przeczytałam wszystkie wasze posty i trochę zdenerwowało mnie to, że mój lekarz nie wysłał mnie na więcej badań, jak tylko morfologię, mocz i cukier.
w listopadzie zeszłego roku poroniłam pierwszą ciążę.
w marcu tego roku przez przypadek dowiedziałam się, że mam niedoczynność tarczycy i to pewnie ona była winna poronieniu. do tamtej pory byłam tylko raz u gina (w styczniu), który powiedział, że na badanie mam przyjść dopiero pod koniec marca po miesiączce
hormony już w kwietniu miałam uregulowane i pani doktor powiedziała, że nie widzi przeciwwskazań do starania się o ciążę. w tym samym czasie zmieniłam gina, okazało się, że mam bakterie beztlenowe. dostałam na nie gynalgin. skończyłam brać go 10 kwietnia, a 16 powinnam dostać kolejną @, ale nie dostałam. zrobiłam sobie razem 5 testów ciążowych i dopiero 24 maja zobaczyłam drugą bladoróżową kreseczkę. mimo, że gin do którego chodziłam był super ( od razu w 3-4 tyg ciąży chciał L4 wypisać, ale urlop miałam, więc nie chciałam i luteinę zapobiegawczo dopochwowo przepisał, bo w ciąży ona może jedynie pomóc), to musiałam zrezygnować z niego, bo gabinet, w którym wykonywał USG był prawie 100 km od mojej miejscowości. poszłam prywatnie do obecnej gin. przy pierwszej wizycie po obliczeniu wg ostatniej miesiączki TP i po zrobieniu USG powiedziała, że nie wiadomo co z tego będzie, bo wg OM ciąża powinna być bardziej zaawansowana, a wg USG nie była
ja jej wytłumaczyłam, że nie współżyłam z mężem w czasie dni płodnych i w ich okolicach ze względu na bakterie, które wówczas leczyłam. wg moich obliczeń do zapłodnienia mogło dojść tuż przed samą oczekiwaną @, a USG potwierdza moje obliczenia. ona w zaparte i chciała mi wmówić, że coś jest nie tak. nie wierzyłam jej w to. powiedziałam o luteinie, którą przepisał pierwszy lekarz, to kazała odstawić. zwolnienia też chętnie wypisać nie chciała. gdy nie wzięłam jednej dawki luteiny zaczęłam plamić. pojechałam do szpitala i lekarz kazał zwiększyć luteinę do 2x2, a nie jak do tej pory 2x1. przy następnej wizycie USG wyszło tak, jak ja obliczałam, a lekarka tym razem kazała zmniejszyć dawkę luteiny. więc znów po pierwszej zmniejszonej dawce miałam plamienie, dlatego powróciłam do 2x2. nie wiem dlaczego ona tak bardzo jej przeciwna tym tabletkom. czytałam wiele for i wypowiedzi ekspertów, którzy twierdzą, że w ciąży luteina jedynie pomaga i nie można jej przedawkować. USG miałam u tej gin 3 razy i 2 razy za wiele powiedzieć nie chciała, dlatego za 3-im razem zasypywałam ją pytaniami, jednak od siebie nic nie dodała.
szkoda, że nie mam możliwości zmiany gina, bo w okolicy nie ma nikogo, komu mogłabym zaufać, a samochód mamy jeden i mąż do pracy nim dojeżdża, więc nie zawsze mogłabym z niego skorzystać, żeby pojechać do lekarza gdzieś dalej :-(
kolejna wizyta za tydzień.
cieszę się jednak tym, że Wy jesteście raczej zadowolone ze swoich lekarzy, a jak nie, to szybko ich zmieniacie :-)
życzę zdrowia wszystkim mamusiom :-)
wybaczcie, że tak się rozpisałam