Marthusia
mama Lenulca i Fasolki:)
- Dołączył(a)
- 9 Listopad 2005
- Postów
- 1 382
Nasza Oliwia odeszla...zostawiajac smutek, bol i tesknote w naszych sercach...miala przyjsc na swiat 1 lipca 2006 roku...byla tak bardzo kochana, ciekawe czy to czula..?
wszystko zaczelo sie od tego, ze przestalam czuc ruchy malutkiej, myslalam na pocatku, ze to nic powaznego, w koncu to dopiero 20 tydzien i kopniaczki nie byly tez zbyt regularne. ale z czasem coraz bardziej zaczelam sie niepokoic i dla wlasnego spokoju umowilam sie w niedziele na usg...
okazalo sie, ze serduszko malutkiej bylo za slabe i przestalo bic. Lekarze w szpitalu powiedzieli, ze nawet jesli udaloby mi sie donosic ciaze do konca Oliwka nie mialaby szansy na przezycie, jej malutkie serduszko bylo chore...
caly czas zastanawialam sie dlaczego tak sie stalo, dlaczego teraz, gdy tak bardzo pokochalam ta malutka istotke, gdy stala sie sensem mojego zycia. Obwinialam siebie za to co sie stalo, myslalam, ze moze prowadzilam zly tryb zycia, studia, sesja, zmezenie, ze moze gdybym z tego zrezygnowala i odpoczywala w domu Oliwia bylaby z nami. ale po rozmowie z przemilym lekarzem, ktory sie mna opiekowal, zrozumialam, ze nie bylo w tym mojej winy..jedyna przyczyna tego co sie stalo byla powazna wada serca i gdyby nie to Oliwia bylaby okazem zdrowia. Po wielu rozmowach z lekarzem prowadzacym zaczynam powoli myslec, ze tak musialo sie stac, ze moze Bog chcial miec przy sobie malego aniolka, mojego aniolka...teraz siedze i am to pisze, a lzy sciekaja mi po policzkach...
Ona odeszla, jest szczesliwa...a tutaj pozostal bol w naszych sercach, wielka tesknota z ta malutka istotka, ktora wszyscy przed narodzeniem juz tak bardzo pokochali, ktora stala sie sensem naszego zycia, dzieki ktorej zrozumialam, ze to wlasnie rodzina jest w zyciu najwazniejsza...bol jest narazie zbyt silny, bardzo ciezko mi sie to pisze,a z drugiej strony chce Wam napisac to co w tej chwili czuje...
wiem, ze napewno nigdy nie zapomnimy o tym co sie stalo, to na zawsze pozostanie w naszej pamieci, a Oliwa w naszych sercach...jesli kiedykolwiek bedziemy kiec dzieci, a mysle, ze tak bedzie..to chcialbym, zeby wiedzieli o tym, ze mieli siostre..wspomnienia napewno beda wracaly, a takie przezycia zmieniaja i napewno nie bedziemy juz tacy sami jak kiedys, beztroscy...
w sobote w gronie najblizszej rodziny zlozymy malutkie cialko naszej coreczki do grobu na wieczne spoczywanie.moze wtedy bedzie mi latwiej...bede wiedziala, ze zawsze moge pojsc i pomodlic sie nad jej grobme, a ona bedzie czuwala nad swoimi rodzicami z gory...
przepraszam, ze ta wypowiedz taka chaotyczna, ale caly czas jestem jeszcze roztrzesiona...i to dlatego tak...
dobrze, ze jest tutaj takie miejsce...w ktorym mozna podzielic sie swoja historia...
wszystko zaczelo sie od tego, ze przestalam czuc ruchy malutkiej, myslalam na pocatku, ze to nic powaznego, w koncu to dopiero 20 tydzien i kopniaczki nie byly tez zbyt regularne. ale z czasem coraz bardziej zaczelam sie niepokoic i dla wlasnego spokoju umowilam sie w niedziele na usg...
okazalo sie, ze serduszko malutkiej bylo za slabe i przestalo bic. Lekarze w szpitalu powiedzieli, ze nawet jesli udaloby mi sie donosic ciaze do konca Oliwka nie mialaby szansy na przezycie, jej malutkie serduszko bylo chore...
caly czas zastanawialam sie dlaczego tak sie stalo, dlaczego teraz, gdy tak bardzo pokochalam ta malutka istotke, gdy stala sie sensem mojego zycia. Obwinialam siebie za to co sie stalo, myslalam, ze moze prowadzilam zly tryb zycia, studia, sesja, zmezenie, ze moze gdybym z tego zrezygnowala i odpoczywala w domu Oliwia bylaby z nami. ale po rozmowie z przemilym lekarzem, ktory sie mna opiekowal, zrozumialam, ze nie bylo w tym mojej winy..jedyna przyczyna tego co sie stalo byla powazna wada serca i gdyby nie to Oliwia bylaby okazem zdrowia. Po wielu rozmowach z lekarzem prowadzacym zaczynam powoli myslec, ze tak musialo sie stac, ze moze Bog chcial miec przy sobie malego aniolka, mojego aniolka...teraz siedze i am to pisze, a lzy sciekaja mi po policzkach...
Ona odeszla, jest szczesliwa...a tutaj pozostal bol w naszych sercach, wielka tesknota z ta malutka istotka, ktora wszyscy przed narodzeniem juz tak bardzo pokochali, ktora stala sie sensem naszego zycia, dzieki ktorej zrozumialam, ze to wlasnie rodzina jest w zyciu najwazniejsza...bol jest narazie zbyt silny, bardzo ciezko mi sie to pisze,a z drugiej strony chce Wam napisac to co w tej chwili czuje...
wiem, ze napewno nigdy nie zapomnimy o tym co sie stalo, to na zawsze pozostanie w naszej pamieci, a Oliwa w naszych sercach...jesli kiedykolwiek bedziemy kiec dzieci, a mysle, ze tak bedzie..to chcialbym, zeby wiedzieli o tym, ze mieli siostre..wspomnienia napewno beda wracaly, a takie przezycia zmieniaja i napewno nie bedziemy juz tacy sami jak kiedys, beztroscy...
w sobote w gronie najblizszej rodziny zlozymy malutkie cialko naszej coreczki do grobu na wieczne spoczywanie.moze wtedy bedzie mi latwiej...bede wiedziala, ze zawsze moge pojsc i pomodlic sie nad jej grobme, a ona bedzie czuwala nad swoimi rodzicami z gory...
przepraszam, ze ta wypowiedz taka chaotyczna, ale caly czas jestem jeszcze roztrzesiona...i to dlatego tak...
dobrze, ze jest tutaj takie miejsce...w ktorym mozna podzielic sie swoja historia...