Chociaż generalnie mówiąc szczerze ja się czuje dzisiaj mocno przytłoczona, a te "dodatki na płodność" też się do tego przyczyniają, bo tak naprawdę praktycznie przez cały dzień nawiedzają mnie myśli o ciąży. Od szóstej rano, na którą to mam nastawiony codziennie budzik na pomiar temperatury, do godzin nocnych, gdy przed snem planuję następny dzień, ciągle muszę pamiętać, że a to suple trzeba wziąć rano, po południu, wieczorem, a to do śniadania kiełki, do obiadu może jajko, a do kolacji orzechy, a czy ananasa zjadłam, a czy mam kiełki na jutro, czy trzeba do sklepu jechać itd
Że już nie wspomnę, że trzeba sikać na owulaki i analizować wykres, żeby w owu trafić, później analizować wykres jak z tą owu, czy wykres wskazuje, że byla, czy trafiliśmy z seksem z owu, później sikanie na testy, patrzenie na biel, plany co zmienić w następnym cyklu, w międzyczasie badania i wizyty u lekarza.
Robię to tak na pełnych obrotach od dwóch zaledwie miesięcy, a jestem dziś tym tak zmęczona, przytłoczona i załamana, że mam wrażenie, że już nie dam rady. Choć oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że wiele z Was robi to o wiele dłużej i że robi o wiele więcej, więc przepraszam, że ja się żalę, ale tak jak naprawdę staram się jak mogę, żeby zawsze być optymistką, to dzisiaj jestem strasznie rozżalona.
Byle ten okres jutro przyszedł i bym już mogła zacząć powtarzać sobie jak mantre: nowy cykl, nowa ja.