Konstantyna, chyba Donia leciała do Chin w pierwszym miesiącu ciąży i nic się nie stało. Jakby był 4 tydzień to nawet z fasolką jeszcze nie jesteś połączona więc nic się nie stanie. A promieniowanie w rentgenach nie może być większe no bo jak. Firmy nie mogłyby czegoś takiego zrobić. Nie martw się leć, Dana ma rację, na samym początku nic się nie stanie. Spokojnie możesz lecieć oznajmiając wszystkim wesołą nowinę :-)
Lovciu wiesz, u mnie w rodzinie też jest taka "szwagierka" dla mojej mamy. Żona brata mojego ojca. Zawsze chciała pokazać kto jest lepszy, kto jest magistrem od farmacji, że jaka ona dobra i najlepsza. Skończyło się na tym, że ośmieszała się na każdym kroku, ale moja mama niecierpliwy choleryk oj i to mocno, powstrzymywała się jakimś cudem przed wybuchem kilkadziesiąt lat. Najbardziej szkoda mi było właśnie wuja, zrujnowała trochę człowieka, teraz wraca trochę do żywych, bo sam sobie zdaje doskonale sprawę jaką ma żonę ale nic nie zrobi, usuwa się w cień.
Kilka lat temu, moja ciotka wykupiła górne piętro od domu w którym mieszkała, takie dwumieszkaniowy dom. A właściciel dosyć długo zwlekał ze sprzedażą. Tyle nerwów co przez tego byłego właściciela się najadła to jej, ale najgorsze nastąpiło później. By mój wykupić to mieszkanie, dziadek, mój ojciec i stryj musieli zrzec się notarialnie swojej części mieszkania dziadków by móc całość przepisać na ciotkę. Wszyscy się zgodzili, mój ojciec kompletnie problemu nie robił, nawet nie wspominał o spłacie, za jakiś czas tylko "siostra spłacisz jak będziesz mogła a tak daj sobie spokój". Stryj nic nie mówił, ale żonusia tak go podjudzała, że wynikła niezwykła awantura między ciotką, moimi rodzicami a żonusią.
Przez rok stryj odwiedził własnego ojca i ciotkę może z 3-4 razy. Wtedy jeszcze trzymał stronę żony, farmaceutki od siedmiu boleści. Potem się niby jakoś przeprosili, ale ta odwalała dalej szopkę.
No i ze 2 lata po wykupie tej góry domu, była z rodzicami u ciotki na weekend, przyszedł stryj z "żoną". Oczywiście lato grill na ogrodzie, wódeczka, moja mama ma gadane a dopiero jej się katarynka włącza po paru kielichach. Ta się oczywiście nie odzywała, więc moja mamuśka, zaczepiła ją "Ej Iwona, a co tak siedzisz cicho? Wróbelki Ci głos zabrały, czy nie chcesz z nami gadać" (autentyczny cytat bo byłam przy tym i to zapamiętałam).
Iwonka oczy jak talerze satelitarne, ona nie wie o co chodzi, więc moja mama dalej ciągnie. Ta się obrażała podczas tej długiej rozmowy z kilka razy, chciała jechać do domu, coś tam płakała, krzyczała, a brat z bratem siedzieli spokojnie pijąc sobie i na to wszystko patrzyli.
Oczywiście ciotka też się dołączyła i było takie najpierw wspólne najeżdżanie a potem tłumaczenie. Ja się na początku ewakuowałam do domu.
Cooś tam niby ją tknęło, był spokój jakiś czas, ale przez to że moja mama zrobiła taki pierwszy krok nikt się z Iwonką nie patyczkuje. Ja jej za ciocię nie uważam, szanuję tylko stryja bo jest bardzo dobrym człowiekiem. Teraz jak jest przy spotkaniach siedzi cicho, ale jak się odezwie to po prostu nie wiadomo czy śmiać się czy płakać z głupot jakie ona wypuszcza. Mój ją poznał i stwierdził po 5ciu minutach przebywania przy jednym stole z nią, że ona jest *******nięta.
I tak uważa się w rodzinie, że pani magister farmacji od siedmiu boleści jest niezrównoważona psychicznie, ma tiki nerwowe i w ogóle powinna psychiatrę odwiedzić.
Więc da się coś zrobić z niechcianymi członkami rodziny, tylko trzeba wiedzieć jak się za to zabrać i po prostu nie cyrklować się w słowach bo po co. Dobitny przekaz to mocny przekaz.