Wtedy w tej 3 ciąży na poczatku roku tak bardzo mnie rodzina zdołowała. Zaczynając od miny mojej mamy i jej reakcji, że chyba żartujesz... Potem teściowa że nie ma czego żałować bo "nikt tego nie planował" conajmniej jakbym ciążę z całą rodziną musiała zaplanować a nie z mężem, potem bratowa męża urodziła i z tekstem że pewnie nam przykrość zrobiła - to było jej pierwsze dziecko a moje 3 więc faktycznie mega jej zazdroszczę
moja siostra że oszalałam, po co komu tyle dzieci.. a na zdjęcie pozytywnego testu odpisała bez zastanowienia "masz covid?". Potem miesiąc bycia w ciąży nikt się nie pytał jak się czuje psychicznie, tylko najważniejsze było pozbyć się tego. Będąc w szpitalu 5 dni nikt z rodziny do mnie nie zadzownił, oprócz kolegi księdza z pracy. No nie mówię o mężu bo on mocno przeżył to wszystko jak ja. Już hitem były luźne opowieści przy mnie mojej mamy jak to usypiają i czyszczą a ja nic nie będę czuła więc nie ma żadnego problemu. Ja mam taki żal do nich wszystkich, że nigdy im nie powiem puki sami się nie zorientują. Żadnego gadania, rozmów o płci, imieniu.. czymkolwiek. O ile mi się uda. Nic nie będą wiedzieli nikt nic.