reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Szpital Uniwersytecki Kopernika - poród, położne, wasze wrażenia

reklama
Hej, my w domu dopiero od wczoraj bo malenka dostala zoltaczki. obiecalam napisac jak wroce ale wybaczcie mam uszkodzony komputer a na tel. nie mam nerwow pisac. Powiem tylko ze na porodowkach szal, jest tak duzo dziewczyn i brakuje miejsc na salach poporodowych. Sa tylko 2 czynne bo reszta w remoncie. na sali gdzie ja lezalam przez chwile bylo 9 lozek. Do tego ludzie odwidzajacy. Chwilami mialam serdecznie dosc, atmosfera jak w ulu.
 
Nestka, jest szansa, że się spotkamy:-) faktycznie ociąga się Twój synek :-)
Seforka, najważniejsze, że jesteście już w domu, wycałuj córeczkę mocno i dużo odpoczywajcie!!!:-)
 
Seforka to dobrze, ze jestescie juz w domu. A jak oceniasz ogolnie porodowke - polozne, atmosfere, lekarzy? A pielegniarki od maluchow - pomocne czy wielka laska? Od razu zajmowalas sie coreczka? Boje sie, ze bede tak zmeczona porodem, ze nie bede w stanie zajmowac sie "moim zywym sreberkiem" i da pokaz umiejetnosci wokalnych calej sali przez cala noc. Tez sie troche ta zoltaczka przejmuje, ale z dwojga zlego lepiej, zeby maluch dostal przed wyjsciem, ze szpitala niz w domu. O poporodowych slyszalam, a ruch na porodowkach mnie nie dziwi. Czesto jestem na KTG, wiec mam okazje sie przekonac ile jest przyjec. Mam nadzieje, ze sie we wtorek uspokoi troche, bo mam miec testy na oksy jak bedzie miejsce. Juz sie nie moge doczekac.
Liska jest szansa - nie znamy dnia, ani godziny :-)
 
Cześć dziewczyny!

Od wczoraj w domu - jak dobrze. Wreszcie się wsypałam :) Mój mąż pisał Wam o mnie, że już urodziłam i synek jest z nami na świecie. Kochany szkrab.
Co do wrażeń i opinii na temat szpitala i personelu:
- sale porodowe - naprawdę ekstra, ładne, czyste, nowe, świetnie wyposażone (łazienka w sali); sala operacyjna, bo tam zakończył się mój poród cesarskim cięciem także wygląda profesjonalnie - choć już za dużo się jej nie przyglądałam, bo leżąc na stole operacyjnym unieruchomiona to trochę ciężko ;)
Personel: lekarze naprawdę ok, położne też, choć jedna wyjątkowo niedelikatna i jak badała to aż nie miło było, ale tak bardzo niemiło. Do tego studentki (i jeden student się trafił), które co chwilę patrzą co się z Tobą dzieje. Ja miałam potworne bóle krzyżowe i wrzeszczałam jak głupia, ale nawet tak radzili ;)
- sale pooperacyjne: 4 łóżka i leżysz tam i czekasz i czekasz, aż znajdzie się wolne miejsce w sali poporodowej (ja czekałam od jakieś godziny. 14:00 do ok.9:00-12:00 dnia następnego (nie pamiętam dokładnie).
opieka na tej sali ok, podmywali, zmieniali wkłady, podawali leki, ale nie było czasu (a tym bardziej sił) na jakieś pytania, bo naprawdę zamieszanie tam straszne.
- sala poporodowa: trafiłam do takiej z 8 łóżkami. Przed remontem. Ciasno, duszno, głośno dość, bo dzieciaczki dają czasem popalić. do tego non stop mamy wzywały pielęgniarki od noworodków, by czegoś się dowiedzieć (sama się wtedy tez przysłuchiwałam radom), a położne dbające o mamę też stosunkowo często przychodziły na salę. Leki przeciwbólowe podawały na zawołanie także - przynajmniej tym po cc.
A! Ważne! siostry do noworodków były w porządku, pomocne, spokojne, opanowane. Za wyjątkiem jednej, której mam ochotę iść i nagadać! (mój mąż też). Taka starsza, nie chuda, włosy zaplecione w jakiś warkocz i upięte na czubku głowy. Poprosiłam ja o pomoc w przystawieniu małego, a ta głośno do mnie z tekstem "oj matka matka, tak się nie robi..." i jakoś tak w dość nie miły (ani cichy) sposób mnie pouczała. Po zmianie rano podeszła do mnie inna siostra, taka blondynka z krótkimi włosami i zobaczyła, że uciskam swoją pierś podczas karmienia i powiedziała, że tak się nie robi, na co ja odpowiedziałam, że tamta siostra tak kazała, by dziecko mogło oddychać. Trochę się zdenerwowała, bo podobno nie praktykuje się już takich metod - trzymaj sobie cały uciśniętą pierś, gdy dziecko je ( a mój potrafił ssać nawet 1,5h!). Do tego ta siostra z tym plecieniem na głowie naskoczyła na mojego męża, gdy poszliśy tam do nich ubierać małego do wyjścia. Ona stała za nim i jakieś dziecko się rozpłakało i mój mąż się odwrócił, a ta do niego, żeby się gapił na swojego syna, a nie patrzył jej na ręce co ona robi. Ta siostra blondynka chyba najlepsze wrażęnie na mnie zrobiła i jeszcze taka jedna niska w okularach z takim opanowanym, ale stanowczym wysokim głosem. Nawet czekoladki i kawę mój mąż im zostawił.

Ogólnie szpital i personel naprawdę ok. Powoli remontują sale poporodowe, więc i tam niedługo będzie zapewne lepiej.
Dziewczyny! dobra rada ode mnie: jak tylko macie okazje to śpijcie ile wlezie! Ja przez cały pobyt w szpitalu (od piątku do piątku) spałam łącznie 16 godzin :( Byłam potwornie zmęczona, ale niestety nie umiem spać gdy wokół tyle się dzieje. Gdy nie macie siły, to maluszki możecie oddać pod opiekę sióstr noworodkowych.

Co do samego porodu. U mnie zaczęło się od testu oct (otc? - nie wiem, która forma poprawna). Skórcze się pojawiły, rozwarcie nie, więc powędrowałam na patologię na 3 piętro (trafiła mi się duża sala z 6 łóżkami, ale było naprawdę dobrze, położne też fajne - taka jedna w krótkich ciemnych włosach i chyba w okularach bardzo mi pomogła, o czym za chwilę. Przeleżałam tam od piątku do niedzieli. O 23:00 w niedzielę zaczęły się u mnie potworne bóle w krzyżu, które nie pozwoliły mi spać. Ok. 5 nad ranem w poniedziałek zaczeły się regularne skurcze z częstotliwością nawet co 2-3 minuty jak chodziłam, jak leżałam to ciut rzadziej, ale były mocniejsze niż jak stałam, chodziłam, więc wolałam wędrować z mężem po korytarzu. Bóle stawały się nie do wytrzymania. Niestety nie było rozwarcia (na "luźny palec" cały czas). Wieczorem już nie miałam kompletnie siły. Płakałam z bólu. rozwarcie nie postępowało. Skurcze i ból w krzyżu jak były tak były, co raz intensywniejsze. Dopiero ok. 19 właśnie ta położna wstawiła się za mną u lekarza, by mnie wreszcie sam przyszedł zbadać i zesłał na dół na porodówkę. I tak chyba ok. 1 w nocy z poniedziałku na wtorek trafiłam na porodówkę. Znowu podłączyli mi oscytocynę. Ból w krzyżu i skurcze nie do wytrzymania. Wrzeszczałam, jęczałam, klęłam. Gdyby nie mąż, który masował mi krzyż (aż koszula się przetarła w tym miejscu), to bym tego nie zniosła. Rozwarcie doszło do 3-4cm. Jupi! dostałam znieczulenie zewnątrzoponowe - a tak chciałam rodzić bez niego... ale ono chyba było najlepszą rzeczą jaka mnie spotkała podczas porodu. Nogi jak z betonu się zrobiły, ale skurczy, które ktg oceniało na częstotliwość w najwyższym punkcie nawet na 135 nie czułam prawie. Rozwarcie doszło do 6 cm, skurcze zaczęły jednak ustepować, zmniejszyły się i stały się mniej regularne. W końcu podjęto decyzję, że skoro tak się dzieje, a do tego dziecko jest jeszcze wysoko (cofneło się), to możemy jechać na cesarskie. Podpisałam dokumenty, podano mi większą dawkę znieczulenia i zawieziono na operacyjną. Uczucie na stole cesarskim po zwiększeniu znieczulenia było takei jakbym miała zemdleć za moment, ale podano mi jakieś płyny w kroplówce i było lepiej. Cała operacja trwała ok. godziny. Dziecko od momentu nacięcia wyciągnęli raz dwa - nawet nie wiem kiedy. Najdłużej schodzi na zszywaniu, a do tego ja zaczęłam czuć przy szyciu taki kłucie pieczenie i jeszcze ciut mi zwiększona dawkę znieczulenia. anestezjolog pytałam czy wytrzymam, bo inaczej to już by mnie uśpić musieli. Dałam radę, bo aż tak nie bolało, po prostu czułam coś ;)
Po operacji leży się plackiem, później zaczynają nas "uruchamiać", odpinają cewnik, każ usiąść, wstać. Kręci się w głowie, a ja nawet zaliczyłam zasłabnięcie biorąc prysznic - oczywiście był mąż ze mną wtedy, bo sama bym się nie odważyła. Ból po cc - ałć, boli. Bolą mięśnie jak po ostrym treningu brzucha. Ciężko się przekręcić, ale trzeba. mnie jeszcze boli kregosłup w okolicach łopatek, bo przez ten ból brzucha przygarbiona chodziłam. Dalej mnie boli brzuch, ale ruszać się trzeba i jakoś daję radę. Najgorzej ze wstawaniem z łóżka. Nie wiem ile jeszcze ten brzuch będzie bolał. Jak dotykam go, to w zasadzie jakbym miała taką opuchliznę czuję i wodę w środku - hmm..w zasadzie to go nie czuję, ale boli jak się ruszam.

Łoo! ale się rozpisałam. Jak będziecie mieć pytania, to śmiało, służę radą i przeżyciami. Najważniejsze, że maluch zdrowy i cały. Wczoraj dał nam wieczorem popalić,ale dziś już jest lepiej. Przespał noc i tylko 3 razy do niego wstawaliśmy,by go przebrać i nakarmić (moje brodawki! a mleka! rzeka!)

Powodzenia Wam wszystkim, które jeszcze czekają na finał życzę. I krzyczcie do woli gdy będzie bolało - ulgę ten krzyk przynosi! A te, które już mają za sobą poród, to proszę też o opis przeżyć, wrażeń o samym szpitalu, personelu i porodzie. Ciekawe czy mamy podobne ;)
i gratuluję tym, które już swoje szczęścia mają przy sobie :)
 
Sorki za błędy i wszelkie jakieś literówki i byki w pisowni, ale po napisaniu nie sprawdziłam błędów i teraz czytam i tam jest trochę - mam nadzieję, że domyślicie się o co mi chodzi w moim tekście :)
 
seforka - gratuluję!:-)
brzuchata, Tobie również gratuluję szczęśliwego rozwiązania i bardzo mocno dziękuję za opis :)
U mnie również będzie cc - tym bardziej dodałaś mi otuchy tym co pisałaś.
Póki co, leczę ostre zapalenie oskrzeli, dopiero od wczoraj antybiotykiem, a męczyłam się tydzień gdyż pierwszy internista u którego byłam niczego nie usłyszał :/
Bałam się czy z dzieckiem wszystko dobrze... Podczas ataków kaszlu brzuch trzęsie się niemiłosiernie :/ Mój ginekolog przyjął mnie wczoraj bez kolejki, zbadał i uspokoił, że wszystko jest w porządku. Szyjka się nie skraca, wszystko "zamknięte" więc... powinno być ok. W środę, na kolejnej wizycie ustalimy dokładny termin cc.
 
Ostatnia edycja:
Brzuchata ogromne gratulacje i zazdroszcze, ze masz juz synka przy sobie. Dzieki za bardzo szczegolowy opis :-) U mnie nadal nic, lykam no spe od wczoraj, o mialam straszne bole brzucha jak na okres i moj lekarz powiedzial, ze ten lek to moge lykac ile chce. Oprocz zminiejszania bolu, przyczynia sie do skracania szyjki a u mnie jeszcze dluuuga. Jak nic sie nie ruszy to tak jak pisalam, tez bede miec testy oksy w przyszlym tygodniu, ale kiedy - zalezy od wolnych miejsc. Troche mnie przerazilas tym, ze dopiero po 2 dniach zaczelo sie rozkrecac. Myslalam, ze to kilka kilkanascie godzin i sie ruszy. Co do cc mi tez juz obojetne, niech robia co chca. Chce miec juz malucha przy sobie. Pogoda dzis idealna do spania, wiec moze sprobuje na zapas ;-)
Pozdrowienia dla Ciebie, synka i meza ktory nas poinformowal co i jak.
Ciekawe co z Katarina? pewnie swiata nie widzi poza maluszkiem i wcale sie nie dziwie.
Duzo sil lipcowe mamusie, juz niedlugo dolacze do Was:-)
 
Nestka opis brzuchatej co do warunkow jest bardzo dokladny. Co do pan noworodkowych calkowicie sie zgadzam. Tej z warkoczem unikajcie jak ognia, nie pytajcie o nic bo ma standardowa odzywke "jestes mama to powinnas wiedziec co robic.
Brzuchata lezalysmy na tej samej sali. Z twojego opisu obstawiam, ze to ty lezalas pod oknem. Zgadlam?
 
reklama
Nestka a po co lykasz nospe? U mnie porod zaczal sie takimi bolami jak na okres i gdyby nie to ze zaczelam krwawic to nawet przez mysl by mi nie przeszlo ze ja rodze. Spodziewalam sie duzo wiekszego bolu. A tak wogole jak bylas na ktg 13 w piatek i widzialas ile bylo przyjjec to ja bylam jedna z tych dziewczyn.
 
Do góry