Cały biznes krwi pępowinowej w Polsce żeruje na strachu rodziców o zdrowie ich dziecka. Wiadomo, rodzice są bardzo podatni na takie rzeczy, każdy (lub raczej każdy
rodzic chce dobrze dla swojego dziecka.
To, co moim zdaniem jest najistotniejsze to, że deponowanie krwi ma sens może, kiedy planuje się więcej dzieci - trzeba pamiętać, że krew nie będzie wykorzystana, jeśli właśnie to pierwsze dziecko potrzebowałoby, oczywiście krew musi być od dawcy (dziecka) zdrowego. Może też w sytuacji, gdy ktoś już wie, że potrzebuje tych komórek na teraz, bo powiedzmy ktoś w rodzinie jest w potrzebie. Banki sugerują w materiałach, że deponowanie tej krwi to niemal remedium na wszystko i odpowiedzialna postawa rodziców - troska o dziecko, siebie i bliskich.
Po drugie, jest to dosyć drogie, samo pobranie jak i przechowywanie - jak przestajesz płacić to tracisz tę zdeponowaną krew. Oczywiście nie ma gwarancji, że zdeponowana krew będzie się nadawał do wykorzystania. Nigdy nie doszukałam się info, może ktoś wie lepiej, ale nurtuje mnie pytanie co się dzieje z tą krwią, kiedy klient zaprzestaje płacenia za przechowanie... nic nie sugeruję, ale nigdzie nie znalazłam info na ten temat, może firmy się już o to troszczą, żeby najpierw grubo opłacona przez lata przez rodziców, została na koniec dobrze spożytkowana i sprzedane drugi raz komuś w potrzebie... nie wiem, nie znam się ;p Dużo pytań mało odpowiedzi ;-)
Następnie, wydaje się, że pobranie krwi jest z pewnym uszczerbkiem dla noworodka, bo ta cenna krew mogłaby przejść do niego zamiast do probówki. To chyba jest jeden z ważniejszych argumentów.
Gdyby była jednak taka potrzeba, że chcesz skorzystać z tej krwi to też opłata za udostępnienie.
Deponowanie krwi pępowinowej moim zdaniem miałoby sens tylko na zasadzie honorowego dawstwa, jak w przypadku dawców krwi (czytałam, że są kraje gdzie jest to tylko na zasadzie honorowego dawstwa, nie ma robienia z tego prywatnego biznesu). Idealnie, gdyby w sytuacji, że ktoś z musi skorzystać, to dla dawców, czy nawet rodziny z priorytetem dostępu. Można skorzystać tak naprawdę z krwi kogokolwiek zdrowego, nie musiałaby być od członka rodziny. Ludzie, którzy kupują terapie komórkami macierzystymi te komórki mają od kogoś, najczęściej nie od rodziny.
I kolejna rzecz bardzo ważna, nie ma mocnych, przekonywujących dowodów naukowych o skuteczności takich terapii, chyba poza dosłownie kilkoma chorobami, reszta jest w sferze badań.
Wszystkie instytucje, które się tym zajmują są prywatnymi biznesami, często jedynie sugerują, że są publiczne.
Trafiłam również na info, że kobieta, która zajmowała się badaniami nad krwią pępowinową, czy opracowała to (szczegółów nie pamiętam, a nie będę tego szukać) miała wyrażać dezaprobatę z powodu kierunku rozwoju tej idei.
To, że lekarze do czegoś zachęcają mnie nie przekonuje, jeśli to coś jest niepewne i drogie ;-) może dlatego, że miałam wśród znajomych pracowników firmy farmaceutycznej na wysokich kierowniczych stanowiskach, jednym słowem każdy pacjent to prowizja, wczasy na Kubie i rejs statkiem, pieniądze..
Mnie lekarz tylko powiedział, że zgodnie z przepisami ma obowiązek mnie poinformować o takiej opcji. Ja nie dopytywałam, on nie drążył tematu. Na dzień dzisiejszy nawet chyba za darmo nie zdecydowałbym się na to - wolę by ta krew w większej ilości wróciła do maluszka po porodzie, niż wpadła do probówki, no chyba, że bez absolutnie żadnej straty dla maluszka są w stanie pozyskać po odpępnieniu. Ewentualnie rozważyłabym honorowe dawstwo, ale w Polsce tego nie ma i raczej nie będzie.
To są wnioski jakie nasunęły mi się po poświęceniu trochę czasu na przyjrzenie się temu tematowi - dopóki nie zgłębiłam tematu, sama idea wydawała mi się wspaniała. Dzisiaj uważam, że ten biznes jest nieetyczny. No, ale to biznes - nie musi być etyczny, ma zarabiać
Żeby nie było - nie krytykuje, jeśli ktoś się na to zdecyduje. Są moim zdaniem okoliczności, które to usprawiedliwiają w 100%. Powinno być to jednak zupełnie inaczej zorganizowane - bez kosztów dla dawców, z publicznym dostępem, z pewnością, że pobranie jest bez uszczerbku dla maluszka, bez wywierania presji na rodzicach i sugerowania przez firmy, że jest to remedium niemal na wszystko.