Dziewczyny, melduję, że żyjemy. Ale czasu nie mam na nic, bo kolki Emi są tak straszne, że cały czas poświęcam Jej. Serce mi się kraje, że nie mogę zabrać od Niej tego bólu. Pediatra zapisała nam debridat. Dajemy herbatkę koperkową. Szwagier przywiózł mi dziś kompresy rozgrzewające, które stosowali u swoich dzieci. Mam nadzieję, że niedługo Jej to minie, bo widok Jej buźki wykrzywionej w grymasie bólu jest straszny.
Na jutro zapowidziała się nam pielęgniarka środkowiskowa.
Z chrztem postanowiliśmy się wstrzymać dopóki nie skończą się kolki, bo nie wyobrażamy sobie takiej uroczystości z wiecznie płaczącym i cierpiącym dzieckiem. To ma być miła impreza.
Do tego ex znów nie daje nam żyć odkąd dowiedziała się o istnieniu Małej. Nie wiem tylko skąd wie, ale to już mniejsza z tym. W każdym bądź razie dzwoni pod byle pretekstem, zaczęły rosnąć jej wymagania i na dodatek jakoś dziwnie zaczeły na nią spadać wszystkie możliwe nieszczęścia świata. Ponoć rozeszła się z facetem, ma długi, właśnie ponoć straciła pracę (nie wiem co z tego jest prawdą, bo ona ma kłamstwo we krwi...). W weekend wydzierała się na M, bo ich syn miał gorączkę i ona żądała stanowczo, by to M się nim zajął (choć to był jej weekend i mimo, że tydzień wcześniej jak dzieciak miał problemy żołądkowe jakoś M nie prosił jej o wyręczenie w opiece). Jak M ograniczył się jedynie do powiedzenia jej co ma mu podać na zbicie gorączki (bo fantastyczna mamusia podała mu apap zamiast coś na gorączkę), a jak to nie pomoże to zadzwonić na pogotowie, to się wydarła na niego, że bękart (czyli Emi) jest dla niego ważniejsza niż jego dziecko i że niedługo pożałuje swoich decyzji. Na początek zapowiedziała, że nie będzie widywał dziecka. M więc wyłączył telefon na resztę weekendu. Nikt nie będzie naszej Córki od bękartów wyzywał. A już na pewno nie ta ściera (sorry z góry... ale to i tak lekkie określenie...). I wiecie co? Podejrzewam, że ex szukając powodów do pozwu na dniach go złoży. Teoretycznie nie ma pracy (przynajmniej tak mówiła M jak dzwoniła w czwartek prosząc o wcześniejsze wysłanie alimentów... swoją drogą miesiąc w miesiąc ma taką prośbę... ciekawe kiedy skończy jej się paleta usprawiedliwień czemu potrzebuje kasy wcześniej), jest bez faceta, ma długi (ponoć przez tego faceta właśnie) i do tego były mąż nie leci na każde zawołanie, bo bezczelnie układa sobie życie... Tak więc jestem już psychicznie nastawiona na pozew do końca roku. Zobaczymy kto na tym straci. Bo jeśli mam wierzyć M, to wg jego zapowiedzi przy kolejnej podwyżce przestanie zabierać dziecko na weekendy, bo po prostu nie będzie go na to stać. Ograniczy się do spotkań na kilka godzin. Nie za bardzo w to wierzę, ale... Stać go faktycznie nie będzie...
A na koniec wszystkiego: M jest chory i mnie od 2 dni łamie... Oby na Emi nie przeszło...
Nooo... To się wyżaliłam. Przepraszam, że tylko o sobie, ale skorzystałam z chwili, gdy Emka usnęła. A ostatnio zdarza Jej się to bardzo rzadko. Wczoraj nie spała od 7 rano do 23 przez te cholerne kolki...
EDIT: mamy założyć Małej plaster na przepuklinkę pępkową. Oglądałam instrukcję. Trzeba w płat skóry zawinąć pępek. Boję się, że przy tym napięciu brzuszka jeszcze bardziej Emka będzie cierpiała. Któraś z Was miała problem z przepuklinką pępkową i stosowała plaster? Jak znosiły to dzieciaczki? Jak długo ten plaster musi być przyklejony? I czy jeśli jeszcze trochę pozwlekamy to nie przegapimy momentu na pozbycie się przepuklinki?