Jestem w 7,5 miesiąca a dopoludnia ledwo daje radę, zawroty głowy , brzuch mnie ciągnie, chodzić niewiele mogę, jakbym była conajmniej w końcówce ciąży, jak pomyślę że muszę powyciągać ubranka po córce i przyszykować i łóżeczko i samej torbę do szpitala to czuję się jakbym szykowala się na pogrzeb. Może już nie o to chodzi że dziecko jest chore i szczerze nie wiem czy poradzimy sobie z mężem, ja już teraz przy dwójce nie daje rady, a to dodatkowe obciążenie.Po prostu teraz do mnie dotarło że nie chce trzeciego dziecka, że nie chce już pieluch kaszek zupek, szczepień co miesiąc i jelitowek. Chce ruszyć do przodu przedszkole szkoła zapewnić synowi córce a samej iść do pracy, a teraz dojdą rehabilitacje i lekarze i nie wiadomo jakie problemy wychowawcze z trzecim chorym dzieckiem. Żałuję strasznie żałuję że nie doceniałam tego co mam tylko szarpnelismy się jeszcze na trzecie.Mam teraz spokojne życie z mężem i dwójką, boje się tego co będzie, boje się że nasz świat ronie, że braknie czasu dla syna i córki że ciągle będzie brakować pieniędzy ze względu na leczenie i że i tak nie będzie nadzieji na lepsze jutro ,boje się że to nas że to mnie zniszczy.