Ja też miałam poród wywoływany, a raczej przyśpieszany oxytocyną. Różnica w natężeniu bólu przy skurczach jest mocno wyczuwalna. Przy "naturalnych" skurczach czytałam sobie książkę, brałam prysznic, gadałam przez telefon i miałam świetny humor. Kiedy podpięto kroplówkę z oxy i kazano mi się położyć, zaczęło się małe piekiełko. Na początek stwierdziłam, że nie będę leżeć i koniec, bo w pozycji leżącej ból zdawał się nie do zniesienia. Więc łaziłam tak w kółko po korytarzu porodówki w kusej koszulce, skarpetkach, ze skrzypiącym przy każdym ruchu wieszakiem na kroplówkę. Położne miały ubaw po pachy. Owszem, dostawałam ponoć coś przeciwbólowego (jakieś zastrzyki) ale to nic nie dawało. Najgorsze było jednak przede mną. Po jakiejś godzinie łażenia w kółko, jedna z położnych zawołała mnie na salę porodową, kazała mi się położyć, sprawdziła rozwarcie (było 1,5 cm) i zaaplikowała mi coś, czego nie zapomnę do końca życia - masaż szyjki macicy. Skurcze to był pikuś przy tym, jak bolał ten zabieg. Choć bardzo nie chciałam wyjść na "mięczaka", łzy ciekły mi ciurkiem. Ale koniec końców trwający chwilkę masaż dał rozwarcie na 4,5 cm. Po jakiejś godzinie powtórka z "rozrywki" i 7 cm rozwarcia. Jakiś czas jeszcze szwendałam się po korytarzu, słuchając zbawczej paplaniny mojej psiapsiółki, która starała się, jak mogła, żeby odwrócić moją uwagę od bólu. Potem poczułam się jakoś dziwnie. Ból jakoś tak zelżał. Zgłosiłam to położnej, która mnie ponownie zbadała i stwierdziła, że jest 10 cm rozwarcia i że to co czuję, to bóle parte. Od podania oxytocyny do końca porodu naturalnego (chociaż nie narodzin mojego synka, bo ten ostatecznie pojawił się na świecie po c.c.) upłynęło jakieś 4 - 4,5 godziny. Z perspektywy czasu stwierdzam, że nie było tak źle, że dało się wytrzymać.
Odnośnie symptomów zbliżającego się porodu, to z moich doświadczeń zaobserwowałam następujące:
- ok. tygodnia przed porodem zaczął odchodzić czop śluzowy w postaci dużych ilości gęstego, białego z odrobiną różu, śluzu;
- w nocy, kilka godzin przed rozwiązaniem, odeszły mi wody (ale nie pojawiły się skurcze);
- w dzień przed porodem byłam jakaś taka nerwowa, wprost mnie nosiło, nie mogłam sobie znaleźć miejsca.
I to chyba tyle. A najśmieszniejsze to to, że całą ciążę zastanawiałam się, jak wyglądają skurcze porodowe. Kiedy już się zaczęło w jednej chwili wiedziałam co to jest. Tego nie da się pomylić z bólem brzucha, niestrawnością czy czymś podobnym. ;-)