lajtway temat szczepień jest tak rozległy, tak kontrowersyjny, tak pełen zakłamań i niedomówień, że wywołuje sporo emocji, a mnie dotyka osobiście, dlatego czasem się tak zjeżę, że potem coś za dużo powiem. A nie mam zamiaru nikomu niczego narzucać ani tym bardziej kogoś obrażać.
Sporo wiem o szczepieniach ale nie jestem lekarzem i bardzo łatwo można mi wytknąć błędy, ale to nie powinno zafałszowywać tego co chcę powiedzieć.
Z gruźlicą sprawa jest bardzo złożona. Szczepienie noworodków na gruźlicę i żółtaczkę jest naprawdę niepotrzebnym narażaniem zdrowia i życia dziecka i z profilaktyką nie ma nic wspólnego.
Pominę już sam fakt nieskuteczności szczepień w związku z formą podawania - iniekcją domięśniową.
Noworodki powinny być gruntownie przebadane, powinno być robione usg głowy, narządów wewnętrznych, ponieważ po porodzie mogą pozostawać urazy, których niewykrycie na czas stanowi poważne zagrożenie.
U mojego dziecka na usg głowy w około 10 miesiącu życia wyszedł ślad po wylewie, lekarz powiedział, że tak wygląda głowa, gdy dziecku podczas porodu dostanie wylewu, i moje dziecko zostało zaszczepione. Nikt nie pytał mnie o zdanie.
Sens szczepienia na gruźlicę jak i żółtaczkę byłby dopiero, gdyby badano dziecko również pod kątem wywiadu, czy w rodzinie występują takie choroby, wtedy byłby sens szczepienia, a podejście taśmowe zawsze szkodzi.
Nie zawsze organizm noworodka poradzi sobie ze szczepionką na gruźlicę, a to jest żywa szczepionka. Zatem jak wyjałowiony organizm noworodka, nie mający jeszcze własnych przeciwciał, którego układ odpornościowy dopiero zacznie się kształtować, często przed pierwszym karmieniem, zaszczepiony żywą szczepionką ma sobie poradzić z tym patogenem? Bywa, że prątek gruźlicy nie zostaje zwalczony i tkwi w organizmie w uśpieniu, by zaatakować w odpowiednim dla siebie czasie. Wiedza o tym stoi w sprzeczności z ideą szczepień. Bo oznacza to wprowadzenie do organizmu dziecka bomby z opóźnionym zapłonem. Ponadto okazuje się, że tak szczepionka jest i nietrwała, jak każda szczepionka, jak również jest nieskuteczna, bo obecnie w Polsce wzrasta zachorowalność na gruźlicę i to nie jest prątek ze szczepionki.
Odnośnie żółtaczki. W krajach cywilizowanych nie ma wymogu szczepienia na żółtaczkę. Wszystkim wiadomo, że żółtaczka jest chorobą brudnych rąk, jak większość chorób, i to nie może podlegać dyskusji. Szczepienie noworodków jest swoistym zasłanianiem się szpitali przed własnym brudem. I to właśnie to szczepienie wywołuje zmiany wątrobowe u niemowląt. Zaszczepiony noworodek na żółtaczkę nie nabiera od razu odporności i przez samo szczepienie może tą żółtaczką zostać zarażony. Ta odporność powstanie dopiero za kilka miesięcy, zatem po co szczepić w pierwszej dobie życia? I dlaczego koreańską szczepionką euvax skoro co jakiś czas wychodzi afera o skażonej serii?
Poza tym jest to szczepionka na żółtaczkę typu B, to jest ta najłagodniejsza wersja tej choroby. Dużo gorzej jest w przypadku żółtaczki typu A czy C, na te choroby nie ma szczepionek. Trzeba sobie uzmysłowić, że szczepienia noworodków nie mają uzasadnienia medycznego. Nie jest tajemnicą jaki poziom jest naszych polityków, podpisują ustawy, których nie rozumieją, ci sami politycy, urzędnicy tworzą kalendarz szczepień. Naprawdę, naiwnością byłoby sądzić, że oni wiedzą co robią. Oni wiedzą na czym zarobić. Mnie przekonuje bardziej podejście zachodu do szczepień, gdzie szczepienia przesuwa się coraz bardziej, gdzie nie ma szczepień noworodków, i to nie jest tajemnicą, że niekompetencja i korupcja to jest to co panuje tam na górze u nas w PL. Jak w takim razie mogę ufać przepisom, które działają na szkodę? A efektem tego ofiarę NOP mam w domu.
Dla mnie oburzające jest to, że u nas jest przymus do szczepień. Że matka, która postanowi nie szczepić jest ścigana przez sanepid pod karą grzywny. Sanepid wysyła pisma wzywające do stawienia się, chociaż nie ma do tego żadnych uprawnień. Jak się tak dobrze przyjrzeć pismom z sanepidu to tam jest błąd na błędzie. Urzędnicy nie znają przepisów, nie czytają ustaw, nie mają pojęcia o NOPach.
Jeżeli jakiś rodzic ma życzenie szczepić, powinien mieć prawo, ale powinien być poinformowany, że to broń obosieczna, że szczepienia niosą za sobą ryzyko, powinien być poinformowany o skutkach ubocznych i sam wybrać według własnego uznania.
Jeżeli jakiś rodzic uważa, że nie będzie szczepić, to żaden sanepid nie ma prawa go ścigać i jeszcze narzucać grzywny.
Oburzający jest brak informacji.
Gdy jechałam z dzieckiem na szczepienie nie wiedziałam, że spotka nas tragedia. Nikt mnie nie ostrzegł. Dowiedziałam się tylko, że może być gorączka albo wysypka. Nie było ani gorączki ani wysypki. Za to był jeden wielki krzyk -> mózgowy, a po nim cofnięcie w rozwoju. Jeżeli to dobrodziejstwo ludzkości powoduje takie tragedie to coś jest z tym nie tak, a tym bardziej jest nie tak, że nie wolno o tym mówić, nie można nigdzie powiedzieć, że mi się dziecko cofnęło w rozwoju po szczepieniu, bo to jest herezja.
Człowiek do wszystkiego podchodzi empirycznie. Być może, gdyby mojemu dziecku nie stała się krzywda, też byłabym zwolenniczką szczepień, ale dotknęła nas tragedia i zaczęłam walczyć z tym tabu.
I to jest naturalna kolej rzeczy. W tv często widać kobietę, która będąc w ciąży chorowała na raka, teraz działa w fundacji rak&roll. Jeżeli się przeżyje tragedię, trudno jest potem na zjawisko, które tragedię wywołało, pozostać obojętnym.