Kamag, to nie do końca jest tak, że Szymko je różnorodnie. Ma możliwość jeść i próbuje, ale jedzeniem z prawdziwego zdarzenia bym tego nie nazwała. Jest tak jak u Ciebie, podstawa to moje mleko i też się tym stresuję, choć staram się jak najmniej, bo do roczku mleko to jednak podstawa. Ale jak nic się nie zmieni w najbliższym czasie (i mam na myśli już najbliższe dni) to też się na badania żelaza wybierzemy, choć jak czytałam o objawach anemii to nic nie pasuje.
I rozumiem doskonale co piszesz o naiwnej nadziei
Musimy być silne.
Aneta, i z tym dziennym zasypianiem u nas jest podobnie i tu się zgodzę, że niestety. Co prawda czasem udaje mi się wstać i go nie obudzić, ale tu znowu jest stres, że spadnie z łóżka (co już mu się zdarzyło). Ale cóż robić, zabezpieczam jak mogę, na podłodze zapewniam jakby co miękkie lądowanie i jestem czujna. Na razie to zdaje egzamin
Co do porodu to mi odeszły wody, ale akcja porodowa się nie zaczęła – brak skurczy i rozwarcia. Pech chciał, że wtedy na porodówce był straszny tłok (dziewczyny rodziły np. w gabinetach zabiegowych) i cofnięto mnie z sali porodowej na obserwacyjną przedporodową. W związku z tym „już nie rodziłam” i M. nie mógł być ze mną, bo porodu nie było, więc porodu rodzinnego też nie. Położnych, tak jak łóżek było za mało, nawet dla rodzących „na poważnie” (o czym miałam się wkrótce przekonać), więc do mnie zaglądały z rzadka, choć poproszone podłączały mi ktg, a prosiłam często, bo bałam się bardzo czy u Szymonka jest ok po odejściu dużej ilości wód i sączeniu się ciągłym tego, co zostało. Skurcze zaczęły się po 18 godzinach, a takie regularne co 4 min. po 24 godzinach od odejścia wód, ale rozwarcie szło wolno. Na salę porodową trafiłam 3h później i do czasu skurczy partych spędziłam na niej jeszcze 5h. Byliśmy tam z M. praktycznie sami, położne wpadały sprawdzić rozwarcie i znikały, więc M. po tym jak się nasłuchał w szkole rodzenia jak to facet siedzi przy głowie rodzącej i w miarę możliwości ją wspiera a kobieta rodzi z położną, miał bardzo zimny prysznic. Nie wdając się w szczegóły było hardcorowo. Od tego czasu powtarza, że jestem dla niego największym bohaterem świata, ale muszę przyznać, że bez niego nie dałabym rady. Niestety przy jeszcze niepełnym rozwarciu ból był tak silny, że poprosiłam o znieczulenie i tak jak u Ciebie wtedy skurcze zelżały i musieli mi podłączyć oksy, po której ból był jeszcze większy. Po tym wszystkim tak samo przy partych po prostu zabrakło mi już sił, niby byliśmy już tuż tuż, ale tej odrobiny brakowało... Najpierw nacięcie miało pomóc, ale to okazało się za mało. Usłyszałam tylko jak lekarz powiedział, że nie podoba mu się wykres, krzyknął vacum, kolejny skurcz i Szymko był na świecie
Na szczęście zapłakał od razu, dostał 10 pkt., więc podejrzewam, że ten wykres mógł nie być aż taki zły. Później dowiedziałam się od pediatry w szpitalu, że prawie połowa dzieci urodzonych w tym czasie miała krwiaczki po vacum, więc nie wiem czy ten lekarz jakoś szczególnie sobie upodobał tę metodę czy to ta ilość porodów równoczesnych była powodem. W każdym razie Szymko miał tylko te 2 krwiaczki (główkę w kształcie serduszka) i w konsekwencji żółtaczkę, z którą szybko sobie poradził, więc wszystko dobrze się skończyło
Jagus, jak masz takie obawy to się nie dziwię, że chcesz przenieść Julkę. Ja też śpię głębiej niż na początku (tak mi się wydaje), ale mimo wszystko łatwo Szymkowi mnie obudzić na mleczko. Oboje z M. śpimy jednak dość czujnie. Poza tym wydaje mi się, że Szymko jest już na tyle duży, że nie pozwoli się przygnieść
Ale to każdy robi jak czuje.
Akuku, torty piękne, jak zawsze!
Najlepszego dla Emisia i niech go te zęby nie męczą już. Ja też jestem tego zdania co do pływania, my chodzimy na zajęcia od wakacji i polecam każdemu
Jaguś, do naszej grupy na basenie właśnie dołączył 8 miesięczny maluch i super sobie radzi, a od instruktorek słyszałam, że i po roczku zaczynają i jest ok. Pewnie dużo od dziecka zależy, ale jak traficie na fajne instruktorki i sam basen to powinno być ok