Hej dziewczyny! Jestem teraz w bardzo trudnej sytuacji życiowej…przeszukuje internet w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Podczytuje Was od dwóch dni. I postanowiłam napisać bo zapewne nie jedna z Was przeszła w swoim życiu to co ja przechodzę obecnie.
Ale od początku. Jestem mama dwójki dzieci. Corka ma lat 8 a synek lat 6. Ciaze obie planowane i udane w pierwszym cyklu starań. Obie przebiegały książkowo. Od ponad 2 lat a w zasadzie można już powiedzieć, ze 3, podjęliśmy z mężem starania o 3 dziecko… w lutym tego roku przeszłam ciaze biochemiczna. Zauwazylam ja po plamieniach jakie miały miejsce w połowie cyklu. Odczekałam z tydzień i zrobiłam test, który wyszedł pozytywny. Jednak długo się nie cieszyłam bo po 2 tygodniach „poroniłam”. Nie był to zwykły okres. Dostałam masakrycznego skurczu i wiedziałam ze to poronienie. Do tego skrzepy jakie za mnie wyleciały… w październiku okazało się ze jestem w ciąży. Byłam pełna nadziei. Na usg poszłam w 7 tc i wszystko było okey. Serduszko biło. Wymiar zarodka taki jaki powinien być. We wtorek miałam kolejna wizytę, miał być 10tc, jednak okazało się ze serduszko nie bije, a zarodek stanął w miejscu w 8tc. Także doszło do poronienia zatrzymanego… dostałam skierowanie do szpitala. Moj ginekolog pracuje w tym szpitalu i dał mi nadzieje na szybki zabieg w piątek. Jednak wczoraj po konsultacji z innym lekarzem w szpitalu postanowili dać szanse mojemu organizmowi na samoistne odrzucenie płodu. Zabieg zatem zaplanowano na 7.01. Boje się bardzo. Bo wiem ze przy biochemie ten skurcz był bardzo bolesny. Parcie miałam na odbyt, jak zgięlo mnie w pół to nie mogłam już się wyprostować. Pomogła jedynie nospa, ibuprofen i ciepło. Jednak mam świadomość tego ze ciąża była conajmniej o polowe mniejsza niż obecnie… dlatego bardzo boje się tego co mnie czeka… moj ginekolog powiedział ze jeżeli się boje to mam przyjechać o każdej porze dnia i nocy na SOR jeżeli się już zacznie, bo jeżeli zacznę już krwawić to oni mogą dokonać łyżeczkowania… nie wiem co zrobię. Nie wiem jak się zacznie… boje się ze jak zostanę w domu to nie oczyszcze sie do końca, a w szpitalu, paraliżuje mnie strach przed nieznanym…
Dziewczyny jesteście po poronieniach? Jak odbywało sie to u Was? Lepiej jechac na szpital jak sie zacznie czy zostać i spróbować w domu?
Lekarz zapisujący mnie na zabieg dobitnie dał mi znać ze lepiej dla mnie będzie jak poronie do tego 7.01 w domu samoistnie. Ze jestem po 2 donoszonych ciążach i on wie ze sytuacja jaka sie wydarzyła wpływa na mnie psychicznie ale szkoda by było żeby musieli wykonać mi zabieg łyżeczkowania. Z kolei moj lekarz chciałby oszczędzić mi cierpień psychicznych i wolałby wykonać zabieg, żebym mogła dochodzić do siebie
Jestem między młotem a kowadłem. Nie wiem co dla mnie lepsze.