My z mężem akurat rodziliśmy na Inflanckiej. Sam poród wspominam dobrze. Łatwo było (5 godzin od próbnej dawki oksitocyny),.. chociaż niektóre fakty dają do myślenia:
1. + Warto było zapłacić żeby mąż mogł być obok, oddzielny pokój z wanną, piłką i specialnym krzesłem. Również dobrze było wychodzić na korytarz, gdzie nie ma za dużo osób trzecich. Jak nie zapłacisz - rodzić trzeba na 2 piętrze, tam, gdzie i oddział noworodkowy z mamami. W pokoju rodzić mogą 2 kobiety - wszytko slychać, bo dzieli ich tylko parawan. Także zdecydowanie polecam, jeżeli już w tym szpitalu.
2. - Może i za póżno zdecydowałam się na znieczulenie (bo twardo czekałam do 5 cm rozwarcia), ale jak już mi się zachciało - okazało się, że jedyny anestoziolog (była sobota) jest na cesarskim i trzeba było poczekać (40 minut). Stwierdziłam, że jak już 40 min jeszcze muszę wytrzymać, to i dalej też wytrzymam (ale na wszelki wypadek "zarezerwowałam" znieczulenie
). W końcu urodziłam sama
3. - My położnej nie zapłaciliśmy, więc czas od czasu zaglądała do mnie jedna na minutę i musiała iść do innej pacientki, która rodziła w pokoju obok. Trochę mnie to denerwowało, nawet prosiłam żeby ze mną "pooddychała" (bo to jak się nauczyłam oddychać w szkole rodzenia mi nie pomogało, a oddychając z nią robiło się znacznie lepiej)... a ona po tym jak skurcz gasł, uciekała
4. + Opieka nad noworodkami jest w porządku. U nas nie było jakich kolwiek problemów, może dlatego.
4. - Opieka mamą na oddziale noworodków, niestety, jest słaba. Za mało personelu. Trzeba o wszystko się upominać, a jak wiadomo czasami po porodzie nie ma na to sił.
Jeżeli już tam trafisz - o wszystko co nie jasne, co niepokoji - idż i pytaj sama, nie czekając na obchód.