reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Staraczki 2022

reklama
Podpowiedzcie co powinno zostać wykonane w pierwszej kolejności: monitoring czy drożność (badania nasienia i hormonalne już chyba wszystkie mamy i jest w porządku).
Jedno drugiego nie wyklucza ale jeśli nigdy nie miałaś monitoringu i nie wiesz czy masz owulacje to zaczęłabym od monitoringu. Z drugiej strony jeśli miałabyś być stymulowana to zrobiłabym drożność w miarę szybko, bo bez tego stymulacja trochę nie ma sensu.
 
Hej dziewczyny! Jestem teraz w bardzo trudnej sytuacji życiowej…przeszukuje internet w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Podczytuje Was od dwóch dni. I postanowiłam napisać bo zapewne nie jedna z Was przeszła w swoim życiu to co ja przechodzę obecnie.

Ale od początku. Jestem mama dwójki dzieci. Corka ma lat 8 a synek lat 6. Ciaze obie planowane i udane w pierwszym cyklu starań. Obie przebiegały książkowo. Od ponad 2 lat a w zasadzie można już powiedzieć, ze 3, podjęliśmy z mężem starania o 3 dziecko… w lutym tego roku przeszłam ciaze biochemiczna. Zauwazylam ja po plamieniach jakie miały miejsce w połowie cyklu. Odczekałam z tydzień i zrobiłam test, który wyszedł pozytywny. Jednak długo się nie cieszyłam bo po 2 tygodniach „poroniłam”. Nie był to zwykły okres. Dostałam masakrycznego skurczu i wiedziałam ze to poronienie. Do tego skrzepy jakie za mnie wyleciały… w październiku okazało się ze jestem w ciąży. Byłam pełna nadziei. Na usg poszłam w 7 tc i wszystko było okey. Serduszko biło. Wymiar zarodka taki jaki powinien być. We wtorek miałam kolejna wizytę, miał być 10tc, jednak okazało się ze serduszko nie bije, a zarodek stanął w miejscu w 8tc. Także doszło do poronienia zatrzymanego… dostałam skierowanie do szpitala. Moj ginekolog pracuje w tym szpitalu i dał mi nadzieje na szybki zabieg w piątek. Jednak wczoraj po konsultacji z innym lekarzem w szpitalu postanowili dać szanse mojemu organizmowi na samoistne odrzucenie płodu. Zabieg zatem zaplanowano na 7.01. Boje się bardzo. Bo wiem ze przy biochemie ten skurcz był bardzo bolesny. Parcie miałam na odbyt, jak zgięlo mnie w pół to nie mogłam już się wyprostować. Pomogła jedynie nospa, ibuprofen i ciepło. Jednak mam świadomość tego ze ciąża była conajmniej o polowe mniejsza niż obecnie… dlatego bardzo boje się tego co mnie czeka… moj ginekolog powiedział ze jeżeli się boje to mam przyjechać o każdej porze dnia i nocy na SOR jeżeli się już zacznie, bo jeżeli zacznę już krwawić to oni mogą dokonać łyżeczkowania… nie wiem co zrobię. Nie wiem jak się zacznie… boje się ze jak zostanę w domu to nie oczyszcze sie do końca, a w szpitalu, paraliżuje mnie strach przed nieznanym…

Dziewczyny jesteście po poronieniach? Jak odbywało sie to u Was? Lepiej jechac na szpital jak sie zacznie czy zostać i spróbować w domu?

Lekarz zapisujący mnie na zabieg dobitnie dał mi znać ze lepiej dla mnie będzie jak poronie do tego 7.01 w domu samoistnie. Ze jestem po 2 donoszonych ciążach i on wie ze sytuacja jaka sie wydarzyła wpływa na mnie psychicznie ale szkoda by było żeby musieli wykonać mi zabieg łyżeczkowania. Z kolei moj lekarz chciałby oszczędzić mi cierpień psychicznych i wolałby wykonać zabieg, żebym mogła dochodzić do siebie 😢

Jestem między młotem a kowadłem. Nie wiem co dla mnie lepsze.
 
Bardzo mi przykro, że musisz przez to przechodzić :( u mnie zastosowano coś pośrodku - dostałam tabletki na wywołanie poronienia w szpitalu i po paru godzinach miałam wykonany zabieg. Podobno szyjka się wtedy zmiękczy i nie da się jej tak łatwo uszkodzić podczas zabiegu. Zapytaj lekarza, kojarzę, że to jest powszechne w takich sytuacjach. Na początku też liczyli na samoistne oczyszczenie się i strasznie się bałam, a naprawdę było to tak samo bolesne jak zwykła miesiączka. Ciężko doradzić coś w takiej sytuacji, ale ja bym zaufała lekarzowi, zwłaszcza, że w każdej chwili możesz przyjechać do szpitala. Jest tutaj na forum pełno wątków o poronieniu. Myślę że dziewczyny w wątku "ciąża po poronieniu" więcej będą w stanie Ci podpowiedzieć. Życzę Ci jak najlepiej
 
Hej dziewczyny! Jestem teraz w bardzo trudnej sytuacji życiowej…przeszukuje internet w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Podczytuje Was od dwóch dni. I postanowiłam napisać bo zapewne nie jedna z Was przeszła w swoim życiu to co ja przechodzę obecnie.

Ale od początku. Jestem mama dwójki dzieci. Corka ma lat 8 a synek lat 6. Ciaze obie planowane i udane w pierwszym cyklu starań. Obie przebiegały książkowo. Od ponad 2 lat a w zasadzie można już powiedzieć, ze 3, podjęliśmy z mężem starania o 3 dziecko… w lutym tego roku przeszłam ciaze biochemiczna. Zauwazylam ja po plamieniach jakie miały miejsce w połowie cyklu. Odczekałam z tydzień i zrobiłam test, który wyszedł pozytywny. Jednak długo się nie cieszyłam bo po 2 tygodniach „poroniłam”. Nie był to zwykły okres. Dostałam masakrycznego skurczu i wiedziałam ze to poronienie. Do tego skrzepy jakie za mnie wyleciały… w październiku okazało się ze jestem w ciąży. Byłam pełna nadziei. Na usg poszłam w 7 tc i wszystko było okey. Serduszko biło. Wymiar zarodka taki jaki powinien być. We wtorek miałam kolejna wizytę, miał być 10tc, jednak okazało się ze serduszko nie bije, a zarodek stanął w miejscu w 8tc. Także doszło do poronienia zatrzymanego… dostałam skierowanie do szpitala. Moj ginekolog pracuje w tym szpitalu i dał mi nadzieje na szybki zabieg w piątek. Jednak wczoraj po konsultacji z innym lekarzem w szpitalu postanowili dać szanse mojemu organizmowi na samoistne odrzucenie płodu. Zabieg zatem zaplanowano na 7.01. Boje się bardzo. Bo wiem ze przy biochemie ten skurcz był bardzo bolesny. Parcie miałam na odbyt, jak zgięlo mnie w pół to nie mogłam już się wyprostować. Pomogła jedynie nospa, ibuprofen i ciepło. Jednak mam świadomość tego ze ciąża była conajmniej o polowe mniejsza niż obecnie… dlatego bardzo boje się tego co mnie czeka… moj ginekolog powiedział ze jeżeli się boje to mam przyjechać o każdej porze dnia i nocy na SOR jeżeli się już zacznie, bo jeżeli zacznę już krwawić to oni mogą dokonać łyżeczkowania… nie wiem co zrobię. Nie wiem jak się zacznie… boje się ze jak zostanę w domu to nie oczyszcze sie do końca, a w szpitalu, paraliżuje mnie strach przed nieznanym…

Dziewczyny jesteście po poronieniach? Jak odbywało sie to u Was? Lepiej jechac na szpital jak sie zacznie czy zostać i spróbować w domu?

Lekarz zapisujący mnie na zabieg dobitnie dał mi znać ze lepiej dla mnie będzie jak poronie do tego 7.01 w domu samoistnie. Ze jestem po 2 donoszonych ciążach i on wie ze sytuacja jaka sie wydarzyła wpływa na mnie psychicznie ale szkoda by było żeby musieli wykonać mi zabieg łyżeczkowania. Z kolei moj lekarz chciałby oszczędzić mi cierpień psychicznych i wolałby wykonać zabieg, żebym mogła dochodzić do siebie 😢

Jestem między młotem a kowadłem. Nie wiem co dla mnie lepsze.
Straciłam ciąże ale nie na takim etapie, wcześniej :( nie mogę wiec doradzic ale bardzo mocno trzymam kciuki żeby już było to jak najszybciej za Tobą. Dużo zdrowia!
 
Poroniłam 3 razy.
Każde poronienie było inne, ale żadnego nie opisałabym jako aż tak bolesne jak Ty mówisz.
Chociaż najbardziej fizycznie wykończył mnie właśnie biochem i fakt ból był największy no i ciągnęło się to 3 msc.
Natomiast 30.04 dowiedziałam się, że moja ciąża zatrzymała się na etapie 8+5 a był to już teoretycznie 10+2 tc.
Ja zażądałam łyżeczkowania bo wiedziałam, że to będzie dużo lepsze dla mojej głowy.
Tego samego dnia około 13 zostałam przyjęta na oddział, podano mi tabletki, które miały spowodować otwarcie się szyjki, zadziałały na mnie bardzo późno i dopiero o 23 jak zaczęłam krwawić to wzięto mnie na zabieg.
Poza psychiczną traumą jaką zafundowały mi potwory ze szpitala we Wrześni to tak naprawdę fizycznie zniosłam to dużo lepiej niż okres.
Bólu praktycznie nie było, lekkie skurcze parę godzin po tabletce i jeden dzień po zabiegu dyskomfort. Poza tym nic.
Hej dziewczyny! Jestem teraz w bardzo trudnej sytuacji życiowej…przeszukuje internet w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Podczytuje Was od dwóch dni. I postanowiłam napisać bo zapewne nie jedna z Was przeszła w swoim życiu to co ja przechodzę obecnie.

Ale od początku. Jestem mama dwójki dzieci. Corka ma lat 8 a synek lat 6. Ciaze obie planowane i udane w pierwszym cyklu starań. Obie przebiegały książkowo. Od ponad 2 lat a w zasadzie można już powiedzieć, ze 3, podjęliśmy z mężem starania o 3 dziecko… w lutym tego roku przeszłam ciaze biochemiczna. Zauwazylam ja po plamieniach jakie miały miejsce w połowie cyklu. Odczekałam z tydzień i zrobiłam test, który wyszedł pozytywny. Jednak długo się nie cieszyłam bo po 2 tygodniach „poroniłam”. Nie był to zwykły okres. Dostałam masakrycznego skurczu i wiedziałam ze to poronienie. Do tego skrzepy jakie za mnie wyleciały… w październiku okazało się ze jestem w ciąży. Byłam pełna nadziei. Na usg poszłam w 7 tc i wszystko było okey. Serduszko biło. Wymiar zarodka taki jaki powinien być. We wtorek miałam kolejna wizytę, miał być 10tc, jednak okazało się ze serduszko nie bije, a zarodek stanął w miejscu w 8tc. Także doszło do poronienia zatrzymanego… dostałam skierowanie do szpitala. Moj ginekolog pracuje w tym szpitalu i dał mi nadzieje na szybki zabieg w piątek. Jednak wczoraj po konsultacji z innym lekarzem w szpitalu postanowili dać szanse mojemu organizmowi na samoistne odrzucenie płodu. Zabieg zatem zaplanowano na 7.01. Boje się bardzo. Bo wiem ze przy biochemie ten skurcz był bardzo bolesny. Parcie miałam na odbyt, jak zgięlo mnie w pół to nie mogłam już się wyprostować. Pomogła jedynie nospa, ibuprofen i ciepło. Jednak mam świadomość tego ze ciąża była conajmniej o polowe mniejsza niż obecnie… dlatego bardzo boje się tego co mnie czeka… moj ginekolog powiedział ze jeżeli się boje to mam przyjechać o każdej porze dnia i nocy na SOR jeżeli się już zacznie, bo jeżeli zacznę już krwawić to oni mogą dokonać łyżeczkowania… nie wiem co zrobię. Nie wiem jak się zacznie… boje się ze jak zostanę w domu to nie oczyszcze sie do końca, a w szpitalu, paraliżuje mnie strach przed nieznanym…

Dziewczyny jesteście po poronieniach? Jak odbywało sie to u Was? Lepiej jechac na szpital jak sie zacznie czy zostać i spróbować w domu?

Lekarz zapisujący mnie na zabieg dobitnie dał mi znać ze lepiej dla mnie będzie jak poronie do tego 7.01 w domu samoistnie. Ze jestem po 2 donoszonych ciążach i on wie ze sytuacja jaka sie wydarzyła wpływa na mnie psychicznie ale szkoda by było żeby musieli wykonać mi zabieg łyżeczkowania. Z kolei moj lekarz chciałby oszczędzić mi cierpień psychicznych i wolałby wykonać zabieg, żebym mogła dochodzić do siebie [emoji22]

Jestem między młotem a kowadłem. Nie wiem co dla mnie lepsze.
 
U mnie dziwne ciało robi chyba kolejne podejście do owulacji 😩 Wczoraj bóle owulacyjne, ale takie lekkie, a od ponad godziny jajniki mnie łupią jak oszalałe (i to dwa na raz 😂). Zgłupieję zaraz... Zrobiłam owulaka i znów pik, a gacie mam co chwilę mokre 🤣 A temperatura nic do góry nie chce iść, a co pójdzie to na drugi dzień spadnie 😐 Ciekawe kiedy w takim razie przyjdzie @ Te hormony mnie dobiją 🙈🙉🙊
 
Poroniłam 3 razy.
Każde poronienie było inne, ale żadnego nie opisałabym jako aż tak bolesne jak Ty mówisz.
Chociaż najbardziej fizycznie wykończył mnie właśnie biochem i fakt ból był największy no i ciągnęło się to 3 msc.
Natomiast 30.04 dowiedziałam się, że moja ciąża zatrzymała się na etapie 8+5 a był to już teoretycznie 10+2 tc.
Ja zażądałam łyżeczkowania bo wiedziałam, że to będzie dużo lepsze dla mojej głowy.
Tego samego dnia około 13 zostałam przyjęta na oddział, podano mi tabletki, które miały spowodować otwarcie się szyjki, zadziałały na mnie bardzo późno i dopiero o 23 jak zaczęłam krwawić to wzięto mnie na zabieg.
Poza psychiczną traumą jaką zafundowały mi potwory ze szpitala we Wrześni to tak naprawdę fizycznie zniosłam to dużo lepiej niż okres.
Bólu praktycznie nie było, lekkie skurcze parę godzin po tabletce i jeden dzień po zabiegu dyskomfort. Poza tym nic.
Dziękuje za odpowiedz. Tez myślałam ze będę jutro po. Dzisiaj jak głupia każde zaklucie w brzuchu to myśl ze się zaczyna. Bolą mnie krzyże, pobolewa podbrzusze ale nie wiem czy to nie moj umysł płata mi figle… moj ginekolog twierdzi ze jak zacznę krwawić i zgłoszę się na IP to wykonają mi zabieg od razu… ale boje się ze znowu trafie na innego konowała, który stwierdzi ze mogę poronic samoistnie i mam czekać… co lekarz to inna opinia. Jeden chce psychice ulżyć, drugi dba od strony fizycznej… nie wiem jak dotrwał do przyszłego piątku.

Bardzo Ci współczuje strat… Na dzień dzisiejszy jesteście wszystkie dla mnie po prostu WIELKIE! Podziwiam Wasza wytrwałość. Ja marze o 3 dziecku, ale po tej sytuacji na razie odpuszczam. Muszę dojść do siebie… nie wytrzymałbym strachu ze w kolejnej ciąży dojdzie do podobnej sytuacji…
 
reklama
Powiem tak.
Prędzej mogłam się starać po łyżeczkowaniu (dostałam zielone światło od razu po ustaniu krwawienia) niz po biochemie po którym dopiero po 3 msc wracam do gry
Dziękuje za odpowiedz. Tez myślałam ze będę jutro po. Dzisiaj jak głupia każde zaklucie w brzuchu to myśl ze się zaczyna. Bolą mnie krzyże, pobolewa podbrzusze ale nie wiem czy to nie moj umysł płata mi figle… moj ginekolog twierdzi ze jak zacznę krwawić i zgłoszę się na IP to wykonają mi zabieg od razu… ale boje się ze znowu trafie na innego konowała, który stwierdzi ze mogę poronic samoistnie i mam czekać… co lekarz to inna opinia. Jeden chce psychice ulżyć, drugi dba od strony fizycznej… nie wiem jak dotrwał do przyszłego piątku.

Bardzo Ci współczuje strat… Na dzień dzisiejszy jesteście wszystkie dla mnie po prostu WIELKIE! Podziwiam Wasza wytrwałość. Ja marze o 3 dziecku, ale po tej sytuacji na razie odpuszczam. Muszę dojść do siebie… nie wytrzymałbym strachu ze w kolejnej ciąży dojdzie do podobnej sytuacji…
 
Do góry