Bo GP nie musi wiedzieć co to beta. To nie jest specjalista od ginekologii i położnictwa i nie jest to test wykonywany w UK standardowo. Zwykły GP może nie wiedzieć. Jednak ginekolog czy lekarze w klinice bezpłodności już bezbłędnie wiedza co to za badanie i do czego służy. Skupiają się jednak na usg. W momencie, kiedy można już coś zobaczyć. Bo tez prawidłowy przyrost bety na początku niekoniecznie gwarantuje szczęśliwe zakończenie ciazy.
Tak wiec, według ich rozumienia, bezsensem jest robienie czegoś na sile przed 12 tygodniem.
Mowisz to, co myśle i co próbuje innym przekazać
Co z tego, ze będziesz znać rozmiar pęcherzyka w 8 tygodniu? Porównasz sobie z netem, wyjdzie ci za mało lub za dużo i będziesz potem tygodniami palce gryźć i się stresować? Bez sensu. Co to daje? Nie lepiej już zmierzyć jak dziecko jest większe i można określić tez inne parametry?
Czasami mam wrazenie, ze lekarze w Polsce są nadgorliwi.
Absolutnie.
A zaświadczenie MATB1 dostaje się dopiero po połówkowych w granicach 20 tygodnia. Wcześniej ma się tylko kartę ciazy, która nie musi być uznawana jako potwierdzenie ciazy.
Prowadzilam dwie ciąże w UK. Plus dwa poronienia w 11 i 9 tygodniu. Nie narzekałam. W pierwszej ciazy miałam wizyty co tydzień (byłam po pierwszym poronieniu) i się stresowałam. W drugiej co dwa tygodnie, bo już nieco wyluzowalam.
Dwie cesarki na życzenie. Opieka super. Nie dam złego słowa powiedzieć. Inna niż w Polsce ale wole mieć mniej usg ciążowych ale super opiekę okołoporodowa i możliwość cesarki na życzenie. Bez laktacyjnego terroru.
Mieszkam w Anglii.