Witam miłe panie!
Zostałam zmotywowana do napisania czegoś (dzięki, shingle ), choć pewnie mało kto mnie pamięta, bo zniknęłam parę tygodni temu. W 12 tygodniu miałam krwawienie i wylądowałam w szpitalu. Tylko 5 dni, ciąża utrzymana, ale stres wielki. Po tym wszystkim wróciłam do domu z nakazem leżenia, więc komputer odpadał, nawet laptop na kolanach mnie męczył. I w ogóle jakoś to źle wszystko przeżyłam, najgorszy ten strach. Że się nie uda, że poronię, że na co to wszystko, że dziecko będzie chore (szpitale pod tym względem są straszne - człowiek się nasłucha horrorów). Teraz czuję się na tyle dobrze, że siadam do komputera (mam zrobione legowisko na kanapie), robię sporo rzeczy w domu (nadal jestem na zwolnieniu) i zaczynam mieć coraz więcj nadziei. Byłam na takim wypasionym USG i jest dobrze (no prawie), wiemy, że dziewczynka, że rośnie i w ogóle. No i mamy nadzieję, że "prawie" zamieni się w ""na pewno". Tylko tak jakoś na forum już nie umiałam wrócić. Zwłaszcza, że dzieci poszły do szkoły i się zaczął kołowrót wstawaniowo-odrabianiowo-lekcjowy (ani się obejrzycie, a Wasze dzieciaczki pójdą do szkoły...).
Pozdrawiam
An
Super że się odezwałaś. Cieszę się że najgorsze już za Tobą, a teraz na pewno wszystko będzie dobrze
Łożyskiem na przedniej ścianie nie przejmuj się - ja też jestem po cesarce i też mam na przedniej ścianie. Niebezpieczniejsze jest "przodujące" ale to nie jest to samo, więc główka do góry.