Napiszesz nam więcej o tym twoim pierwszym porodzie? Może gdzieś tu na forum opisałaś już tą historię? Jeśli nie chcesz, to zrozumiem
Oj Slonce porod mial byc tzw "rodzic po ludzku" a jak wspominalam bylo o nim w gazecie...A zaczelo sie bardzo dobrze, tzn juz w 37 tyg bylam spakowana bo mialam jakies przeczucie ze urodze wczesniej i tak na wszelki, wiadomo ciuchy poprane, poprasowane..torba czekala i tak mijaly dni a tu nic i nic :-) i tak nadszedl 40 tydz i nadal nic...potem ktoregos dnia dostalam skurczy wiec pojechalam do swojego szpitala na ktg itp...Szpital mialam wybrany od razu z uwagi ze w nim moim lekarzem prowadzacym byl ordynator, mialam zapewniony porod rodzinny, warunki, kadre, wiso tylko czekalismy na dzidziusia az da znak ze chce wychodzic :-) No wiec pojechalam a tu slysze "bardzo mi przykro ale zamykamy akurat oddzial bedzie remont" na co ja ku...przeciez mam tu rodzic, mialam wsio zapewnione gdzie teraz z kim i jak
no ale coz moglam wrocilam z kwitkiem bo okazalo sie ze falszywy alarm te skurcze a jak sie powtorza to mam szukac SE INNEGO SZPITALA wiec zajebiscie....
Mina kolejny tydzien juz byl 41 wiec lekarz powiedzial ze idziemy w pn na patologie lezec no i ok...Wybralam jakis inny szpital, juz wiedzialam ze na porod rodzinny liczyc nie moge, mojego gina nie bedzie i takie tam ale ok...Z uwagi ze od pn mialam isc na patologie rozpakowalam torbe w sb by wsio poprac poprasowac bo przesmierdlo od lezenia. Niestety zdarzylam tylko wyprac i powiesic i poszlam spac...
O 3.00 w nocy zrobilo mi sie strasznie niedobrze i jakas bomba we mnie strzelila, polecialam do wc wylecial czop i hlusnely wody wiec wiadomo zaczela sie jazda bez trzymanki
bo ciuchy na wpol mokre ze sznurkow do torby hihi ja wczesniej mialam wsio pieke pachnace spakowane to teraz zero przygotowania, obudzilam mame bo nie mial mnie kto zawiezc ta ojca i siostre bosze
i tak pojechalam z recznikiem miedzy nogami bo lecialo jak z kranu
Przyjechalam a przypominam bylo to z sb na nd w nocy to obudzilam stroza po 15 min otworzyl zdegustowany z tekstem "kolejna...nie macie innych szpitali" i juz wtedy zle sie poczulam, jakies przeczucie ze cos nie tak ... Stroz zadzwonil po pielegniarke dyzurna, ta zeszla rownie zaspana i "o co chodzi" a ja ze rodze to ta "bez przesady to sie okaze co powie lekarz" i do mnie z tekstem "moze ci sie wydawalo ze odeszly wody i popuscilas siku" ku...jak to uslyszalam to mi poszlo w piety i mowie ze mam recznik miedzy nogami bo nei trzymam itp a ta pfffff dzwonie po lekarza...zszedl kolejny zaspany osobnik, zbadal mnie "delikatnie" ze krwawic zaczelam i ze nic sie nie dzieje, rozwarcie na 1 cm nie ma porodu, czekamy i bym poszla z nim na gore wiec poszlam juz zdegustowana
Zaprowadzil mnie na 4p na ktg do sali gdzie grupowo rodza baby, cala w zielonych kaflach, lozko od lozka dzieli scianka ... sala jak z horroru :-( wiec mi przeszly ciary bo na 1 rodzila wlasnie baba a ten mnie wprowadza na ktg i kaze siedziec od niej 3m...A kobieta krzyczy w nieboglosy ze juz nie moze nie daje rady na co lekarz "na koniec moglaby pani miec troche godnosci i przestac sie drzec"
jak to uslyszalam chcialam sie spakowac i uciec do domu...po czym slysze jak gada do poloznej "nie mam sil do tej baby juz robimy cc" ku....i faktycznie przerwali akcje porodowa mnie wyprowadzili i potem ja spotkalam na korytarzu i rozmawialam i miala faktycznie cc :-(
4:00 - nad ranem dostalam skurczy pierw co 10 min ale zaraz byly co 7 ale czekalam znosnie i cierpliwie i mowilam sobie "musi bolec to porod...dam rade" ale bylam sama, mama wrocila do domu bo miala obustronne zapalenie pluc nie moglabyc ze mna caly czas jak chciala i jak mialo byc w tamtym szpitalu zreszta jej nie pozwolili, chorowala juz wtedy na raka wiec nie mialam serca...No wiec lezalam sobie a godziny lecialy...6:00 podlaczyli mnie pod ktg i skurcze 100% do porodu co 5 min wiec bylam gotowa ale nic...kazali lezec, chodzic, bo to jeszcze nie czas, przychodzila co raz polozna (co sie potem okazalo stara panna bezdzietna tak samo jak i lekarka co pelnila dyzur wtedy) i mowie ze skurcze juz co 4 min ze bede rodzic a ta w smiech....I tak lecialy kolejne godziny, godz. 14:00 przyniesli obiad, zjadlam cosik bo nie mialam jak skurcze co 3 min juz a ja albo pod ktg albo chodzilam po scianach korytarza i wylam do sufitu...nigdy nie zapomne tego bolu byl okropny, chodzilam wiec pod prysznic by sobie ulzyc...
godz 16:00 szlam korytarzem a raczej juz prawie na czworaka bo nie moglam sie wyprostowac, czulam ze cos sie zlego dzieje bo mam goraczke chyba, poce sie i slabne, myslalam wtedy : jak ja znajde sile by urodzic i czemu to tak dlugo trwa, czemu nic nie robia : badanie rozwarcia, cos przeciwbolowego choc...totalnie nic...Szlam tak i ryczalam, doszlam do budki tel by zadzwonic do mamy by jednak przyjechala bo sie boje byc sama bo cos nie tak i wydaje mi sie ze trace swiadomosc. Nigdy sie tak nie balam jak w jakims kiepskim horrorze...siadlam na podlodze pod ta budka i zadzwonilam co chwile puszczalam sluchawke gdy przychodzil skurcz i wracalam do rozmowy z mama...i pamietam byla wtedy juz chyba 17:00...jak skonczylam rozmawiac nie moglam sie podniesc i przechodzila ta polozna i z tekstem "przestan sie mazgaic...boli i ma bolec, a poza tym jak sie chcialas pierd...to teraz cierp" nawet nie mialam sily odpyskowac jak to uslyszalam bylam slaba, zmeczona i zalamana sytuacja...ale jak mogla cos takiego powiedziec...
I wtedy podeszla do niej jedyna ludzka wtedy pielegniarka i cos na ucho, pomogla mi wstac i ze na badanie idziemy...Poszlam resztkiem sil na to badanie,zbadala mnie tak ze krwawilam znow i slysze ROZWARCIE NA 1 PALEC - ja na to czy to zart?? przeciez 13h temu bylo na 1 palec i nic sie nie ruszylo...a ta do mnie ze tak bywa i czekamy do rana
ja na to ze do rana nie dam rady, ze mam chyba goraczke, jestem juz wykonczona...na co ta 2 do niej szeptem by mi dac choc przeciwbolowe bo i tak nie ma rozwarcia i sie mecze niepotrzebnie badz cos na przyspieszenie porodu/rozwarcia..na co ZOUZA tak ja nazywalam "natura zrobi swoje nic nie dajemy czekamy do rana" po czym spojrzala na mnie z usmiechem "jak sie nie umie dzieci rodzic to sie w ciaze nie zachodzi" myslalam ze jej jeb...sorry ale nawet reki nie mialam sily podniesc...Ta 2 do niej ciagle ze wody odeszly nic nie ma i ze dziecko chyba owiniete pepowina
to jak to uslyszalam to zbladlam....a zouza ze dziecku nic nie bedzie czekamy i odeslala mnie....kazala zmierzyc temp bo tamta sie uparla wiec zmierzylam i mialam 38,5 ale wg nich to normalne :-(
cd nastapi....