wiola0904
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 11 Styczeń 2020
- Postów
- 14 665
To teraz i ja musze się wypowiedzieć w kwestii wynagrodzenia. Trafiłam do szpitala z plamieniem i slinym bólem jajnika we wcześniej ciąży. Nie było jeszcze covid (rok 2019). Zostałam przyjęta na oddział. Leżałam na sali z 4 dziewczynami. Dwie do wywołania porodu, 1 z infekcja dróg moczowych i 1 z bólami brzucha w 16tc. Zrobiono mi usg, jest słabo widoczny zarodek bez echa serca. Może młodsza ciąża. Pierwszego dnia na obchodzie, lekarz dyżurujący bierze moja kartę i przy całym personelu (pielęgniarki i stażystki) i dziewczynach z sali zaczyna komentować, o proszę, niedługo zaczną nam się zgłaszać z objawami poronienia zanim w ciążę zajdą. Drugiego dnia, ten sam lekarz bierze moja kartę, patrzy i mówi, wątpię, że ta ciąża będzie wśród żywych ale poczekajmy. Dostaje silnych skurczy, mloda pani doktor robi usg, jest serduszko ale słabo bije. W nocy zaczynam ronić. Zwijam się z bólu, przemiła pielęgniarka głaszczenoe po ramieniu i mówi, że nie może mi już więcej leków dać na ból. Leżę tak około 4 godzin prosząc Boga, żeby to się już skończyło. W tym czasie słucham ktg koleżanki łóżko obok. Rano na obchodzie, ordynator pyta jak się czuje. Proszę o usg, Mówię, że w nocy coś się wydarzyło, że wiem, że poronilam, że lecą że mnie skrzepy. Kwituje to słowami, ja tutaj jestem lekarzem czy pani? Każe pokazać wkładkę z bielizny. Przy wszystkich!!!!!!!! Bierze mnie na fotel do gabinetu i bada ręcznie. Szyjka rozpulchnione, wszystko w porządku. Ja jestem strzępkiem nerwow. Wiem, że takie bóle nie były niczym dobrym. Leżę i płaczę. Podnoszę się i idę do przełożonej pielęgniarek, mowie, ze proszę o usg, bo co sjest nie tak a ona na cały korytarz zaczyna wrzeszczeć, że lekarz mnie zbadał wzdłuż i wszerz i zaraz poronię od tego łażenia i to będzie emoja wina. Leżę cały dzień, wstając do łazienki i patrząc na wszystko co ze mnie leci. Następuje zmiana pielęgniarek. Przychodzi nowy lekarz dyżurujący. Na wieczornym obchodzie nie mogę mówić od płaczu, próbuje wyjaśnić, pomagają mi dziewczyny z sali. Mówi, że od razu na usg. Robi usg i padają słowa, bardoz mi przykro, brak bicia serca. Proszę pozostać na czczo, rano wykonają powtórkowe usg. Dzwonię do męża jest godzina 20. Dokąd mamy pójść? Sale obok są puste, wszystkie leżymy w jednej. Na korytarzu znajduje się biurko recepcji pielęgniarek. Spędziłam z mężem półtorej godziny siedząc w samochodzie na parkingu szpitalnym. Rano na obchodzie, ordynator bierze moja kartę, czyta i mówi, u pani wszystko dobrze, dziś wypis. Jak się pani czuje? Ja zaczynam płakać, mówię, że serduszko nie bije a on idzie do następego łóżka już. Pielęgniarka go rusza i mówi, zebrał bicia. Wraca do mnie, bierze kartę i mówi, o faktycznie, nie doczytałem. Proszę przygotować do zabiegu łyżeczkowania. I tu odzywam się zapłakana ja. Pytam, panie doktorze, czy jest szansa, że oczyszczę się samoistnie, to wczesa ciąża. Zaczyna na mnie wrzeszczeć, że wypis na własne żądanie bo odmawiam zabiegu, że dostanę sepsy i umrę a on nie weźmie za to odpowiedzialności. Każe da mi papiery do podpisania, że odmawiam i wychodzę na żądanie. Idę do pielęgniarki i mówię, że miałam mieć ponowne usg. Ona mówi, że ordynator nie zlecił. Idę do ordynatora i stanowczo domagam się usg. Zleca wykonanie młodej pani doktor w stracie specjalizacji. Ona mówi, że zarodka już nawet nie widać na usg, więc jest w drogach rodnych i następuje poronienie samoistne. Pytam czy to prawda, że dostanę sepsy, ona wyjaśnia mi, żebym się nie martwiła, że powinnam krwawić koło tygodnia-10 dni. Jeśli przestanę krwawić a po kilku dniach pojawi się znów krew to znaczy, że nie oczyściłam się do końca i tzreba zrobić łyżeczkowanie. Jeśli jednak będzie ok, to mam się zgłosić po 3 tygodniach do kontroli. Wychodzę że szpitala.Nie wiem, jaki zawód wykonujesz. Ale chyba nigdy nie byłaś w pracy zmęczona, przepracowana czy wypalona.
Nie rozumiem jak można napisać, że ktoś NIE ZASŁUGUJE na swoje wynagrodzenie. Zwłaszcza, że ktokolwiek nie zasługuje za tak odpowiedzialna i wymagająca pracę na wynagrodzenie niższe od kelnerki.
Wiesz co, nie mogę czytać o tym, że ktoś mógł się wypalić w pracy albo być zmęczonym. Jak się wypaliłaś to poszukaj innego zajęcia, mniej odpowiedzialnego niż ludzkie życie. Idź do fabryki skręcać śrubki. Tam możesz być zmęczona i wypalona. Uważasz, że to co mnie spotkało to wypalenie zawodowe lekarzy? To ich brak empatii? Oni, razem z ordynatorem na czele powinni zostać pozbawieni nie tylko wynagrodzenia ale i prawa wykonywania zawodu (ordynator pewnie zostanie pozbawiony bo toczy się właśnie postępowanie o picie alkoholu w pracy). Masz świadomość, że ktoś niezbyt silny psychicznie po takich przeżyciach mógłby załamać się i wpaść w depresję? Więc nie pieprz o wypaleniu zawodowym bo decydując się na służbę zdrowia, trzeba mieć świadomość tego, że oddaje się kawałek swojego życia innym!!!