@Pala88_emku
Co do rokowań i innych wad.
Rokowania są cały czas niezmienne od początku. Wiemy, że nie pozyje długo. Nie wiadomo ile. Nie wiemy właściwie nic konkretnego. Ten zespół wad jest tak niespotykany, że nikt nic nie wie, poza tym, że jest w konsekwencji śmiertelny. Każdy przypadek jest inny.
Tosiaczek ma przede wszystkim mocno powiekszone serce, bez innych wad. Z czasem doprowadzi to do jego niewydolności - może to być za tydzień, miesiąc, trzy... Ma powiększoną prawa nerke, ledwo pracuje, ale jeszcze daje rade, powiększona wątroba. Ale te organy nie są raczej w tak złym stanie. W mózgu też coś nie jest do końca wykształcone. Ma charakterystyczne cechy w wyglądzie. Jest nieprawidłowa budowa języka, ma krótkie, grube wezidelko i trzyma ten jezyczek mocno z przodu. Przez to trudno jej przełykac. Ale potrafi. Potrafi mimo to ssać ze smoka. Zbiera jej się ta wydzielina, która trzeba odsysac co jakiś czas i musi leżeć tylko na bokach lekko uniesiona. Przez to męczy się bardziej, że względu na serduszko głównie. Każdy posiłek to dla niej wysiłek.
Nie ma tutaj leczenia. Nie wyleczy się wady w chromosomach. Jedyne co można i trzeba robić to zapewniać jej komfort. Żeby jadła, było jej dobrze, nie cierpiała i nie bolało.
Dlatego trzeba odsysac płyn, żeby łatwiej się oddychało i łatwiej jadło. Bo apetyt ma
Uczę się takich zabiegów. Wyglądają koszmarnie, jest to dla niej nieprzyjemne. Ale wiem, że muszę się nauczyć to robić, bo wyjdziemy do domu. A to jej pomaga.
Tez uczę się jak ją karmić. Każdy detal jest ważny. Cały czas już ma obok buźki maskę z tlenem. Do karmienia muszę ją wybudzac, ale i tak śpi Mały Leniwiec
trzeba do tego ogrom cierpliwości. Duzo pracy mam przy tym wszystkim. Odciaganie mleka, przebieranie, karmienie, potem mycie butelek, laktatora, wyparzanie. Schodzi na wszystko dużo czas, a potem jak mogę się położyć to zostaje mi godzina, bo znowu muszę wstać i odciągac itd...
Jestem zmęczona, zestresowana. Od tygodnia mieszkam w szpitalu. Wszystko skutpulatnie notuje, każde karmienie, każdy ml wypiteho mleczka, każda kupke
wszystko jest ważne. Pielęgniarki są świetne. Lezymy w oddzielnej sali, a ze względu na brak miejsc na poporodowym, zostałyśmy na trakcie porodowym, gdzieś tam na końcu. Pielęgniarki i lekarze z neonatologii muszą do nas iść przez pół szpitala hehe do mnie zaglądają położne, między porodami
jest kilka bardzo życzliwych zaangażowanych osób. Tosia nawet w szpitalu narobiła zamieszania, tyle osób jej tu kibicuje.
Mogę napisać tak długi post, bo siedzę i "szykuje śniadanie" dla Tosiaczka
Tak to mniej więcej wszystko teraz wygląda. Miałyśmy dzisiaj wyjść, ale po ostatniej akcji z wczoraj wątpię. Muszę nauczyć się używać ssak i zorganizować sprzęt do domu (hospicjum nam pomoże).