Nie chce zapeszac, ale jest lepiej.
Po wczorajszym wezwaniu lekarza na dziś, Tosia ozdrowiała. No może nie do końca, ale nie krztusila mi się w nocy. W dzień była fajnie kontaktowa, uśmiechala się.
Lekarz powiedział, że nie widzi nic niepokojącego. Stwierdził, że "stan jest stabilny, dobry, nie mam się do czego przyczepić". Widzi fizyczną poprawę, na pewno to dzięki rehabilitacji
stwierdził też, że przybieranie 10 gram jest ok, że nie obciąża to tak serca. Lepiej jak ktoś, kto ma wadę serca jest chudy.... Coś w tym jest, jednak wydaje mi się, że to i tak za mało. Ale zobaczymy jak będzie dalej. Od tych kilku dni tuczyny Tosie jak prosiaczka. Codziennie przez kaszel nam ulewa, więc karmimy ją częściej, mniejszymi dawkami. Waga wskazała dużo więcej, ale aż nie chce mi się wierzyć, że w 3 dni przytyła 150-180 gram.... Chyba że ten bebilon jest taki porządny.... Waga jeszcze pod kontrolą.
Zalecił też, żeby zaszczepić się na grypę.
Cieszę się, że jest taka poprawa. Jednak te dni z takim pogorszeniem, były jak jakiś dzwonek nad głową. Jakby miał przypomnieć, że sytuacja ogólnie cały czas jest kiepska.....
Zrobiliśmy Tosi w końcu odcisk w specjalnej piance.. Dwie stopki i rąsia. Został kawałek to jeszcze oddzielnie jest psia łapa
zostało to nam od czasu porodu. Ciągle odkladalam na później. A nie mogę wszystkiego tak odkładać ciągle.
Kupiłam dziś album na zdjecia. Wywolywalam kilka razy już, takie na szybko z automatu i się uzbieralo. Super tak miec album do ręki
patrzyłam dziś jaka Ona była malutka.....
Niewinny katar, a takie stresy i konsekwencje... Ech