Doskonale wiem co czujesz. U nas tak było bardzo długo. W zasadzie poza początkami starań (a zaczęliśmy się starać po 4 miesiącach związku i wtedy codzienny seks był po prostu naturalną rzeczą, a ja nawet nie wiedziała kiedy miewam owulacje) to zawsze był problem. Pojawił się po pierwszym poronieniu i wtedy ponad rok, ani się nie staraliśmy ani nawet nie myśleliśmy o seksie. To był dla nas bardzo trudny czas, czasem był seks i moja nadzieja na ciążę, ale wiadomo że szansę były zerowe przy takiej częstotliwości. Później kolejne starania i chyba sam proces starań przeczołgał mnie bardziej niż kolejne poronienie. Kłótnie, moje oczekiwania vs rzeczywistość i ogólne poczucie, że jestem z tym sama. Później skupiliśmy się na badaniach, a w sumie ja. Ale poszedł grzecznie i zrobił to co prosiłam. Kolejne starania i kolejna porażka. Chyba dla mnie najgorsza bo najbardziej się balam. Reszta poronień po prostu się działa z dnia na dzień. Ostatnie trwało prawie 3 msc. Bardzo złe 3 msc. Widziałam złość Starego, doszło do awantury, aż on wreszcie powiedział, że to nie jest tak, że nie chce dzieci tylko się boi kolejnych poronień. Że nie zawsze będę miała tyle szczęścia. Potrzebowaliśmy tego. Poprosil mnie o 3 msc przerwy od starań żeby mój organizm doszedł do siebie. Wiedziałam, że to dla niego ważne więc tak zrobiliśmy. I nagle coś w nim się zmieniło, może rzeczywiście tego potrzebował. Ale czekałam 3 lata na ten cud [emoji23]