasował i poleciały wody. Poleżałam chwilę i pojechaliśmy do szpitala - mieliśmy ponad 40 minutową podróż, w czasie której skurcze były co 5 minut. Do szpitala przyjechaliśmy o 3.15, rejestracja, usg, podali mi antybiotyk na gbs i no-spę. Przy przyjęciu miałam 4 cm rozwarcia. Rozwarcie szybko postępowało i wszystko toczyło się bardzo szybko. Prosiłam o znieczulenie, ale nie dostałam - było już 8 cm. Jedynie pod prysznicem udało się mi być i całe szczęście, bo kilka razy wymiotowałam z bólu :/ Skurczy partych nie wiem ile było, ale wspominam je dużo gorzej niż I fazę. Musieli mi niestety naciąć krocze, choć położna starała się je chronić. O 7.00 Zosia była na świecie. Trochę się kangurowałyśmy, później wzięli ją na badania - dostała 10 pkt, Mąż przejął Zosię, a mnie szyli. Po porodzie byłam bardzo osłabiona, dopiero po jakiś 5 godzinach byłam w stanie chodzić. Ogólnie poród wspominam dobrze, choć były kryzysowe chwile, to jednak nie było tak strasznie jak mówią.
Mój Mąż był przy mnie podczas porodu i to był najlepszy środek znieczulający
W piątek rano ktg - zero skurczy. Wieczorem po kąpieli zaczął mi odchodzić podbarwiony czop i nieco bolały krzyże. W nocy po 1 wstałam i miałam bolesne skurcze co 12 minut, stwierdziłam, że idę pod prysznic i spać. Po prysznicu nadal bolały mnie krzyże, więc obudziłam mojego Męża, żeby mi pomasował plecy. Pomasował i poleciały wody. Poleżałam chwilę i pojechaliśmy do szpitala - mieliśmy ponad 40 minutową podróż, w czasie której skurcze były co 5 minut. Do szpitala przyjechaliśmy o 3.15, rejestracja, usg, podali mi antybiotyk na gbs i no-spę. Przy przyjęciu miałam 4 cm rozwarcia. Rozwarcie szybko postępowało i wszystko toczyło się bardzo szybko. Prosiłam o znieczulenie, ale nie dostałam - było już 8 cm. Jedynie pod prysznicem udało się mi być i całe szczęście, bo kilka razy wymiotowałam z bólu :/ Skurczy partych nie wiem ile było, ale wspominam je dużo gorzej niż I fazę. Musieli mi niestety naciąć krocze, choć położna starała się je chronić. O 7.00 Zosia była na świecie. Trochę się kangurowałyśmy, później wzięli ją na badania - dostała 10 pkt, Mąż przejął Zosię, a mnie szyli. Po porodzie byłam bardzo osłabiona, dopiero po jakiś 5 godzinach byłam w stanie chodzić. Ogólnie poród wspominam dobrze, choć były kryzysowe chwile, to jednak nie było tak strasznie jak mówią.
Mój Mąż był przy mnie podczas porodu i to był najlepszy środek znieczulający
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 4
- Wyświetleń
- 908
- Odpowiedzi
- 5
- Wyświetleń
- 2 tys
- Odpowiedzi
- 289
- Wyświetleń
- 22 tys
Podziel się: