Cześć dziewczyny, po dłuuugiej przerwie, bo bodajże od piątku.
Nie było mnie, bo pierwsze robiłam bransoletkę Doni, ale po wieczór coś źle się poczułam... położyłam się i odpoczywałam na przemian z "odbijaniem" po każdym kęsie i łyku nawet wody mineralnej.
W sobotę byłam z mężem u teściów, wieczorem jak powiedzieliśmy, że zamieszkamy u mojej mamy na jesień (żeby zaoszczędzić, bo narazie wynajmujemy) i może zaczniemy na wiosnę myśleć o budowie, bo mam działkę, to teść wstał obruszony (u niego w domu nie mam miejsca- 8osób, u mojej mamy- 4), a działka którą nam obiecał, jest ani nie przepisana i nie wiadomo kiedy to zrobi, wiec wybraliśmy lepiej usytuowaną i z całymi przyłączami od mojej babci. Jak mówiłam wstał obruszony i kazał w takim razie zmienić mojemu adres (czyt. wymeldować się), teściowa go uspokajała, że on nie jest Panem i władcą żeby nam nakazywać gdzie żyć... i w ogóle masakra. Miśkowi się zrobiło przykro, ja się zdenerwowałam, nie myślałam że tak zareaguje... w nocy zasnąc nie mogłam, kuł mnie brzuch, śniło mi się, że nie jestem w ciąży...
Ale jakoś rano się uspokoiłam, porozmawiałam z moim, on kazał się jego tatą nie przejmować bo po 2 piwach gada od rzeczy i zaczęliśmy się zbierać na komunię bliźniaków (mojej kuzynki dzieci). Przejadłam się i cały niedzielny wieczór myślałam, że zaraz zwymiotuję, a mój biedny tylko latał z herbatą i miską...
Także dziś też czuję się nieciekawie, ale daję radę, dalej mi się odbija i jak małemu dzidziusiowi czasem ulewa.
Zaciążonym dziewczynkom serdecznie gratuluję
I przepraszam, że się rozpisałam.