Wiem, że lepiej teraz niż później, ale jest mi po prostu żle. Tym bardziej, że jak poczytałam w necie o tej chorobie, to zauważyłam wiele objawów u siebie, których wcale nie łączyłam ze sobą. Pani gin tez miała troche wyrzuty sumienia, że nie zrobiła mi tych badań wcześniej, ale cóż...
Kótraś tutaj pisała o plamieniach przed @ - więc ja też tak miałam i też podejrzewałam, że to podwyższona prolaktyna. Natomiast na badaniach wyszło, że prolaktynę mam w normie, natomiast testosteron zbyt wysoki. A skutki podwyższonego testosteronu sa widoczne od razu (ech teraz taka mądra jestem...
): wypadanie włosów, syfki na budzi, owłosienie na ciele zwiekszone (tego akurat u mnie nie było... na szczęście), no i nieuzasadnione przybieranie na wadze...
Także lepiej zrobić jak najszybciej badania i dowiedzieć się wszystkiego o sobie.
Ale za to jedna pozytywna rzecz w tym wszystkim była wczoraj... Otóż pierwszy raz zobaczyłam jak mój facet sie przejął czymkolwiek związanym ze zdrowiem. Wiedział, że idę do lekarza i że wyniki sa nie za bardzo, wiec jak czekałam na wizytę to co 15 min dzwonił czy juz coś wiem. a jak przyjechałam i opowiadałam mu (oczywiście przez łzy) to wykazał ogromne zrozumienie, później nawet przytulil, pogłaskał - czyli dokładie to czego potrzebowałam
a do tej pory było z tym trudno
także jeden pozytywny aspekt całego nieszczęścia...
A teraz pytanie do was... czy któraś z was brała może tabletki Diane 35? Albo spironol?