reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Straty Naszych Aniołków

Alys25 po raz pierwszy spotkałyśmy się w lipcóweczkach, obie przepełnione radością i szczęściem, że pod naszymi serduszkami rosną maleńkie fasolki... teraz spotykamy się tutaj... smutne...
nigdy nie przypuszczałam, że mnie to spotka, nigdy nie przeszło mi nawet przez myśl, że poronię, tak bardzo skupiłam się na tym, że mam problemy z ciśnieniem i że właśnie one były moim problemem w ciąży z Wikunią, że nie przyszło mi do głowy, że co innego może zakłócić ciążę...
nie wiem co się stało, nie wiem dlaczego tak się stało, ale nie usłyszałam nawet serduszka maleństwa... na ostatnim usg lekarz stwierdził, pusty pęcherzyk ciążowy...
jest mi bardzo źle, starałam się o dzidziusia 5 cykli, dla niektórych krótko dla mnie długo...pierwsze forum na bb, na którym byłam to "staramy się", tak bardzo cieszyłam się, że się udało, chociaż nie wiem dlaczego od początku miałam przeczucie, że coś jest nie tak...dlatego tak długo nie pisałam w "lipcóweczkach" bałam się, że za wcześnie się cieszę...
mimo to powiedziałam Wikuni, że spełni się jej największe marzenie, że zostanie starszą siostrą..wspólnie wymyślałyśmy czego będzie mogła nauczyć maluszka, w czym będzie mogła mi pomagać...
teraz byłam zmuszona jej powiedzieć, że tak nie będzie, że będzie musiała poczekać troszkę dłużej... powiedziałam, że czasem zdarza się, że dzidziuś zachorje będąc jeszcze u mamusi w brzuszku i wtedy nie może się urodzić...Wika tak strasznie płakała...a ja z nią...
płaczę do dzisiaj, bo od tej diagnozy minęły dopiero 4 dni...święta...
to dla mnie trudny czas.. wiem, że już zawsze w okresie świąt będzie to do mnie wracało...niezależnie od tego czy urodzę jeszcze dziecko czy nie...
nie wiem jak pożegnać się z maluchem, nie wiem czy potrafię..
przede mną jeszcze zabieg i boję się, boję się bardzo... nie samego zabiegu, ale tego co będę wtedy czuła...
jest mi źle...
 
reklama
zeberko przykro mi :( plakac mi sie wciaz chce na sama mysl o tym co sie przytrafilo.staram sie caly czas byc czyms zajeta zeby nie myslec bo oszaleje.wprawdzie nie bylo to ciaza planowana,ale tak jak juz wiele razy pisalam po pierwszym szoku przyszla radosc.w tym okresie mialam robione 5 razy usg bo czesto plamilam i za trzecim razem widzialam juz serduszko mojego malenstwa,ogolnie trzy razy widzialam bijace serduszko mojego malenstwa i za kazdym razem ocene lekarza ze malenstwo ladnie rosnie.tez powiedzialam mojej pieciolatce ze bedziemy mieli kolejnego dzidziusia w domu,czesto mnie Natalia glaskala po brzuszkui opowidala jak bedzie sie opiekowac braciszkiem(bo stwierdzila ze to bedzie braciszek i koniec)po tym jak wrocilam od lekarza gdzie sie dowiedzialam ze niestety malenstwu przestalo bic serduszko bylam bardzo zalamana i splakana,moja natalia powiedziala mi wtedy ze mam przestac plakac bo dzidzusiowi tez bedzie smutno(nieraz jej mowilam jak byla niegrzeczna ze jest mi smutno z tego powodu i teraz i dzidzusiowi bedzie smutno)rozplakalam sie jeszcze bardziej,potem powiedzialam natali ze nie bedzie dzidzusia bo poszedl do aniolkow ,nie plakala ale dlugo mi jeszcze w nocy opowiadala ze jej smutno ze nie bedzie dzidzi no i pytania dlaczego tak.w pitaek mialam zabieg robiony,rano na 8 poszlam do szpitala ok 13 wzieli mnie na zabieg pod calkowita narkoza o 18 moglam juz wyjsc ze szpitala.przed zabiegiem mialam robione jeszcze jedno usg i widzialam ta nierozwinieta istotke ktorej jeszcze pare dni temu serduszko bilo.tez nigdy nie przypuszczalam ze cos takiego moze mi sie przytrafic urodzilam bez wiekszych koplikacji 2 dzieci i niesadzilam ze cos moze byc nie tak,wiedzialam ze mam konflikt krwi ale nigdy sie tym nie przejmowalam nie przyszlo mi przez mysl ze przez to moge stracic malenstwo a jednak :( po prostu zabraklo jednego zastrzyku na przeciwciala po ostatnim porodzie :( powiem ci zeberrko ze po zabiegu czuje sie troche lepiej.w szpitalu lekarze i siostry widzac moje zalamanie pomagali mi rozmowa,w domu tez mam duzo roboty przy 2 w dodatku teraz mlodsza jest chora,nie mam czasu na dluzsze wolne chwile a to dobrze,bo w momencie kiedy siade w bezczynnosci zaraz nachodza mnie mysli i8 jest placz z zalu.wczesniej, od momentu kiedy sie dowiedzialam ze malenstwo nie bije serduszko nie bylo chwili zebym nie przestala myslec o tym ,caly czas mialam ta swiadomosc ze nosze w sobie martwe malenstwo,to jest straszne,teraz rzucam sie w wir pracy,pomimo protestu ze strony rodziny ze powinnam po tym wszystkim odpoczac.zeberko zycze duzo sily przed zabiegiem i duzo sily po.pisze troche chaotycznie ,ale to wlasnie ta chwila kiedy siedze i rozpamietuje to wszystko i nie da sie lez powstrzymac i nadmiaru mysli w glowie...
 
Zeberrko, Alys25 bardzo Wam współczuję, wiem co to znaczy stracić maleństwo, ale na pewno niedługo będziecie mogły cieszyć się swoimi skarbami pod serduszkiem. Z całego serca Wam tego życzę. Ściskam, monika...
 
Alys25, Moniolek dziękuję, że jesteście ze mną...wiem, że czas leczy rany i kiedyś na wspomnienie o tym co się stało nie będą leciały łzy, ale teraz jest jeszcze za wcześnie...za dużo o tym myślę...zwłaszcza, że mam jeszcze typowo ciążowe objawy i to przypomina mi cały czas o fasolce, na którą czekałam i której pragnęłam tak bardzo...

Ściskam Was Dziewczynki, pewnie bedę się tu pojawiać, bo na wątek "staramy się" nie mam siły wchodzić...
 
Wczoraj miałam zabieg... napisze Wam jak to wszystko się potoczyło..

27/12 wieczorem zaczęłam plamić i od razu pojechaliśmy do szpitala na Karową, tam spędziliśmy 3 godziny, bo niestety w tamtejszym szpitalu trzeba uzbroić się w cierpliwość, przynajmniej na izbie przyjęć...2 razy robili mi USG, najpierw lekarz z izby przyjęć, potem zawołali jeszcze jakiegoś profesora, diagnoza "puste jajo płodowe". Powiedzieli mi, że trzeba zrobić zabieg i mogę od razu zostać albo przyjechać rano, więc stwierdziłam, że przyjadę rano, przynajmniej wezmę swoje rzeczy... Przyjechaliśmy rano, a tam pani w rejestracji nie miała pojęcia co ze mną zrobić, na jaki oddzioał mnie przyjąć dosłownie nic...mimo, że miałam od nich papiery... po dwóch godzinach czekania na jakiegokolwiek doktora mój mąż zrobił awanturę i zabrał mnie do szpitala na Żelaznej, tam zupełanie inaczej...miła i fachowa obsługa, wszystko szybko i tak...sama nie wiem, po prostu po ludzku...zajęła się mną pani doktor, kobieta, dzięki której poczułam się po prostu bezpiecznie...Wyjaśniła mi dokładnie jak wygląda sytuacja, również to, że dalsze czekanie może być groźne dla mojego życia, z powodu zagrażającego krwotoku wewnętrznego. Pani doktor była tak delikatna i przy tym fachowa, potrafiła zdobyć się na miłe słowo i współczucie mimo, że byłam dla niej zupełanie obcą osobą...Niestety okazało się, że nie mają miejsc na ginekologii, więc zaczęło się szukanie w innych szpitalach, w końcu trafiłam do Bielańskiego... Tam wszystko było w porządku dopóki o 11-tej nie trafiłam na oddział... Nikt się mną nie zainteresował...nikt, zupełnie. Potem pielęgniarki traktowały mnie tak jakby w ogóle mnie nie było, dopiero o 14-tej lekarz zabrał mnie na badanie...i byo to badanie, którego nigdy nie zapomnę...niestety...łzy leciały mi ciurkiem, a on krzyczał, żebym, nie zachowywała się jak dziecko...a ja naprawdę jestem odporna na ból...tego się nie dało wytrzymać, modliłam się, żeby jak najszybciej skończył...potem, znowu nikt nie chciał mi nic powiedzieć, a pielęgniarki w ogóle się do mnie nie odzywały, nie odpowiadały nawet na moje pytania... traktowały mnie tak, jakby to wszystko było moją winą...O 17-tej powiedzieli, że zaraz będzie zabieg, weszłam na salę zabiegową, która w pierwszym momencie wydała mi się jakimś magazynem... myslałam, że to jakaś pomyłka..stał rozwalający się fotel, a pod nim...stara metalowa miska...bleh... lekarze opowiadali sobie dowcipy, a ja myślałam, że znalazłam się w jakimś koszmarnym śnie...pielęgniarka najpierw przebiła miżyłę, a potem..nic już nie pamiętam, bo obudziałam się na sali...było mi strasznie smutno, ale nie miałam nawet siły płakać...dopiero rano na obchodzie poczułam się jak pacjentka szpitala, lekarze byli mili, każdy z nich zapytał jak się czuję, czy nie potrzeba mi psychologa...pomyslałam tylko, że po wizycie w ich szpitalu każdemu przydałby się psycholog.. (wiem, nie było to miłe, ale czułam się tam jak śmieć...). Po obchodzie zapytałam, gdziejest prysznic, ale usłyszałam tylko, że mają remont, więc jak sobie życzę to dysponują miską, ale na szczęście dzisiaj wychodziłam, więc mogłam liczyć na długą kąpiel we własnej wannie...
No więc to moja historia...

Smutne to wszystko, ale staram się myśleć pozytywnie... wiem, że największy ból minie z czasem, chociaż nigdy nie zapomnę o moim Aniołku...

Z jednego się cieszę, wiem już na czym stoję, nie ma już niepewności i łudzenia się, po prostu tak musiało się stać...

 
przykro mi zeberko :( ja nie mialam takich przebowjow w szpitalu,a nie dosc ze czlwoiek jest zalamany samym faktem utraty dziecka to jeszcze bedac skazanym na dodatkowe bol i traktowanie przez lekarzy jak powietrze to chyba poteguje ze czlwoiek czuje sie jeszcze gorzej.ja trafilam do szpitala o 8 rano,mialam robione usg potem dali mi czopek na rozwarcie sie szyjki macicy i mialam bole jak przy porodzie ale nie byly one az tak silne bo byly to poczatki,siostra kazala mi zadzwonic kiedy sie nasila,wtedy przyszla dala mi glupiego jasia i jakims czasie gdy zaczelo dzialac wywiezli mnie na lozku z pokoju na sale zabiegowa,i tam dostalam narkoze po ktorej obudzilam sie juz w pokoju.siostry przychodzily rozmawialy pocieszaly,naprawde czlowiek czul sie po tym lepiej.ale nie mialam zadnych takich badan bolesnych.bol byl tylko psychiczny.jednak roznica tego jak odbywaja sie zabiegi w pl a jak w de jest. ja rozumie ze oni sie naptrza na to wszystko staja sie zimni i obojetni na ludzka rozpacz,ale uwarzam ze wybierajac taki zawod dokonuja sami wyboru,wiec powinni mimo wszystko zachowywac sie inaczej a nie jak bezdusznie :( pozdrawiam zeberko.Moniolek,Nenar,gosik dziekuje wam...
 
tez po porodzie po poronieniu bolal mnie nogi i nerki i pomógl ibuprofen.POZDRAWIAM.Napisz co u ciebie bo sledzilam twoje losy a tu od dlugiego czasu nic
 
Przykro mi zeberko że trafiłas na tak okropnych lekarzy :mad: Wiem dziewczyny co czujecie bo przeszłam przez to samo też poroniłam, co prawda rok temu ale nadal wszystko pamietam ten zal i złośc do całego świata! I pytanie dlaczego??? Najgorsze jest to że w takich chwilach nie ma odpowiedzi na to pytanie. Ale miejcie nadzieją że za niedługo znowu poczujecie bicie innego serduszka pod waszym sercem - życzą wam tego z całego serca!
 
no więc coż ..... muszę Was serdecznie przerosić moje kochane za to że mnie tyle niebyło ....... zajełam sie pracą od świtu do nocy ...... mój były chłopak miał ciągle pretensje itd nie wrucił do mnie ale zadał mi bardzo duzo bólu .... to juz przeszłość odciełam sie od tego całkowicie ......... i wiecie co niedawno spedziłam trzy wspaniałe dni z cudownym mężczyzna straciła głowe dla niego ...... nie wiem czy nam sie uda ale chwile spedzone z nim dały mi sile i wiare w to ze jednak moze sie udac ze zycie wacle nie staneło w miejscu ...... a mój były chłopak no coż niech sie inna z tym gryzie ...... wychodzi na to ze zrdadził ja ze mna i wtedy wlasnie zaszłam w ciaze i straciłam dziecko teraz juz mysle moje dziecko .......... teraz zajełam sie soba i układaniem zycia chciałam Wam bardzo podziekowac za to ze mnie wspieralyscie i bylyscie ze mna ten caly czas wilkie buziaczek dla was i bardzo was tule moje kochane Jestecie cudowne dziekuje ze mi pomoglyscie ..... :)
 
reklama
Do góry