Hej.
To pocieszające, że nie tylko ja nie jestem spakowana :-) W razie co wszystkie wylądujemy na porodówce nieprzygotowane. Mniejszy wstyd ;-)
Jeżynka a no już tylko kilka dni zostało do ślubu. Tylko jakoś skrzydła mi się z wielu względów podcieły i... po prostu czuję, że to będzie jedna wielka porażka.
GosiaLew ja u siebie jeszcze mam sporo do zrobienia. Ale jak skończę to rozważę Twoje zaproszenie ;-)
Lilijanna fajnie, że tym razem na imprezie z udziałem szwagierki było miło. Oby częściej. Nie rozumiem tylko tego, czemu masz odczucie, że jej dziwne zachowanie jest wynikiem tego, że nie widzi jak bardzo kochasz jej brata? Ma jakieś powody, by sądzić, że mogłoby być inaczej?
Just może synek będzie strażakiem i dlatego ćwiczy na Mamie siuśkowe niespodzianki? ;-)
Pati oj to nie fajnie z pracą się robi... A nie lepiej pracować, jednocześnie szukać i jak się znajdzie to dopiero się zwolnić? Ja tak robiłam 4 lata temu jak miałam dość wyzysku w mojej poprzedniej pracy. Zaciskałam zęby codziennie wstając do pracy, jednocześnie szukałam innej, jak znalazłam wzięłam urlop, by przez 2 tygodnie chodzić na okres próbny do nowej pracy, a po 1,5 tyg urlopu odwiedziłam stary zakład i położyłam z uśmiechem na twarzy wypowiedzenie na stół moim szefom. W Waszej sytuacji chyba też lepiej jeszcze troszkę wytrzymać. Ale zawsze to kilka groszy i jakaś niezależność od Rodziców.
Aneczka nie podejrzewam się jeszcze o syndrom gniazada :-) Za szybko. Po prostu miałam spięcie z M i żeby nie myśleć musiałam się czymś zająć :-) Ze zdjęć widać, że impreza była udana. A arbuz... Rewelacja...
Agatko no i gdzie relacja? Gdzie zdjęcia??
A u mnie Dziewczyny kryzys. Ja nie wiem, ten ślub chyba nie jest nam dany. Po pierwsze: w porównaniu do października będzie 10 osób mniej. Z różnych powodów. Jedna para się rozwodzi i nie chce spędzać blisko siebie żadnego czasu. Innej parze w kwietniu urodziło się dziecko i mimo prób przestawienia Małej na butelkę nie udało się, więc nie przyjdą. Przyjaciółka (choć to chyba słowo na wyrost) jest singielką i z tego powodu postanowiła nie przychodzić. A koleżanka z pracy prosto w oczy powiedziała mi, że lipiec to okres urlopowy i sorry, ale... Wiedząc od października, że ślub jest 3 lipca, nie mogła zaplanować urlopu tak, by zjechać na ślub? Zwłaszcza, że 5 lipca zaczynamy po 2tygodniowej przerwie kolejny okres rozliczeniowy w pracy? Chcieć to móc... No ale... No i jeszcze wczoraj dowiedziałam się, że moja kuzynka pokłóciła się z mamą, czyli moją ciotką i ich przyjazd (łącznie 4 osoby) stoi pod znakiem zapytania. Ciotka i wujek ostatecznie stwierdzili, że przyjadą. Ale moja kuzynka, mimo że próbowałam z nią wczoraj nawiązać kontakt (dziś mamy zgłosić w knajpie liczbę gości) nie raczyła się określić, czy zmieniły się jej plany odnośnie ślubu. Dowiedziałam się też, że ta sama kuzynka była proszona rok temu na ślub i wesele drugiej mojej kuzynki, potwierdziła przyjazd, po czym nie informując nikogo nie przyjechała. I kasa za 2 osoby poszła precz... Niepoważne, ale prawdziwe. A dla mnie i dla M w naszej sytuacji każda złotówka się liczy...
Więc niedość, że będzie mniej osób niż miało być, to strona M ma tą nagłośnioną przez nich żałobę, więc już nie wiem dla kogo będzie grała orkiestra... O ile w ogóle się zjawi, bo...
...i ona zaczyna mnie niepokoić. Jakiś taki mniej otwarty kontakt mamy z nimi w porównaniu z październikiem. Mieli wczoraj dzwonić ustalić ostatnie szczegóły. I nic...
Do tego ex znów się uaktywniła. Kupiliśmy synowi M część szkolnej wyprawki. Komplet zeszytów z jednej serii, bloki rysunkowe, techniczne, ołówki, długopisy, gumki, farbki, kredki, itp. Cała siata tego wyszła. Wczoraj jak M odprowadził dziecko do domu, po chwili był telefon z dosłownie ryjem, że po co on kupuje takie rzeczy! Ona już dawno ma tą wyprawkę przygotowaną, jak M jeszcze nie pomyślał, że można by coś kupić! (***** prawda, bo na pytanie M o wyprawkę do IV klasy, syn odpowiedział mu, że jeszcze niczego nie ma. Ani zeszytów, ani przyborów, ani podręczników). Wiecie, ja się wdzięczności i podziękowań nie spodziewałam, bo to nie w stylu ex. Ale mogła choć milczeć, bo zakup tych wydawałoby się pierdół też ciągnie po kieszeni. Ona wiecznie narzeka na brak pieniędzy, więc powinna się cieszyć, że jakieś koszty jej odpadły.
W zamian za to poza ryjem, że w dupę możemy sobie wsadzić te zakupy, znów zaczęła rzucać się o dołożenie do podręczników. Co roku M się dokłada i co roku przeżywamy to samo: jej telefony, groźby i plucie o kasę. Już w tym roku, ze 2 tygodnie temu była mowa o tym, że się M dołoży. Nie rozumiem po co wraca do tego tematu...
No i punkt kulimacyjny. Ponieważ ex pracuje na pełen wymiar godzin i za pełną pensję, ale wykazuje się zaświadczeniem na 1/4 etatu za 315zł brutto, więc ciągnie zasiłki i pomoce gdzie tylko może. W lutym koleżanka powiedziała jej, że mops przy spełnieniu odpowiednich warunków finansuje wyjazdy dla dzieci. Więc skorzystała. Zapowiedziała M, że flaki sobie wyprówa by dziecko mogło gdzieś wyjechać. Ale nie chciała powiedzieć ani gdzie, ani na ile, itd. Wg ustaleń sądu podział ferii zimowych jest tydzień na tydzień, a wakacji miesiąc na miesiąc. Pierwszy tydzień ferii zimowych miał być wg ustaleń między nimi M, a drugi jej - poświęcony na tenże wyjazd. Jak się okazało, że mimo niskiego zaświadczenia, jednak przekroczyła zakładany przez mops próg i musi dopłacić do wyjazdu 200zł, to zaczęły się telefony do M, że ma się dołożyć do tego wyjazdu. Nie docierało do niej, że podział jaki został zasądzony nakłada na oboje rodziców wydatki w takiej rozpiętości na jaką sami sobie pozwolą w ciągu swojego czasu z dzieckiem. Czyli tydzień M płaci, tydzień ona. Prosty układ, prawda? Ale ex uważa, że M powinien wyskakiwać z kasy zawsze wtedy kiedy ona rzuci hasło. To nic, że M nigdy nie prosił by pokryła połowę kosztów np za dojazd dziecka do mamy M (a to lekko 400zł za paliwo w jedną stronę). Jak więc M odmówił współfinansowania tego zimowego wyjazdu, co zrobiła ex? Nie dała mu dziecka na jego tydzień. Co miał więc zrobić M? Dołożył tą połowę, by móc z dzieckiem spędzić jednak trochę swojego czasu.
Teraz ex znów uderzyła do mopsu, który organizuje wyjazdy letnie. Podejrzewam, że nauczona doświadczeniem z zimy, przedstawi takie zaświadczenie, że załapie się na 100% dofinansowanie. Ale nie przeszkadza jej to w rządaniu od M finansowania wyjazdu. Chce kasy i już. A na jakiej podstawie oblicza kwoty nie raczy powiedzieć. Zresztą nigdy np. nie widzieliśmy jakiejkolwiek faktury lub paragonu za np. podręczniki. Płaciliśmy połowę kwoty tego co mówiła ex, podpierając się ewentualnie pomocą znajomych z dziećmi w podobnym wieku, których pytaliśmy ile wydali. I my pokrywaliśmy połowę, a ex nie dokładała do tego ani złotówki, bo po pierwsze dostawała kasę z UM, po drugie korzystała z programu rządowego "wyprawka szkolna I-III". Rewelacja. W tym roku się wkurzyłam i zdobyłam listę podręczników na rok szkolny 2010/11. Zapoznałam się z cenami książek, podsumowałam to wszystko i ex nie dostanie ani grosza więcej ponad tą połowę jaka mi wyszła z obliczeń. Z programu rządowego nic nie dostanie, bo to już IV klasa, ale UM nadal będzie jej zwracał 100zł. Nie wiem czy mops też jej nie pomoże, więc... To zawsze my jesteśmy w plecy, a kasą nie sramy na prawo i lewo i takie wydatki są dla nas dużym obciążeniem. A wracając do wakacji. Nakręcona wczoraj ex wysłała M smsa, że jest z niego .... pipipipi... bo co z niego za ojciec, że się do wakacji dziecka dołożyć nie chce! A ona juz drugi raz finansuje mu w C A Ł O Ś C I kolonie, co dla samotnej matki (jej ulubiony zwrot) jest nielada wyrzeczeniem... A jak M się jej pyta, czy zwróci mu połowę kosztów za jego miesiąc z dzieckiem, ex wybucha śmiechem, kwitując to tym, że jego miesiąc - jego problem. Dziwne, że w drugą stronę to nie działa... Teoretycznie to, że wakacje są z mopsu można udowodnić. Problem polega na tym, że na poprzedniej sprawie o podwyżkę sąd odrzucił nasz wniosek o wystąpienie do mops o wykaz dofinansowań dla ex. Więc... Podejrzewam, że w kolejnym pozwie przeczytamy stek kłamstw i wymyślonych kwot na oba wyjazdy...
I przeraża mnie to, bo jak tylko ex dowie się o ślubie, to pozew gwarantowany. A jak sąd wezwie mnie do okazania moich dochodów nie będę mogła odmówić. A nie uśmiecha mi się wizja, by taka ..... pipipipi... jak ex wiedziała ile zarabiam.
Tak więc jak widzicie, ani ślub ani inne sprawy nie idą po naszej myśli. Nie rozumiem dlaczego w oczach życia nie zasłużyliśmy na odrobinę spokoju. Czemu ciągle idzie nam pod górkę???
Sorrki za tak długi wpis. Ale jakbym tego z siebie nie wyrzuciła to bym zwariowała.