Cześć Wszystkim
.
To mój pierwszy post, zalogowałem się dzisiaj. Będziemy tutaj pisali razem z Żoną, jednak w większej ilości posty będą należeć do mnie. Mam na imię Jarek, moja Żona Asia. Rocznikowo 88. Wiek już mówi czas najwyższy, ale w związku z tym, ze pojawiliśmy się w tym temacie lekko nie było i nie jest. Dwa lata temu straciliśmy Wiktorię w 33 tygodniu ciąży. Diagnoza: kolizja pępowinowa. Do momentu, stracenia dzidzi wszystko było w najlepszym porządku. 24 kwietnia byliśmy na USG, była nieznacznie zwiększona ilosć wód płodowych, Wiktoria ważyła 2,4kg przy wzroście 52 cm. 6 dni później szpital z braku ruchów. KTG wykazało brak tętna. Obwinianie się, strach co będzie dalej. Seria badań począwszy od tych podstawowych po genetyczne. Żadnych problemów. Czekaliśmy około rok, udało się za pierwszym razem. Znów niepokój. Coś było nie tak, bo Żona nie miała oznak ciąży. 5-7-9 tydzień - brak czynności serca, puste jajo płodowe - zabieg i czekamy kolejne kilka miesięcy. Staraliśmy się prawie rok, nie udawało się, aż Żona wysłała mnie na badania nasienia a tam szok. Badania fatalne. 6 miesięcy kuracji tony warzyw, owoców, bieganie, mikstury, potrawy zmiana stylu życia i w pewnym momencie powiedzieliśmy sobie ostatni raz i robimy kilka miesięcy przerwy ze staraniami. Udało się.. Brak miesiączki, serducho bije. 13 tydzień Żona ląduje w szpitalu z plamieniami. Strach, ze znowu utracimy. Dostaje clexane 0,4, nospe, scopolan plus progesteron?. Kilka dni i spokój. Żona wychodzi do domu, diagnoza: możliwe, ze jakiś skrzep krwi pod wpływem rozszerzającej się macicy się obruszył i stąd brązowe plamienia. Dziś mamy 23 tydzień. Leki bierze te same plus luteine 3x1, ale nospe i scopo plus magne b6 3x2. Szyjka długość 37mm. Gabrysia szaleje w brzuchu. Reszte dopytamy w innych tematach.
Pozdrawiamy Asia i Jarek.