reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Styczniówki 2010 !!

Do wszystkich babeczek które lubią spacery po lesie lub grzybobrania.

W czerwcu poszłam do lasu na 20 min na spacer. Wróciłam z kleszczem w pachwinie. Gin na początku opierniczył mnie za bezmyślność ("kto to widział babę w ciąży w lesie" ) zalecił zrobić badanie na przeciwciała boreliozy po 6 tyg od ugryzienia, żeby sprawdzić czy kleszcz nie był nosicielem. Właśnie dostałam wyniki i się załamałam. Będę badanie jeszcze powtarzać, ponieważ są "wątpliwe". :unsure:
Szok, załamka i panika po prostu.
 
reklama
Ja dziś po obciążeniu własnie wróciłam - na czczo miałam 84, a po godzinie 103 (to było na 50g obciążenie) i nic nie mówili oprócz tego, że cukrzycy nie mam więc chyba dobrze?;-)
No i moja niunia tak jak u ciebie odwróciła się i teraz jest nogami do dołu - nie dość że mnie kopie w ujście szyjki i po krążku, to na kazdym USG dotąd była ułożona główka w dół, a tu wiercipiętka nagle zmieniła swoje upodobania - też mam nadzieję, że wróci na miejsce właściwe - teraz jeszcze mają dużo miejsca więc się ruszają maluchy:cool2:
A hemoglobinę mam 12,9 ale ja w ciąży wychodziłam od 13,6 więc u mnie spadek chyba niewielki jak na koniec 6.miesiąca - widziałam na wynikach że norma to 11-17:sorry:

Glukoza super, zazdroszczę ci :tak: Ja miałam 94 na czczo i 174 po obciążeniu 50 gr.
Hemoglobina też mi spadła do 11, 4. Gin na mnie sie krzywi, że to przez to, że jestem wegetarianką...ale mam nadzieję, że z tabletkami z żelazem damy sobie radę!
Najgorsza ta cukrzyca...
 
Witam wszystkie Panie i upraszam się o przyjęcie do grupy styczniówek 2010 :)
Termin mam na 11 stycznia, ale według niektórych kalkulatorów jest to 8 stycznia, więc zobaczymy :-)
Właśnie wczoraj się dowiedziałam, że mam cukrzycę... ktoś jeszcze ma to paskudztwo? Nie wiem jeszcze jak się z tym obchodzić, dietę ułożyć...

Gin mniej więcej mi powiedziała co wolno a co nie, tylko teraz problem jak te jednostki ustalać ile itd... na razie poczekamy dwa tygodnie i drugi test z obciążeniem 75 gr glukozy po 2 godzinach... Znowu będę musiała pić to paskudztwo...bleee... ale czego się dla Maluszka nie robi :-)

Czy któraś będzie rodziłą w Warszawie na Wołoskiej?
Witaj! Z tego co ja pamiętam to u nas większość tych z Warszawy chce na Żelaznej, a część niezdecydowana jeszcze. Ale z planem na Woloską nikt sie tu nie zgłaszał jeszcze:tak: A można zapytać czemu Wołoska?:cool2: Cukrzycy współczuję - ja to już mówię, że mnie cała reszta problemów omija, bo mi wystarczy zmartwień z szyjką, więc każdy dostaje swojego krzyża tyle, ile może udźwignąć!

ASIAX: czemu magnezu nie można?? A mi przepisał lekarz razem z nospą 3x dziennie magnez właśnie na twardnienie brzusia i mi ten magnez w większości wystarcza nawet bez nospy, bo ja na ta nospę strasznie sie krzywię, że 3 razy dziennie, więc biore tylko jak czuję skórcze...
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
cześc dziewczyny.
Ja dzisiaj mam zamknięte przedszkole,więc siedzę z młodym w domu.

dormark,masz rację,wygadanie dużo daje...Powiem Ci,że faceci zawsze mówią,że rozumieją swój błąd,że się poprawią i co?...i za chwilę ten błąd lub błędy powtarzają...i sytuacja się powtarza i tak w kółko...No ale nie chcę Cię zbijać z tropu bo widzę,że masz dzisiaj lepszy humorek,więc może tylko mój jest taki obiecywalski i niespełnialski...
Sprawa u mnie wygląda tak: mój A jest nałogowcem....najchętniej nie chodziłby do pracy tylko grał w jakieś głupie wojenne gierki przez internet.Ja ciągle sama,nie mówiąc już o młodym,który tylko wie,że ma tatę ale z całą pewnością tego nie odczuwa...no,może tylko czasem.
Mój A przychodzi z pracy i włącza kompa...potem robi sobie jeść i już z kanapkami siada i zaczyna grac...czasem do pójścia spać...Ja trochę posiedzę z młodym,potem kładę go spac a potem pozostaje mi tylko oglądanie telewizji albo laptop(na całe szczęście mamy dwa kompy).Ja po pracy też jestem zmęczona a mimo wszystko staram się chociaż posiedzieć przy młodym kiedy ogląda bajki,żeby wiedział że ma mamę.Mam cholerne wyrzuty sumienia,że tak mało czasu mu poświęcam bo w przedszkolu siedzi od 8 do 17 a potem tylko bajki ze mną i ok 21 spac.Co to za życie?Dobrze chociaż,że do przedszkola chodzi to się z dziecmi pobawi...bo w domu to tylko spychoterapia no i kłótnie-jak widzę,że tatuś prosto z drzwi udaje się do sypialni i już włącza swoją gierkę,to zaczynają się krzyki,czasem jakieś wyzwiska i potem ja w łazience na klucz a młody tylko chodzi i pyta czy wszystko w porządku...taki mały a tyle rozumie...To wszystko odbija się oczywiście na mojej psychice bo ja to rozumiem,że młodemu krzywdę robimy,ale co?jak zwykle to ja mam ustąpic i siedziec cicho?A co ze mną?Ja też żyję i TEORETYCZNIE nie jestem samotną matką...
Przedwczoraj było kolejne apogeum...piszę kolejne bo sytuacja cyklicznie się powtarza...przez jakiś czas nie odzywam się,mąż gra...kilka dni takich samych,ja już nabuzowana...wreszcie wszystko wybucha,jest awanti...potem on postanawia mnie wysłuchac i dogadac się...potem mówi,że rozumie i obiecuje poprawę...fajnie,tyle,że co z tego,jak za jakiś czas znowu jest to samo?
Przedwczoraj powiedziałam mu,że już nie chcę się z nim dogadywac...
Zawsze w takich sytuacjach najchętniej spakowałabym siebie,młodego i wyprowadziła się tak dla pokazania ale nie mam dokąd.Mieszkamy na Islandii...kupiliśmy (oczywiście na kredyt)mieszkanie za które trzeba płacic.Oprócz mieszkania są jeszcze opłaty,które i tak trzeba zrobic...mogę sobie oczywiście wynając hotel lub mieszkanie ale nie da się np na dwa dni...Jak coś wynajmę,to na kilka miesięcy najmniej...po co płacic za dwa mieszkania kiedy i tak wiadomo,że do mąż nie pozwoliłby nam mieszkac gdzie indziej?Najlepszym wyjściem w tej sytuacji byłoby spakowac najpotrzebniejsze ciuchy i pójśc przenocowac do rodziny,nie?Tyle,że do kogokolwiek z mojej rodziny mam 3,5 godz lotu samolotem...Gdybyśmy byli w Polsce,to wzięłabym młodego i pojechała do mamy a A niech się martwi jak nas spowrotem odzyskac,ale tu nie mam zbyt wielkiego pola do popisu.Rozmowy coś dawały tylko na początku,teraz już wie,że się pokłócimy i za jakiś czas przeprosi i będzie ok...a co sobie pogra,to jego.Jednym słowem jestem w kropce.Moje życie jest schematyczne: praca,bajki z młodym,położyc go spac a potem do wieczora już tylko wysiadywanie sofy i jakieś filmy.Uwielbiam chodzic po sklepach...ale mój mąż tego nie znosi i jedyna weekendowa rozrywka,czyli zakupy to pasmo klęsk.Nie potrafi się nawet zdobyc na taki drobiazg dla mnie,żeby ze mną pochodzic i pokupowac jakieś pierdółki z zadowoleniem a nie wiecznym narzekaniem i kłótniami.Co to za przyjemnośc(podkreślam-moja jedyna),kiedy już pod blokiem wsiadając do samochodu kłótnia trwa w najlepsze o to,że w ogóle musimy jechac na zakupy,kiedy on jest tak zmęczony po całym tygodniu pracy?!
A co ze mną?Ja psychicznie jestem zmęczona non stop...samotnością.Na obczyźnie dobrze,bo stac nas na duuużo więcej niż w Polsce ale same zobaczcie czym to jest okupione...W Polsce wzięłabym młodego i zapewniłabym mu jakieś rozrywki z rodziną-dziadek,babcia,ciocia...itd a tu?Mamy tylko siebie...i paru znajomych,którzy w weekend maja swoje sprawy,niektórzy pół rodziny do odwiedzenia...
Po prostu dno dna...
Co prawda wczoraj A znowu mnie przeprosił ale od jakiegoś czasu nie robi to na mnie zbyt dużego wrażenia.Ja nie lubię się kłócic ale nie potrafię też za szybko zapomniec krzywdy,więc mi ogólnie ciężko.
Drugie dziecko planowaliśmy już parę miesięcy przed ciążą.Tatuś baaardzo chce teraz córeczkę,zresztą ja też,więc trochę nam zeszło bo planowaliśmy z chińskim kalendarzem (a co tam,zawsze to kolejne procenty możliwości powodzenia).W lutym się nie udało 3 dni przed owulką,dopiero w kwietniu,bliżej,ok 2 dni przed zaszłam w ciążę...ale teraz to już nie wiem czy dobrze zrobiłam bo będę miała dwoje dzieci zamiast jednego do wyrzutów sumienia...
No,to tak najogólniej nakreśliłam swoją sytuację...a nie! zapomniałąm jeszcze o braku wsparcia...Już 25 tyg dręczę się tym czy nam się udało zaplanowac tę wymarzoną dziewczynkę, potem czy na usg pani się nie pomyliła...i tak w kólko a mój mąż zamiast mnie wspierac ciągla się złości,że ja znowu o tym samym..."już o niczym innym nie potrafisz gadac ani myślec?" ...a ja czuję się jak idiotka...On od samego początku mówi,że wie,że to dziewczynka a ja się ciągle zadręczam.
Wiecie,fajnie się tak wygadac...Jestem z tych,co to nie potrafią swoich problemów trzymac dla siebie bo one strasznie gryzą duszę :)

Juz za długo siedzę i czuję jak mi zgaga przepala przełyk...
 
Pumpkin- wynik jest wątpliwy, a nie pozytywny, więc się nie denerwuj, bo dzidzia się denerwować będzie! Głowa do góry, będzie dobrze!! Musi być dobrze!!
 
Anetrix...ciezko mi cokolwiek doradzic.Uzaleznienie od gier jest tak samo wyniszczajace dla rodziny jak alkoholizm. Klotniami,prosbami,placzem nie zdzialasz nic.Nie wiem nawet czy Twoja wyprowadzka cos by zmienila jesli dla niego bardziej liczy sie wirtualny swiat...Obawiam,sie ze bez pomocy z zewnatrz ( psycholog,poradnia leczenia uzaleznien) nie wiele zdzialasz...ale tu tez problem bo Twoj maz ,musi sobie zdac sprawe ze swojej choroby i chciec sie leczyc....
 
cześc dziewczyny.
Ja dzisiaj mam zamknięte przedszkole,więc siedzę z młodym w domu.

dormark,masz rację,wygadanie dużo daje...Powiem Ci,że faceci zawsze mówią,że rozumieją swój błąd,że się poprawią i co?...i za chwilę ten błąd lub błędy powtarzają...i sytuacja się powtarza i tak w kółko...No ale nie chcę Cię zbijać z tropu bo widzę,że masz dzisiaj lepszy humorek,więc może tylko mój jest taki obiecywalski i niespełnialski...
Sprawa u mnie wygląda tak: mój A jest nałogowcem....najchętniej nie chodziłby do pracy tylko grał w jakieś głupie wojenne gierki przez internet.Ja ciągle sama,nie mówiąc już o młodym,który tylko wie,że ma tatę ale z całą pewnością tego nie odczuwa...no,może tylko czasem.
Mój A przychodzi z pracy i włącza kompa...potem robi sobie jeść i już z kanapkami siada i zaczyna grac...czasem do pójścia spać...Ja trochę posiedzę z młodym,potem kładę go spac a potem pozostaje mi tylko oglądanie telewizji albo laptop(na całe szczęście mamy dwa kompy).Ja po pracy też jestem zmęczona a mimo wszystko staram się chociaż posiedzieć przy młodym kiedy ogląda bajki,żeby wiedział że ma mamę.Mam cholerne wyrzuty sumienia,że tak mało czasu mu poświęcam bo w przedszkolu siedzi od 8 do 17 a potem tylko bajki ze mną i ok 21 spac.Co to za życie?Dobrze chociaż,że do przedszkola chodzi to się z dziecmi pobawi...bo w domu to tylko spychoterapia no i kłótnie-jak widzę,że tatuś prosto z drzwi udaje się do sypialni i już włącza swoją gierkę,to zaczynają się krzyki,czasem jakieś wyzwiska i potem ja w łazience na klucz a młody tylko chodzi i pyta czy wszystko w porządku...taki mały a tyle rozumie...To wszystko odbija się oczywiście na mojej psychice bo ja to rozumiem,że młodemu krzywdę robimy,ale co?jak zwykle to ja mam ustąpic i siedziec cicho?A co ze mną?Ja też żyję i TEORETYCZNIE nie jestem samotną matką...
Przedwczoraj było kolejne apogeum...piszę kolejne bo sytuacja cyklicznie się powtarza...przez jakiś czas nie odzywam się,mąż gra...kilka dni takich samych,ja już nabuzowana...wreszcie wszystko wybucha,jest awanti...potem on postanawia mnie wysłuchac i dogadac się...potem mówi,że rozumie i obiecuje poprawę...fajnie,tyle,że co z tego,jak za jakiś czas znowu jest to samo?
Przedwczoraj powiedziałam mu,że już nie chcę się z nim dogadywac...
Zawsze w takich sytuacjach najchętniej spakowałabym siebie,młodego i wyprowadziła się tak dla pokazania ale nie mam dokąd.Mieszkamy na Islandii...kupiliśmy (oczywiście na kredyt)mieszkanie za które trzeba płacic.Oprócz mieszkania są jeszcze opłaty,które i tak trzeba zrobic...mogę sobie oczywiście wynając hotel lub mieszkanie ale nie da się np na dwa dni...Jak coś wynajmę,to na kilka miesięcy najmniej...po co płacic za dwa mieszkania kiedy i tak wiadomo,że do mąż nie pozwoliłby nam mieszkac gdzie indziej?Najlepszym wyjściem w tej sytuacji byłoby spakowac najpotrzebniejsze ciuchy i pójśc przenocowac do rodziny,nie?Tyle,że do kogokolwiek z mojej rodziny mam 3,5 godz lotu samolotem...Gdybyśmy byli w Polsce,to wzięłabym młodego i pojechała do mamy a A niech się martwi jak nas spowrotem odzyskac,ale tu nie mam zbyt wielkiego pola do popisu.Rozmowy coś dawały tylko na początku,teraz już wie,że się pokłócimy i za jakiś czas przeprosi i będzie ok...a co sobie pogra,to jego.Jednym słowem jestem w kropce.Moje życie jest schematyczne: praca,bajki z młodym,położyc go spac a potem do wieczora już tylko wysiadywanie sofy i jakieś filmy.Uwielbiam chodzic po sklepach...ale mój mąż tego nie znosi i jedyna weekendowa rozrywka,czyli zakupy to pasmo klęsk.Nie potrafi się nawet zdobyc na taki drobiazg dla mnie,żeby ze mną pochodzic i pokupowac jakieś pierdółki z zadowoleniem a nie wiecznym narzekaniem i kłótniami.Co to za przyjemnośc(podkreślam-moja jedyna),kiedy już pod blokiem wsiadając do samochodu kłótnia trwa w najlepsze o to,że w ogóle musimy jechac na zakupy,kiedy on jest tak zmęczony po całym tygodniu pracy?!
A co ze mną?Ja psychicznie jestem zmęczona non stop...samotnością.Na obczyźnie dobrze,bo stac nas na duuużo więcej niż w Polsce ale same zobaczcie czym to jest okupione...W Polsce wzięłabym młodego i zapewniłabym mu jakieś rozrywki z rodziną-dziadek,babcia,ciocia...itd a tu?Mamy tylko siebie...i paru znajomych,którzy w weekend maja swoje sprawy,niektórzy pół rodziny do odwiedzenia...
Po prostu dno dna...
Co prawda wczoraj A znowu mnie przeprosił ale od jakiegoś czasu nie robi to na mnie zbyt dużego wrażenia.Ja nie lubię się kłócic ale nie potrafię też za szybko zapomniec krzywdy,więc mi ogólnie ciężko.
Drugie dziecko planowaliśmy już parę miesięcy przed ciążą.Tatuś baaardzo chce teraz córeczkę,zresztą ja też,więc trochę nam zeszło bo planowaliśmy z chińskim kalendarzem (a co tam,zawsze to kolejne procenty możliwości powodzenia).W lutym się nie udało 3 dni przed owulką,dopiero w kwietniu,bliżej,ok 2 dni przed zaszłam w ciążę...ale teraz to już nie wiem czy dobrze zrobiłam bo będę miała dwoje dzieci zamiast jednego do wyrzutów sumienia...
No,to tak najogólniej nakreśliłam swoją sytuację...a nie! zapomniałąm jeszcze o braku wsparcia...Już 25 tyg dręczę się tym czy nam się udało zaplanowac tę wymarzoną dziewczynkę, potem czy na usg pani się nie pomyliła...i tak w kólko a mój mąż zamiast mnie wspierac ciągla się złości,że ja znowu o tym samym..."już o niczym innym nie potrafisz gadac ani myślec?" ...a ja czuję się jak idiotka...On od samego początku mówi,że wie,że to dziewczynka a ja się ciągle zadręczam.
Wiecie,fajnie się tak wygadac...Jestem z tych,co to nie potrafią swoich problemów trzymac dla siebie bo one strasznie gryzą duszę :)

Juz za długo siedzę i czuję jak mi zgaga przepala przełyk...
Kochana bardzo dobrze Cie rozumiem , moj to pracocholik a moze nie tak uzalezniony od kom co oid pleysteyszyn i tez z mala sie pobawi tzn ona uklada klocki kolo niego a on gra jak byla mniejsza i ja mu mowilam rozmawiaj z nia , to on na to ze ona i tak nie rozumie:crazy:a teraz pretesje ze po niemiecku nie umnie ja mu na to jak ci wczesniej mowilam to nie chciales sluchac to nie miej teraz do mnie pretesji bo ja po szwabsku do mojego dziecka mowic nie bede.Pozatym mala juz sie pürzyzwyczaila ze tata to tylko na chwile i nja juz tez wiec ciesze sie z kazdego spaceru, bo moj M na placu zabaw nie dluzej niz 30 min bo mu sie nudzi.Tagze rozumiecie nmoja troske , ze sie martwie co bedzie jak on z nia zostanie ppare dni jak bede wszpitalu po porodzie , ale coz musze byc twarda , szkoda mi tylko Nicoli bo bedzie tesknic.:crazy:
 
reklama
cześc dziewczyny.
Ja dzisiaj mam zamknięte przedszkole,więc siedzę z młodym w domu.

dormark,masz rację,wygadanie dużo daje...Powiem Ci,że faceci zawsze mówią,że rozumieją swój błąd,że się poprawią i co?...i za chwilę ten błąd lub błędy powtarzają...i sytuacja się powtarza i tak w kółko...No ale nie chcę Cię zbijać z tropu bo widzę,że masz dzisiaj lepszy humorek,więc może tylko mój jest taki obiecywalski i niespełnialski...
Sprawa u mnie wygląda tak: mój A jest nałogowcem....najchętniej nie chodziłby do pracy tylko grał w jakieś głupie wojenne gierki przez internet.Ja ciągle sama,nie mówiąc już o młodym,który tylko wie,że ma tatę ale z całą pewnością tego nie odczuwa...no,może tylko czasem.
Mój A przychodzi z pracy i włącza kompa...potem robi sobie jeść i już z kanapkami siada i zaczyna grac...czasem do pójścia spać...Ja trochę posiedzę z młodym,potem kładę go spac a potem pozostaje mi tylko oglądanie telewizji albo laptop(na całe szczęście mamy dwa kompy).Ja po pracy też jestem zmęczona a mimo wszystko staram się chociaż posiedzieć przy młodym kiedy ogląda bajki,żeby wiedział że ma mamę.Mam cholerne wyrzuty sumienia,że tak mało czasu mu poświęcam bo w przedszkolu siedzi od 8 do 17 a potem tylko bajki ze mną i ok 21 spac.Co to za życie?Dobrze chociaż,że do przedszkola chodzi to się z dziecmi pobawi...bo w domu to tylko spychoterapia no i kłótnie-jak widzę,że tatuś prosto z drzwi udaje się do sypialni i już włącza swoją gierkę,to zaczynają się krzyki,czasem jakieś wyzwiska i potem ja w łazience na klucz a młody tylko chodzi i pyta czy wszystko w porządku...taki mały a tyle rozumie...To wszystko odbija się oczywiście na mojej psychice bo ja to rozumiem,że młodemu krzywdę robimy,ale co?jak zwykle to ja mam ustąpic i siedziec cicho?A co ze mną?Ja też żyję i TEORETYCZNIE nie jestem samotną matką...
Przedwczoraj było kolejne apogeum...piszę kolejne bo sytuacja cyklicznie się powtarza...przez jakiś czas nie odzywam się,mąż gra...kilka dni takich samych,ja już nabuzowana...wreszcie wszystko wybucha,jest awanti...potem on postanawia mnie wysłuchac i dogadac się...potem mówi,że rozumie i obiecuje poprawę...fajnie,tyle,że co z tego,jak za jakiś czas znowu jest to samo?
Przedwczoraj powiedziałam mu,że już nie chcę się z nim dogadywac...
Zawsze w takich sytuacjach najchętniej spakowałabym siebie,młodego i wyprowadziła się tak dla pokazania ale nie mam dokąd.Mieszkamy na Islandii...kupiliśmy (oczywiście na kredyt)mieszkanie za które trzeba płacic.Oprócz mieszkania są jeszcze opłaty,które i tak trzeba zrobic...mogę sobie oczywiście wynając hotel lub mieszkanie ale nie da się np na dwa dni...Jak coś wynajmę,to na kilka miesięcy najmniej...po co płacic za dwa mieszkania kiedy i tak wiadomo,że do mąż nie pozwoliłby nam mieszkac gdzie indziej?Najlepszym wyjściem w tej sytuacji byłoby spakowac najpotrzebniejsze ciuchy i pójśc przenocowac do rodziny,nie?Tyle,że do kogokolwiek z mojej rodziny mam 3,5 godz lotu samolotem...Gdybyśmy byli w Polsce,to wzięłabym młodego i pojechała do mamy a A niech się martwi jak nas spowrotem odzyskac,ale tu nie mam zbyt wielkiego pola do popisu.Rozmowy coś dawały tylko na początku,teraz już wie,że się pokłócimy i za jakiś czas przeprosi i będzie ok...a co sobie pogra,to jego.Jednym słowem jestem w kropce.Moje życie jest schematyczne: praca,bajki z młodym,położyc go spac a potem do wieczora już tylko wysiadywanie sofy i jakieś filmy.Uwielbiam chodzic po sklepach...ale mój mąż tego nie znosi i jedyna weekendowa rozrywka,czyli zakupy to pasmo klęsk.Nie potrafi się nawet zdobyc na taki drobiazg dla mnie,żeby ze mną pochodzic i pokupowac jakieś pierdółki z zadowoleniem a nie wiecznym narzekaniem i kłótniami.Co to za przyjemnośc(podkreślam-moja jedyna),kiedy już pod blokiem wsiadając do samochodu kłótnia trwa w najlepsze o to,że w ogóle musimy jechac na zakupy,kiedy on jest tak zmęczony po całym tygodniu pracy?!
A co ze mną?Ja psychicznie jestem zmęczona non stop...samotnością.Na obczyźnie dobrze,bo stac nas na duuużo więcej niż w Polsce ale same zobaczcie czym to jest okupione...W Polsce wzięłabym młodego i zapewniłabym mu jakieś rozrywki z rodziną-dziadek,babcia,ciocia...itd a tu?Mamy tylko siebie...i paru znajomych,którzy w weekend maja swoje sprawy,niektórzy pół rodziny do odwiedzenia...
Po prostu dno dna...
Co prawda wczoraj A znowu mnie przeprosił ale od jakiegoś czasu nie robi to na mnie zbyt dużego wrażenia.Ja nie lubię się kłócic ale nie potrafię też za szybko zapomniec krzywdy,więc mi ogólnie ciężko.
Drugie dziecko planowaliśmy już parę miesięcy przed ciążą.Tatuś baaardzo chce teraz córeczkę,zresztą ja też,więc trochę nam zeszło bo planowaliśmy z chińskim kalendarzem (a co tam,zawsze to kolejne procenty możliwości powodzenia).W lutym się nie udało 3 dni przed owulką,dopiero w kwietniu,bliżej,ok 2 dni przed zaszłam w ciążę...ale teraz to już nie wiem czy dobrze zrobiłam bo będę miała dwoje dzieci zamiast jednego do wyrzutów sumienia...
No,to tak najogólniej nakreśliłam swoją sytuację...a nie! zapomniałąm jeszcze o braku wsparcia...Już 25 tyg dręczę się tym czy nam się udało zaplanowac tę wymarzoną dziewczynkę, potem czy na usg pani się nie pomyliła...i tak w kólko a mój mąż zamiast mnie wspierac ciągla się złości,że ja znowu o tym samym..."już o niczym innym nie potrafisz gadac ani myślec?" ...a ja czuję się jak idiotka...On od samego początku mówi,że wie,że to dziewczynka a ja się ciągle zadręczam.
Wiecie,fajnie się tak wygadac...Jestem z tych,co to nie potrafią swoich problemów trzymac dla siebie bo one strasznie gryzą duszę :)

Juz za długo siedzę i czuję jak mi zgaga przepala przełyk...
Kochana bardzo dobrze Cie rozumiem , moj to pracocholik a moze nie tak uzalezniony od kom co oid pleysteyszyn i tez z mala sie pobawi tzn ona uklada klocki kolo niego a on gra jak byla mniejsza i ja mu mowilam rozmawiaj z nia , to on na to ze ona i tak nie rozumie:crazy:a teraz pretesje ze po niemiecku nie umnie ja mu na to jak ci wczesniej mowilam to nie chciales sluchac to nie miej teraz do mnie pretesji bo ja po szwabsku do mojego dziecka mowic nie bede.Pozatym mala juz sie pürzyzwyczaila ze tata to tylko na chwile i nja juz tez wiec ciesze sie z kazdego spaceru, bo moj M na placu zabaw nie dluzej niz 30 min bo mu sie nudzi.Tagze rozumiecie nmoja troske , ze sie martwie co bedzie jak on z nia zostanie ppare dni jak bede wszpitalu po porodzie , ale coz musze byc twarda , szkoda mi tylko Nicoli bo bedzie tesknic.:crazy:
 
Do góry