Miyoshi
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 24 Luty 2018
- Postów
- 347
Cześć dziewczyny. ;-)
Oj, długo się zastanawiałam czy powinnam napisać ten temat. W końcu kobiety są stworzone do rodzenia... To jak tu się bać czegoś, co jest nam zapisane od zarania dziejów? No właśnie.
Kiedyś słyszałam, że skoro kobieta obawia się ciąży, ba! Obawia się macierzyństwa, to nie jest na nie gotowa. Bzdura.
Razem z moim ówczesnym narzeczonym, teraz już mężem, od początku chcieliśmy mieć dziecko. Uwierzcie mi, że czułam się gotowa, jak nigdy. Miałam (mam) idealnego mężczyznę u boku, warunki i przede wszystkim chęci. Ten stan utrzymywał się do momentu, kiedy udało nam się zajść w ciążę. Oczywiście była radość, dalej jest! Niemniej jednak z każdym dniem rósł strach, bo jak to będzie? Ja jestem jedynaczką, małych dzieci u mnie nie było w rodzinie, nie miałam od kogo się uczyć, z kim pogadać, gdzie popatrzeć. No i tak coraz bliżej rozwiązania, czas leci nieubłaganie, a mnie sen z powiek spędza temat porodu. Naprawdę. Jeszcze jakiś czas temu podchodziłam do tego w miarę na luzie: zacznie się, poczekam, pojadę, przeżyję, urodzę. No cóż, mój optymizm tak szybko, jak się pojawił tak też zniknął.
Nie obawiam się, że przegapię moment rozpoczęcia się porodu, czy nie zdążę dojechać do szpitala... Ale generalnie boję się tego, co czeka mnie już w szpitalu. Te wszystkie badania przeplatane skurczami, papiery, plan porodu (w ogóle to już kosmos - nie wiedziałam, że coś takiego istnieje), no i w końcu te legendarne skurcze i sam poród właściwy. A później pierwsze godziny po. Chcę, żeby nasza Mała była już z nami, ale z drugiej strony mój brak doświadczenia, strach, że mogłabym coś zrobić złego dziecku, wszystko dosłownie mnie paraliżuje.
Czy któraś z Was ma podobnie?
Niby się o tym głośno nie mówi, ale liczę, że nie jestem sama z moimi obawami i strachem.
Oj, długo się zastanawiałam czy powinnam napisać ten temat. W końcu kobiety są stworzone do rodzenia... To jak tu się bać czegoś, co jest nam zapisane od zarania dziejów? No właśnie.
Kiedyś słyszałam, że skoro kobieta obawia się ciąży, ba! Obawia się macierzyństwa, to nie jest na nie gotowa. Bzdura.
Razem z moim ówczesnym narzeczonym, teraz już mężem, od początku chcieliśmy mieć dziecko. Uwierzcie mi, że czułam się gotowa, jak nigdy. Miałam (mam) idealnego mężczyznę u boku, warunki i przede wszystkim chęci. Ten stan utrzymywał się do momentu, kiedy udało nam się zajść w ciążę. Oczywiście była radość, dalej jest! Niemniej jednak z każdym dniem rósł strach, bo jak to będzie? Ja jestem jedynaczką, małych dzieci u mnie nie było w rodzinie, nie miałam od kogo się uczyć, z kim pogadać, gdzie popatrzeć. No i tak coraz bliżej rozwiązania, czas leci nieubłaganie, a mnie sen z powiek spędza temat porodu. Naprawdę. Jeszcze jakiś czas temu podchodziłam do tego w miarę na luzie: zacznie się, poczekam, pojadę, przeżyję, urodzę. No cóż, mój optymizm tak szybko, jak się pojawił tak też zniknął.
Nie obawiam się, że przegapię moment rozpoczęcia się porodu, czy nie zdążę dojechać do szpitala... Ale generalnie boję się tego, co czeka mnie już w szpitalu. Te wszystkie badania przeplatane skurczami, papiery, plan porodu (w ogóle to już kosmos - nie wiedziałam, że coś takiego istnieje), no i w końcu te legendarne skurcze i sam poród właściwy. A później pierwsze godziny po. Chcę, żeby nasza Mała była już z nami, ale z drugiej strony mój brak doświadczenia, strach, że mogłabym coś zrobić złego dziecku, wszystko dosłownie mnie paraliżuje.
Czy któraś z Was ma podobnie?
Niby się o tym głośno nie mówi, ale liczę, że nie jestem sama z moimi obawami i strachem.