Cześć Dziewczyny.
Ewela Twój synek jest śliczny. Choć nie wiem czy powinnyśmy tak go wychwalać, by go nie zaczarować :-)
Nie mogę się doczekać zdjęć Szkraba Just.
Pati ja też mam awersję w chwili obecnej do sprzatania. Mała odrazu się buntuje, więc wszystkie obowiązki typu odkurzacz i ścierka spadły na mojego M.
Daa fajnie, że egzamin do przodu. Wiedziałam, że zdolna z Ciebie babka :-)
Ola81 cieszę się, że u Ciebie Maleństwo rośnie zdrowo. A Ty jak się czujesz?
U mnie dołu c.d. W piątek spięcie na urodzinach bratowej M. Myślałam, że po nim jak już mój M chuknął, to w końcu temat ślubu zostanie zakończony. Ale nie... Wczoraj mój M widział się ze swoim bratem, a naszym świadkiem. I ten znów wszedł na temat ślubu. Lista argumentów za tym, że to zła data rośnie w zatrważającym tempie. Zebrałam je sobie wczoraj do kupy i jest tego całkiem sporo:
1. Grzesiek brał ślub w lipcu, więc my nie powinniśmy (to nowy argument z wczoraj... bzdurny wg mnie jak nie wiem co... bo równie dobrze, można powiedzieć, że skoro zginął w październiku to nikt więcej w październiku nie powinien mieć czelności zejść z tego świata)
2. NIKT się bawić nie będzie (wysoko się cenią, bo NIKT to zaledwie 4 osoby z rodziny M, które jako jedyne podnoszą krzyk co do złej daty)
3. M nie będzie mógł zatańczyć nawet pierwszego tańca, bo go też żałoba obowiązuje (to też nowy argument z wczoraj... ciekawe... M chce ze mną zatańczyć... wyklnął go z rodziny?)
4. ja jestem na finishu, więc bawić się też nie będę mogła. Wg nich nawet na wolne tańce nie będę miała sił, więc po co mi takie wesele? (to też z wczoraj)
5. oni dbają o nasze finanse nakłaniając nas do rezygnacji z wesela i orkiestry (dziwne... w paździeniku o stan naszego portfela nie dbali...)
6. siostra M wzięła ślub po urodzeniu dziecka, więc czemu my nie możemy? (to z wczoraj... no cóż... ja nie biorę ślubu dlatego, że jestem w ciąży... ustalając drugą datę w ciąży nie byłam... a siostra M nie jest dla mnie żadną wyrocznią, żebym musiała postępować tak jak ona).
Przy okazji M dowiedział się, że żona Grześka miała nadzieję, że nie zaprosimy jej na drugie podejście do ślubu, bo jej się on za bardzo kojarzy z wypadkiem. Nie powiem po części ją rozumiem. Straciła kogoś najważniejszego w jej życiu. Ale nie tylko ona przeżywa w związku z tym traumę. Nam też ten ślub kojarzy się z wielką tragedią. I to podwójną, bo niedość, że ze śmiercią Grześka to jeszcze z koniecznością odwołania tego co miało przyprawić nas o szczęście. Jednakże słowa żony Grześka też mnie zabolały. Ponieważ zabrzmiały tak jakbyśmy to my byli winni tego co się stało. A to nie my go zabiliśmy. Nie my... To przecież był wypadek...
W każdym bądź razie M wczoraj już tak się wkurzył, że tak naskoczył na brata, iż nawet ich matka nie mogła zażegnać tej kłótni. Powiedział jasno, że jak nie chcą to nie muszą przychodzić. Nikt ich nie zmusza. Tak samo jak nikt nie zmusi ich do tańczenia. Ale jednocześnie oni nie mogą terroryzować całego towarzystwa. Nie wszyscy znali Grześka i nie wszyscy mają żałobę. I że jak jest taki mądry to niech powie kiedy będzie odpowiedni czas? Kto da nam gwarancję, że przed kolejnym ślubem znów ktoś by nie umarł? Albo że dany miesiąc nie będzie się kojarzył z Grześkiem?
Słuchałam relacji mojego M i płakałam jak bóbr. Zamiast cieszyć się tymi dniami oczekiwania coraz bardziej boję się tego dnia. Boję się, że oni mi to święto zepsują. Do tego coraz gorzej czuję się z myślą, że naszym świadkiem jest osoba, która tak naciska na odwołanie ślubu.
Jak będę mogła uwierzyć w szczerość ich życzeń tego dnia? Jak?
I jeszcze jedno: czemu tak bardzo nie próbowali zniechęcić M do ślubu z obecną ex? Przecież wszyscy poza M widzieli jaka ona jest z tego co opowiadają. Czemu więc pozwolili mu na popełnienie takiego błędu, a teraz tak bardzo go zniechęcają do założenia rodziny ze mną? Zaczynam to odbierać bardzo personalnie. I nie wiem co im takiego zrobiłam, że tak nalegają na odwołanie ślubu.
Przepraszam Was za te smutki i skargi. Ale nie mam komu się wygadać. A z Wami czuję się bardzo związana. I wiem, że mnie zrozumiecie.