reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Wada letalna mojej córeczki....

@Destino Helenka to dopiero waleczna dziewczynka :)
@Heda tak, medycyna idzie do przodu, ale w naszym przypadku nic to nie zmienia.... Nikt się tak naprawdę nie interesuje takim "przypadkiem", nie da się wyleczyc. Lekarze podchodza do tego, że się nie pomaga, bo i tak nie można wyleczyć.

Pewnie masz rację co do stóp, też tak myślimy. Czekamy. Masuje codziennie. Są bardziej miękkie, dają się odgiąć ładnie. Tyle mogę zrobić.
Co do napięcia, ma mieszane. Jest poprawa odkąd ćwiczymy. Przez pierwsze miesiace/tygodnie leżała taka jak lalka. Rączki podkurczone, nóżki, głowy nie uniosła..... A teraz? Tak wierzga nóżkami, że czasami trudno pieluche zmienić :) kręci się, macha łapkami. Dźwiga trochę główkę. Ćwiczymy codziennie :) nadal brzuszka nie lubi, ale jets coraz lepiej :)

Mam urocze filmiki jak gada, chciałabym Wam pokazać ale nie mam jak... Jets taka urocza :)

A dziś o 4 jak zaczęła poplakiwac, bo głodna, potem o 7...... Niedługo nie będę potrzebowała budzika bo już sama mi krzyczy kiedy chce jeść :) i dziś od 7:15 do 8:30 zjadła 120 ml.... Ze strachem porcjami jej dawalismy, bo się ciągle domagała.... Teraz leży, nie śpi i opowiada historie :)
 
reklama
@Destino Helenka to dopiero waleczna dziewczynka :)
@Heda tak, medycyna idzie do przodu, ale w naszym przypadku nic to nie zmienia.... Nikt się tak naprawdę nie interesuje takim "przypadkiem", nie da się wyleczyc. Lekarze podchodza do tego, że się nie pomaga, bo i tak nie można wyleczyć.

Pewnie masz rację co do stóp, też tak myślimy. Czekamy. Masuje codziennie. Są bardziej miękkie, dają się odgiąć ładnie. Tyle mogę zrobić.
Co do napięcia, ma mieszane. Jest poprawa odkąd ćwiczymy. Przez pierwsze miesiace/tygodnie leżała taka jak lalka. Rączki podkurczone, nóżki, głowy nie uniosła..... A teraz? Tak wierzga nóżkami, że czasami trudno pieluche zmienić :) kręci się, macha łapkami. Dźwiga trochę główkę. Ćwiczymy codziennie :) nadal brzuszka nie lubi, ale jets coraz lepiej :)

Mam urocze filmiki jak gada, chciałabym Wam pokazać ale nie mam jak... Jets taka urocza :)

A dziś o 4 jak zaczęła poplakiwac, bo głodna, potem o 7...... Niedługo nie będę potrzebowała budzika bo już sama mi krzyczy kiedy chce jeść :) i dziś od 7:15 do 8:30 zjadła 120 ml.... Ze strachem porcjami jej dawalismy, bo się ciągle domagała.... Teraz leży, nie śpi i opowiada historie :)
Takie zawieszenie jest trudne... ciężko się wtedy ukierunkować na jakieś działania. Nie wiadomo na czym się skupić. Myślę że dobrze wyznaczać sobie krótko terminowe cele i do nich dążyć. Stymulować mała tak jak to robisz, kochać tulić i zdecydować na te zabiegi i wizyty które podniosą jej komfort życia i ułatwia kontakt z wami i że światem.
Tak jak piszesz lekarze rozkładają ręce i to jest takie trudne że nie dają wam nadziej na lepsze jutro dla Tosi. Pozostaje się skupić tylko na tym ci dziś bo jutro jest tajemnicą. Jesteś super mamą, świetnie dajesz sobie radę w tej trudnej sytuacji... I wiadomo że są chwilę że siedzisz rozkładają ręce i ryczysz jak bóbr i to też jest normalne pozwól sobie na chwilę słabości...
Dobrze że rehabilitacja pomaga, mała może poznać otaczający ja świąt, posmakować swojej łapki... napewno złapiesz te chwile i starsza się je zapamiętać na zawsze...
 
@Itsaris - jesteś wyjątkową Mamą wyjątkowej Dziewczynki. Ile czasu macie tego nie wie nikt, nawet najbardziej znakomici lekarze na świecie. Jeśli czytanie o innych przypadkach chorych dzieci Cię dołuje, a nie wyciągasz z tego nic, co mogłybyście zastosować w Waszej walce, to lepiej chyba to odpuścić. Ważne jest, żebyś dbała o swój komfort psychiczny. Wiem, że chcesz dla Tosienki wszystkiego co najlepsze. Podjęłaś dużo trudnych decyzji, pełno ich przed Tobą. Ale... ale ważna jesteś też Ty. Opieka nad dzieckiem (niezależnie czy zdrowym czy chorym) wymaga dużo poświęcenia i czasem łatwo w tym zatracić siebie. Dlatego proszę, dbaj też o siebie.
Co do ośrodka - przemyślałabym na ile układ odpornościowy Tosienki poradzi sobie z dużą ilością obcych bakterii, które niewątpliwie tam będą. Czy lepszym jest decydowanie się już teraz czy np poczekanie pół roku. Tosienka dzięki Twojemu mleczku dostaje ogromną ilość przeciwciał (zobacz jak świetnie poradziła sobie z katarkiem), ale może warto to przedyskutować z lekarzem.

@Destino - cieszę się, że się odezwałaś. Że Malutka tak walczy. Modlę się za Was.
 
Strasznie szybko leci czas, dni mijają nawet nie wiem kiedy.... Już że dwa razy zbierałam się do napisania, ale ciągle coś. Są dni lepsze, są gorsze.....

Tosia wczoraj ważyła równo 4 kg!! Czuć na rękach klocusia :) taka bobasowa się zrobiła, rączki jak serdelki, udka niczego sobie i druga broda apetyt nadal świetny. Mleka mam na styk. Lubi się obudzić o 5.30/6 i gadać, zawyje, zamialczy, nie chce spać:) Najlepiej zjeść i porozmawiać z mamą, przecież wczesny poranek to dobra pora na pogaduchy ;) zrobiła się bardzo kontaktowa, patrzy, czeka co się wydarzy, ale odzi oczami za osobą, zabawką.
Dziś miała szczepienie, na razie śpi. Lepiej zniosła niż poprzednie. Zobaczymy jak noc czy nie będzie dzie gorączki.
Miałyśmy też wizyty u lekarzy. Neonatolog, kardiolog, usg brzuszka, genetyk, rehabilitant. Wszystko bez zmian, nie wygląda to źle,nic się nie pogorszyło. Wyniki genetyczne takie same jak były. Zaczęłam szukać po angielskich stronach częściowej trisomii 16. Znalazłam podobne opisy, nawet z lat 70. Dzieci nie żyły dłużej niż rok, różnie. Ach nawet nie chce o tym pisać.... Odkąd zaczęłam znowu szukać informacji, jestem zdołowana.
Nie mogę tego wszystkiego pojąć. Nie rozumiem. Mam przed sobą żywe czterokilowe niemowle. Uśmiecha się, śmieje, gaworzy. Wyniki nie są takie złe. Więc dlaczego?!?!!!

Jak mam żyć ze świadomością, że kiedyś Ona mi zaśnie i nie otworzy oczu. Ze będzie to prędzej, niż później. Jak mam żyć, mam się żegnac każdego dnia? Do tej pory cały czas wmawialam sobie, że przecież jest dobrze. Rośnie, nie mamy wielkich problemów. Może przecież żyć latami. I tak trafiłam na te opisy sprzed lat podobnych przypadków. Nie identyczne, ale jednak chodzi o chromosom 16. Te maleństwa żyły, jednak przegrywały.....
Nie wiem, mam żyć w bance i udawać, że to się nie stanie? Mam się przygotowywać - znowu-jak w ciąży, na najgorsze? Nie wiem czy potrafię żyć nadal tak z dnia na dzień, nie myśląc co będzie dalej.
Codziennie mamy dylemat co robić z jej stopami. Nawet nie wiemy czy jechać do Kajetan z jej słuchem. Wyprawa dla nas spora, tylko czy warta zachodu. Boję się, że możemy ją na coś narazić. Każdego dnia o tym wszystkim myślę. Głowa już pęka.
Chciałabym ją tylko tulić. Cały czas trzymać w ramionach i nie wypuścić. Niech patrzy mi w oczy i się uśmiecha. Dotyka mnie rączka po twarzy. Niech płacze, bo chce mleka albo po prostu mnie potrzebuje. Niech po prostu żyje....


Niedawno do Tosi przyszła przesyłka, od wspaniałej @Marciątko. Dziękujemy za prezenty :) i za piękny list i Twoje słowa ❤️
Zaczęłam codziennie sprawdzać forum odkąd na Was się natknęłam... aby zobaczyć co u Was słychać. Przeżywam bardzo Wasza historie i jest mi niezmiernie smutno myslac jaki to musi być dla Ciebie stres codziennie się budzić z myślą czy jest wszystko Ok. Może ciężko w tej sytuacji żyć z dnia na dzień, jednak nie możesz zadręczać się codziennie myślami o najgorszym. Wg mnie powinnaś pomyśleć i o słuchu i o nóżkach... nie powinnaś myśleć czy warto - warto jest próbować i walczyć - mimo wszystko... Domyslam się ze podróż tez nie jest łatwa z małą, jednak może jej to wiele dać, musicie jej pozwolić się rozwijać. Nie myślcie o tym kiedy może jej zabraknąć. Nic Wam to nie da oprócz jednego wielkiego dola. Nie przewidzicie tego - bo się tego przewidzieć nie da... trzeba czerpać obecnie z życia ile sił! Życzę Wam dużo tej siły bo wiem ze naprawdę tego nie potrzebujecie. Przesyłam moc uścisków ❤️ Trzymajcie się kochane.
 
Co do wyjazdu do Kajetan, jeszcze myślimy. Boję się tej drogi, oczekiwania tam na miejscu. Tłumów ludzi i ich bakterii.. Jakkolwiek to nie brzmi, ale wiadomo o co chodzi.
******

Dużo pisze o sobie, o Tosi. A chciałam wspomnieć o jej tacie. Różnie miedzy nami było, różnie jest. Były wielkie kryzysy, nawet po porodzie, a może tym bardziej po.... Moje hormony, wielki stres, wszystko nam się poprzestawialo w życiu do góry nogami. Tygodniami żyliśmy ze świadomością, że dziecka nie będzie. Nie wiem czy wspominałam, ale byliśmy raz w domu pogrzebowym, potrzebowaliśmy kupić naczynko na wodę święconą dla Tosi na poród. Przełamaliśmy się i wypytalismy o przebieg pogrzebu, formalności, wybór miejsca.... Byłam wtedy w 8 miesiącu ciąży...... Brzmi to jak ze złego filmu, a chcieliśmy po prostu być przygotowani.
I nagle mamy dziecko w domu. Wszystko się skupia wokół Tosi. Nie mogłam karmić piersią i do tego ciągła walka o pokarm. Karmienie butelka trwa godzinę.... Minęły prawie 4 miesiące, jutro będzie 15 tygodni.

Tata Tosi spisuje się na medal. Piszę to i mam łzy w oczach. Przetrwał cały poród, był cały czas ze mną, dźwigał mnie z łóżka, prowadził, rozbierał/ubierał, trzymał za rękę, albo za głowę przy partych (tak słyszałam, nie pamiętam). Przytulał i płakał razem ze mną. Położna mi mówiła, że łzy mu płynęły jak już była końcówka porodu. Kangurował kiedy ja poszłam się umyć. Był codziennie przed pracą i po pracy w szpitalu. Nauczył się karmić z butelki, przewijać. Wiem, że się bał, ale nigdy nie dał po sobie poznać. Myje butelki, wszystkie części laktatora, odmierza mleko, karmi, najlepiej potrafi ją odbić. Pierwsze kąpiele sam trzymał na rękach Tosie a ja ją myłam. Jeździł, wszystko sam kupował i wybierał - przewijak, pościel, kołyske. W soboty w nocy wstaje ze mną co te dwie godziny karmi Tosie, ja się ściągam. W tygodniu robię to sama, bo ma taką pracę, że musi się wyspać. Ale po pracy codziennie Tosia jest jego.
Został wielokrotnie obsiusiany, zdarzyła się też strzelająca kupka ;) ostatnio ciągle Tosia ulewa /wymiotuje - zawsze na tatę.....
Jak wychodze z pokoju, słyszę "kątem ucha" jak z nią rozmawia :D wymyśla Jej najśmieszniejsze "ksywki" ("Bąbelek wstał!"), drzemie obok Niej i trzyma za rączkę. A najchętniej to "ona musi polezec na tatusiu" - wiadomo, relax taty i dziecka dwa w jednym :)
Nie odszedł. Nie wini nikogo. Opiekuje się Tosia. Nie stracił zainteresowania mną.
Jest typowym facetem, nie mówi co go boli, nie chce rozmawiać, raczej słucha co ja mówię i przytula jak ja płaczę.
Nigdy nie zapomnę, jak powiedział mi, że "boję się chodzić do pracy. Codziennie myślę o Was, o tym czy jak wrócę to Ona nadal tam będzie".

Może być między nami różnie. Ale jestem szczęśliwa , że to On jest tatą Tosi. Duzo z siebie daje, jest dla niej ciepły, stara się. Mamy w głowie świadomość opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem. Wiem, że wielu mężczyzn odchodzi, nie radzi sobie. A On daje rade. Nie jest ideałem, ale jest wspaniałym tatą.

*******

A dziejszy poranek spędziliśmy z córcią w wyrku. My ledwo patrzylismy na oczy, przez te nocne wstawanie... A Tosia przeszczęśliwa, najedzona, śmieszkowała wyspana obok rodziców :)
 

Załączniki

  • IMG_20190120_173809_304.jpg
    IMG_20190120_173809_304.jpg
    128,3 KB · Wyświetleń: 892
Miło się czyta wieści o Was spokój na duszy... Obydwoje tak naprawdę jesteście dzielni ❤️ Chociaż tak jak mówisz, przypadki gdzie facet nie wytrzymuje presji w takich sytuacjach są tak naprawdę częste i wiadomo ze emocje, które w Was się pojawiły nie sprzyjały relacji. U nas na pierwsza wiadomość o trisomii 18 tez powstało wiele niezgodności... denerwowało mnie jak mój partner nie płakał, nie pokazywał swoich emocji... miałam do niego o to pretensje, robilam mu wręcz awantury o to, które słuszne zreszta nie były... to siedziało w nim... a ja musiałam być głośna z żalu i rozpaczy a gdy ja krzyczałam on mnie przytulał... dziś wiemy, ze jesteśmy bezpieczni jednak mimo wszystko wiem, ze kazdy na swoj sposób przeżywa na takie tragedie ale właśnie w takich trudnych chwilach tez możemy zobaczyć, czy możemy na siebie liczyć mimo ze nie jesteśmy wszyscy tacy sami. Po tym co przeżyliście a w sumie i dalej przeżywacie można być pewnym ze jesteście dobrze dobrani. Pięknie to jest, ze tak się wczuwa tez w wychowywanie Tosi :) przyszłość może jest niepewna... ale chwila trwa tu i teraz i to nią trzeba się cieszyć.

Co do Kajetanowa, musicie o tym porozmawiać z lekarzem, czy powinniście się bac tej podróży. Wiadomo, dużo rzeczy nowych, zarazków, bakterii itd... ale bez tego ciężko będzie aby malutka się rozwijała jak trzeba w miarę swoich możliwości.

A tak poza tym... fajnie ze jest obecnie wszystko w porządku a Tosia robi sobie z was śmieszki. to takie chwile, które powinny Wam towarzyszyć codziennie.
 
Co do wyjazdu do Kajetan, jeszcze myślimy. Boję się tej drogi, oczekiwania tam na miejscu. Tłumów ludzi i ich bakterii.. Jakkolwiek to nie brzmi, ale wiadomo o co chodzi.
******

Dużo pisze o sobie, o Tosi. A chciałam wspomnieć o jej tacie. Różnie miedzy nami było, różnie jest. Były wielkie kryzysy, nawet po porodzie, a może tym bardziej po.... Moje hormony, wielki stres, wszystko nam się poprzestawialo w życiu do góry nogami. Tygodniami żyliśmy ze świadomością, że dziecka nie będzie. Nie wiem czy wspominałam, ale byliśmy raz w domu pogrzebowym, potrzebowaliśmy kupić naczynko na wodę święconą dla Tosi na poród. Przełamaliśmy się i wypytalismy o przebieg pogrzebu, formalności, wybór miejsca.... Byłam wtedy w 8 miesiącu ciąży...... Brzmi to jak ze złego filmu, a chcieliśmy po prostu być przygotowani.
I nagle mamy dziecko w domu. Wszystko się skupia wokół Tosi. Nie mogłam karmić piersią i do tego ciągła walka o pokarm. Karmienie butelka trwa godzinę.... Minęły prawie 4 miesiące, jutro będzie 15 tygodni.

Tata Tosi spisuje się na medal. Piszę to i mam łzy w oczach. Przetrwał cały poród, był cały czas ze mną, dźwigał mnie z łóżka, prowadził, rozbierał/ubierał, trzymał za rękę, albo za głowę przy partych (tak słyszałam, nie pamiętam). Przytulał i płakał razem ze mną. Położna mi mówiła, że łzy mu płynęły jak już była końcówka porodu. Kangurował kiedy ja poszłam się umyć. Był codziennie przed pracą i po pracy w szpitalu. Nauczył się karmić z butelki, przewijać. Wiem, że się bał, ale nigdy nie dał po sobie poznać. Myje butelki, wszystkie części laktatora, odmierza mleko, karmi, najlepiej potrafi ją odbić. Pierwsze kąpiele sam trzymał na rękach Tosie a ja ją myłam. Jeździł, wszystko sam kupował i wybierał - przewijak, pościel, kołyske. W soboty w nocy wstaje ze mną co te dwie godziny karmi Tosie, ja się ściągam. W tygodniu robię to sama, bo ma taką pracę, że musi się wyspać. Ale po pracy codziennie Tosia jest jego.
Został wielokrotnie obsiusiany, zdarzyła się też strzelająca kupka ;) ostatnio ciągle Tosia ulewa /wymiotuje - zawsze na tatę.....
Jak wychodze z pokoju, słyszę "kątem ucha" jak z nią rozmawia :D wymyśla Jej najśmieszniejsze "ksywki" ("Bąbelek wstał!"), drzemie obok Niej i trzyma za rączkę. A najchętniej to "ona musi polezec na tatusiu" - wiadomo, relax taty i dziecka dwa w jednym :)
Nie odszedł. Nie wini nikogo. Opiekuje się Tosia. Nie stracił zainteresowania mną.
Jest typowym facetem, nie mówi co go boli, nie chce rozmawiać, raczej słucha co ja mówię i przytula jak ja płaczę.
Nigdy nie zapomnę, jak powiedział mi, że "boję się chodzić do pracy. Codziennie myślę o Was, o tym czy jak wrócę to Ona nadal tam będzie".

Może być między nami różnie. Ale jestem szczęśliwa , że to On jest tatą Tosi. Duzo z siebie daje, jest dla niej ciepły, stara się. Mamy w głowie świadomość opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem. Wiem, że wielu mężczyzn odchodzi, nie radzi sobie. A On daje rade. Nie jest ideałem, ale jest wspaniałym tatą.

*******

A dziejszy poranek spędziliśmy z córcią w wyrku. My ledwo patrzylismy na oczy, przez te nocne wstawanie... A Tosia przeszczęśliwa, najedzona, śmieszkowała wyspana obok rodziców :)
Łezka w oku się kręci...[emoji173].
Zazdroszczę takiego partnera. Niestety takich mężczyzn jest za mało na świecie[emoji6].
Jak miło się czyta, że macie takie wspaniałe chwile. Jesteście wtedy tylko dla siebie. To cudowne[emoji171][emoji4]
 
Co do wyjazdu do Kajetan, jeszcze myślimy. Boję się tej drogi, oczekiwania tam na miejscu. Tłumów ludzi i ich bakterii.. Jakkolwiek to nie brzmi, ale wiadomo o co chodzi.
******

Dużo pisze o sobie, o Tosi. A chciałam wspomnieć o jej tacie. Różnie miedzy nami było, różnie jest. Były wielkie kryzysy, nawet po porodzie, a może tym bardziej po.... Moje hormony, wielki stres, wszystko nam się poprzestawialo w życiu do góry nogami. Tygodniami żyliśmy ze świadomością, że dziecka nie będzie. Nie wiem czy wspominałam, ale byliśmy raz w domu pogrzebowym, potrzebowaliśmy kupić naczynko na wodę święconą dla Tosi na poród. Przełamaliśmy się i wypytalismy o przebieg pogrzebu, formalności, wybór miejsca.... Byłam wtedy w 8 miesiącu ciąży...... Brzmi to jak ze złego filmu, a chcieliśmy po prostu być przygotowani.
I nagle mamy dziecko w domu. Wszystko się skupia wokół Tosi. Nie mogłam karmić piersią i do tego ciągła walka o pokarm. Karmienie butelka trwa godzinę.... Minęły prawie 4 miesiące, jutro będzie 15 tygodni.

Tata Tosi spisuje się na medal. Piszę to i mam łzy w oczach. Przetrwał cały poród, był cały czas ze mną, dźwigał mnie z łóżka, prowadził, rozbierał/ubierał, trzymał za rękę, albo za głowę przy partych (tak słyszałam, nie pamiętam). Przytulał i płakał razem ze mną. Położna mi mówiła, że łzy mu płynęły jak już była końcówka porodu. Kangurował kiedy ja poszłam się umyć. Był codziennie przed pracą i po pracy w szpitalu. Nauczył się karmić z butelki, przewijać. Wiem, że się bał, ale nigdy nie dał po sobie poznać. Myje butelki, wszystkie części laktatora, odmierza mleko, karmi, najlepiej potrafi ją odbić. Pierwsze kąpiele sam trzymał na rękach Tosie a ja ją myłam. Jeździł, wszystko sam kupował i wybierał - przewijak, pościel, kołyske. W soboty w nocy wstaje ze mną co te dwie godziny karmi Tosie, ja się ściągam. W tygodniu robię to sama, bo ma taką pracę, że musi się wyspać. Ale po pracy codziennie Tosia jest jego.
Został wielokrotnie obsiusiany, zdarzyła się też strzelająca kupka ;) ostatnio ciągle Tosia ulewa /wymiotuje - zawsze na tatę.....
Jak wychodze z pokoju, słyszę "kątem ucha" jak z nią rozmawia :D wymyśla Jej najśmieszniejsze "ksywki" ("Bąbelek wstał!"), drzemie obok Niej i trzyma za rączkę. A najchętniej to "ona musi polezec na tatusiu" - wiadomo, relax taty i dziecka dwa w jednym :)
Nie odszedł. Nie wini nikogo. Opiekuje się Tosia. Nie stracił zainteresowania mną.
Jest typowym facetem, nie mówi co go boli, nie chce rozmawiać, raczej słucha co ja mówię i przytula jak ja płaczę.
Nigdy nie zapomnę, jak powiedział mi, że "boję się chodzić do pracy. Codziennie myślę o Was, o tym czy jak wrócę to Ona nadal tam będzie".

Może być między nami różnie. Ale jestem szczęśliwa , że to On jest tatą Tosi. Duzo z siebie daje, jest dla niej ciepły, stara się. Mamy w głowie świadomość opieki nad niepełnosprawnym dzieckiem. Wiem, że wielu mężczyzn odchodzi, nie radzi sobie. A On daje rade. Nie jest ideałem, ale jest wspaniałym tatą.

*******

A dziejszy poranek spędziliśmy z córcią w wyrku. My ledwo patrzylismy na oczy, przez te nocne wstawanie... A Tosia przeszczęśliwa, najedzona, śmieszkowała wyspana obok rodziców :)

O 4 nad ranem nie napisze nic mądrego, ale cieszy mnie zawsze jak słyszę/ czytam,ze tata dziecka daje radę. A wydawałoby sie to takie naturalne,a wciaz nie jest. Tym bardziej cieszę się,że tata Tosi uczestniczy w wychowaniu Waszej córeczki. Dobry człowiek z serduchem w odpowiednim miejscu. Oby więcej takich szczęśliwych chwil jak ten dzisiejszy poranek :)
 
Wspaniale sobie radzisz! Na to zawieszenie, przyszłość może spróbuj spojrzeć tak, że przecież tak naprawdę nikt nie wie ile czasu zostało... Jest tyle "zdrowych, normalnych" dzieci, które..... Myślę, że w sumie z tego punktu widzenia wszyscy są w podobnej sytuacji, tylko Ty masz tego większą świadomość. Pozdrawiam serdecznie Wasza 3!
 
reklama
@Itsaris pytalas jak zyc?
Najlepiej jak potrafisz, z dnia na dzien jak do tej pory. Rob wszystko, co potrafisz, co tobie jako matce wydaje sie najlepsze dla Tosi. Mamy maja niesamowita intuicje, wsluchuj sie w nia.

Swiadomosc najgorszego co jakis czas bedzie sie nasilac, a potem slabnac i tak w kolko. Jak juz bedziesz sie cieszyc i odpuscisz myslenie o najgorszym, to zdarzy sie cos, co nie da zapomniec. Moze to i dobrze, bo dzieki temu celebrujesz kazda chwile. A czasem po prostu usiadziesz poplaczesz, potem zbierzesz sie w sobie i znow cala bedziesz dla Tosi.

Nie da sie powiedziec, co z tym trudem zrobic. Tyle juz sobie poradzilas. Po prostu przezywaj dzien za dniem marzac o kolejnych cudach i spelniajac je.

Ciesze sie, ze Malenka rosnie. Jest przesliczna, tak jak twoje zapiski. Nie moge sie napatrzec [emoji7]

Masz cudownego partnera. Ciesze sie, ze jest obok Was, dzieli z Wami niesamowite chwile. To rodzicielstwo z cala pewnoscia go uszlachetnia, Ciebie rowniez. Milo sie slucha o Was obojgu.

Dzielna Kobietko lap dzien za dniem, rozkochuj sie w Malenstwie. Radujcie sie soba nawzajem [emoji178]
 
Do góry