Więcej zdjęć wkleję wkrótce. Nie mielismy nawet czasu, żeby je zrzucić na kompa

PIerwsze chwile w domu sa z jednej strony cudowne, a z drugiej stresujące, bo wszystko jest nowe. Ale jakoś sobie radzimy, zwłaszcza mój mężuś sprawuje się cudownie. Jaś jada już lepiej, ale dalej zasypia przy cycusiu i trzeba go budzić. Najczęściej też nie przesypia tych "regulaminowych" 2 czy 2,5 h, tylko budzi sie prędzej i domaga cyca. Popije parę łyków i znowu ma dosyć. Położna środowiskowa, która była dziś u nas, mówiła, że to może być spowodowane wcześniejszym porodem i tym, że jeszcze jest słaby i jada mniej, ale częściej. Dzisiaj noc miał dobrą, ale w dzień męczył go chyba ból brzuszka, bo był niespokojny, robił mnóstwo kupek i nie chciał spać. Ale po kolacyjce zasnął wreszcie zmęczony i teraz śpi jak aniołeczek. Napatrzeć się na niego nie możemy!!! I pachnie tak cudnie, że można by go schrupać.
Na razie kąpiemy go "na sucho", tzn. myjemy myjką. Pierwszą prawdziwą kąpiel będzie miał w poniedziałek, w obecności położnej. Wtedy też ściągnie mi szwy (może nareszcie będe mogła usiąść!).
Dzisiaj w nocy dostałam słynny "nawał mleczny" i mężuś ratował mnie pół nocy masażami, okładami z lodu. Rano popędził po laktator, żebym mogła trochę pokarmu odciągać, by nie doprowadzić do zastojów. Pomogło i dziś jest zdecydowanie lepiej. Ale dalej robię okłady z kapusty, bo Jaś nie wypija jeszcze zbyt wiele, a ja pokarmu mam dużo.
I jeszcze co do tych pielęgniarek w szpitalu: trzeba rzeczywiście być upierdliwym i dopominać się o swoje. Tylko że to jest bardzo smutne, bo człowiek jest po porodzie obolały, zdezorientowany, nieporadny, a większości z nich nie było stac na miłe słowo, zainteresowanie i życzliwość. I przykre, że dopiero po awanturze, zaczęły wykonywać swoje obowiązki jak należy. I jak się okazało, da się, tylko trzeba chcieć.