Dostałam takiego ataku rozpaczy, że znalazłam dojście do swojego lekarza jeszcze w ubiegłym tygodniu... Jak szalona a jęcząca lwica walczyłam o wizytę i udało się.
Niestety, muszę pourlopkować w obecnym cyklu. Od dziś mam śluz płodny podręcznikowy + początki owulacyjnego bólu jajnika i nie mogę spróbować
Mimo to nie rozpaczam, bo wygląda na to, że wreszcie uda mi się wyjść ze stale nawracającej przez ostatni rok grzybicy - a to będzie nieskończona ulga, głównie psychiczna.
Ten czas postanowiłam poświęcić na uzupełnienie wszelkich ew.niedoborów witaminowych i obserwację cyklu (cykli). Przechodzę też na dietę "dziewczynkową".
Mężuś dostał olej z wątroby rekina na zwiększenie odporności, przykaz, żeby zapomniał o gorących kąpielach i nosił luźne gatki ;-)
On codziennie łyka sobie jedną tabletkę Centrum, myślę, że nie ma potrzeby dawać mu nic więcej.
Za to ja...normalnie apteka!
Magnez, preparat żelazowy z kwasem foliowym i witaminkami B6, B12 oraz wit.C, do tego dodatkowo folik (bo w żelazowym jest go troszkę mało), Linocomplex z witaminką F,E i A (na śluz i błony śluzowe, zamiast wiesiołka, ktory w 2 połowie cyklu mógłby spowodować stratę ziarenka), Castagnus na wyregulowanie cykli i przyhamowanie nieco zbyt obfitych miesiączek, kapsułki z olejem z wątroby rekina (na zwiększenie odporności) i Lacibios Femina na utrzymanie prawidłowej flory bakteryjnej zabezpieczającej przed grzybkami. Aktualnych leków "dowcipnych" nie doliczam.
Masakra, co? Mąż patrzy na to - i poranne mierzenie temperatury - z lekkim przerażeniem (zwariowała mu baba jak nic). A ja mam wielką nadzieję, że mi to za miesiąc-dwa ślicznie zaprocentuje.
Powiem Wam w tajemnicy, że najszczęśliwsza byłabym, gdyby udało mi się tak zafasolkować, aby bobas urodził się na przełomie listopada i grudnia... (Lubię Strzelce
) Ale nie będę wybrzydzać.
Uaktualniam listę starankową:
Niestety, muszę pourlopkować w obecnym cyklu. Od dziś mam śluz płodny podręcznikowy + początki owulacyjnego bólu jajnika i nie mogę spróbować
Mimo to nie rozpaczam, bo wygląda na to, że wreszcie uda mi się wyjść ze stale nawracającej przez ostatni rok grzybicy - a to będzie nieskończona ulga, głównie psychiczna.
Ten czas postanowiłam poświęcić na uzupełnienie wszelkich ew.niedoborów witaminowych i obserwację cyklu (cykli). Przechodzę też na dietę "dziewczynkową".
Mężuś dostał olej z wątroby rekina na zwiększenie odporności, przykaz, żeby zapomniał o gorących kąpielach i nosił luźne gatki ;-)
On codziennie łyka sobie jedną tabletkę Centrum, myślę, że nie ma potrzeby dawać mu nic więcej.
Za to ja...normalnie apteka!
Magnez, preparat żelazowy z kwasem foliowym i witaminkami B6, B12 oraz wit.C, do tego dodatkowo folik (bo w żelazowym jest go troszkę mało), Linocomplex z witaminką F,E i A (na śluz i błony śluzowe, zamiast wiesiołka, ktory w 2 połowie cyklu mógłby spowodować stratę ziarenka), Castagnus na wyregulowanie cykli i przyhamowanie nieco zbyt obfitych miesiączek, kapsułki z olejem z wątroby rekina (na zwiększenie odporności) i Lacibios Femina na utrzymanie prawidłowej flory bakteryjnej zabezpieczającej przed grzybkami. Aktualnych leków "dowcipnych" nie doliczam.
Masakra, co? Mąż patrzy na to - i poranne mierzenie temperatury - z lekkim przerażeniem (zwariowała mu baba jak nic). A ja mam wielką nadzieję, że mi to za miesiąc-dwa ślicznie zaprocentuje.
Powiem Wam w tajemnicy, że najszczęśliwsza byłabym, gdyby udało mi się tak zafasolkować, aby bobas urodził się na przełomie listopada i grudnia... (Lubię Strzelce
) Ale nie będę wybrzydzać.Uaktualniam listę starankową:
Ostatnia edycja:
porażka... snuję się po domu jak smród po gaciach i nie mogę się za nic zabrać... jedynie zdołałam wyprasować stertę ciuchów.
)) Jak cudownie jest usłyszeć, że ktoś ma tak samo jak ja:-)
No i teraz sama nie wiem czy ow.była czy tez nie!!!!