reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Staraczki 2022

Tez tak sadze. Mnie ludzie starali sie pocieszyc i mowili “moze tak mialo byc”. Dla nich to bylo pocieszenie, a dla mnie ciosem w serce
No mi mówili: zobaczysz jeszcze będziesz w ciąży

1) skąd ta pewność, że będę?
2) ja chciałam właśnie te konkretne dziecko, nie inne, to nie zabawka w sklepie

Btw. Jak się okazało, w ciąży faktycznie jeszcze potem byłam. Ale też straconej
 
reklama
Bardzo mi przykro. Wiem jak taka diagnoza boli i znam ten strach. Przeczytalam juz chyba wszystkie informacje w internecie na temat pustego jaja i czy moze sie to zdarzyc ponownie. Mysle, ze masz racje.. moj maz i ja powinnismy isc na terapie i teraz zaluje, ze nie pomyslalam o tym wczesniej. Dziekuje za rade
Niestety, ale może się zdarzyć ponownie :( i mi też ciężko było to przyjąć. Właśnie dzięki terapii jestem w trakcie procesu akceptowania faktu, że mogę poronić jeszcze 10 razy i koniec końców zostać bezdzietna, ale to nijak nie powinno wpływać na moje podejście do starań oraz radość z życia. Wiem jak to brzmi i też nie do końca jeszcze jestem przekonana, ale chyba wolę takie podejście i nauczyć się radzić z tym faktem we własnej głowie niż wierzyć w każde usłyszane "jeszcze będzie dobrze". Jak ja nie cierpię tego zdania. Tak samo jak "następnym razem się uda". Niestety nie ma takiej gwarancji i myślę, że Twojego męża to przeraża i też musi sobie to w głowie poukładać żeby podjąć na nowo ryzyko. Bo niestety ciąża to jest zawsze ryzyko, tylko o tym się na głos nie mówi i potem są tacy ludzie jak ja, co przez pół roku byłam w ciężkim szoku, że w ogóle jest coś takiego jak poronienie
 
Niestety, ale może się zdarzyć ponownie :( i mi też ciężko było to przyjąć. Właśnie dzięki terapii jestem w trakcie procesu akceptowania faktu, że mogę poronić jeszcze 10 razy i koniec końców zostać bezdzietna, ale to nijak nie powinno wpływać na moje podejście do starań oraz radość z życia. Wiem jak to brzmi i też nie do końca jeszcze jestem przekonana, ale chyba wolę takie podejście i nauczyć się radzić z tym faktem we własnej głowie niż wierzyć w każde usłyszane "jeszcze będzie dobrze". Jak ja nie cierpię tego zdania. Tak samo jak "następnym razem się uda". Niestety nie ma takiej gwarancji i myślę, że Twojego męża to przeraża i też musi sobie to w głowie poukładać żeby podjąć na nowo ryzyko. Bo niestety ciąża to jest zawsze ryzyko, tylko o tym się na głos nie mówi i potem są tacy ludzie jak ja, co przez pół roku byłam w ciężkim szoku, że w ogóle jest coś takiego jak poronienie
Tak, zdaje sobie sprawe z tego. Zwlaszcza, ze nasza wspolna znajoma poronila 5 razy i za 6 urodzila synka. Maz tez o tym wie i po prostu zdaje sobie sprawe, ze tak moze sie zdarzyc, chociaz nie musi. Gdzies czytalam opinie lekarza, ze trzeba probowac do momentu kiedy sie trafi na zdrowe jajeczko i odpowiedni plemnik. I tego sie trzymam. Dla mnie bycie w zawieszeniu (brak checi ze strony meza) jest gorsze niz starania i poronienie. Przeszlam przez 2 scenariusze i dla mnie osobiscie nie ma nic gorszego jak czekanie. Teraz mam troszke nadzieji, bo maz nie pytal o zabezpieczenie. Moze sie powoli nastawia na proby, a moze nie
 
No mi mówili: zobaczysz jeszcze będziesz w ciąży

1) skąd ta pewność, że będę?
2) ja chciałam właśnie te konkretne dziecko, nie inne, to nie zabawka w sklepie

Btw. Jak się okazało, w ciąży faktycznie jeszcze potem byłam. Ale też straconej
ja z kolei nie lubię jak ktoś mi mówi "zobaczysz, napewno Ci się w końcu uda!"
otóż nie. Wcale nie musi się udać.
 
Tak, zdaje sobie sprawe z tego. Zwlaszcza, ze nasza wspolna znajoma poronila 5 razy i za 6 urodzila synka. Maz tez o tym wie i po prostu zdaje sobie sprawe, ze tak moze sie zdarzyc, chociaz nie musi. Gdzies czytalam opinie lekarza, ze trzeba probowac do momentu kiedy sie trafi na zdrowe jajeczko i odpowiedni plemnik. I tego sie trzymam. Dla mnie bycie w zawieszeniu (brak checi ze strony meza) jest gorsze niz starania i poronienie. Przeszlam przez 2 scenariusze i dla mnie osobiscie nie ma nic gorszego jak czekanie. Teraz mam troszke nadzieji, bo maz nie pytal o zabezpieczenie. Moze sie powoli nastawia na proby, a moze nie
W pełni rozumiem. Mi też z początku było łatwiej nie starać się, ale przyjąć podejście co ma być to będzie i niczego nie pilnować. Wtedy nie było takiego stresu i było mi łatwiej przestawić się znowu na starania. Potrzebuje pewnie trochę więcej czasu i tyle :)
 
@Chemik97 hej, pamiętam Twoje dość kontrowersyjne poglądy na temat starań i dziecka. Mogę zapytać jak teraz to wygląda? Czy coś się zmieniło, czy dalej masz takie samo zdanie?
Pytam z czystej ciekawości, jak nie chcesz to nie odpowiadaj oczywiście :)
Nadal mam nawroty jak ktoś mi coś "miłego" powie 😆 wróciłam na terapię i trafiłam do psycholożki, która pracuje też w klinice leczenia niepłodności. Okazało się, że podobne podejście do mojego ma dużo par zmagających się z niepłodnością/poronieniami i jest to zwykły mechanizm wyparcia. W sensie jeśli sobie wmówisz, że tak naprawdę nie chcesz mieć dzieci i w ogóle być w ciąży, to łatwiej jest przejść przez wszystkie te poronienia, złe wyniki badań itd, bo przecież i tak nie chcesz więc nawet dobrze się składa. U mnie jeszcze problemy napędzała sytuacja rodzinna tj. obwinianie mnie za straty, wmawianie, że i tak nie zasługuję na dziecko, brak wsparcia ogólnie więc łatwo było wpaść w taki dołek. Boleśnie zrozumiałam jak bardzo jednak bym chciała mieć dziecko kiedy kolejne 3 dziewczyny z mojego bliskiego otoczenia zaszły w ciążę i z zazdrości przestałam się z nimi spotykać z dnia na dzień, tłumacząc sobie, że teraz to będą mówić tylko o jednym i nie mam zamiaru widywać się z madkami 😆😆😆 serio gdyby nie terapia to chyba bym zwariowała z takim natłokiem emocji, a tak psycholożka mi wytłumaczyła na spokojnie, że gdybym faktycznie miała na dzieci tak wywalone jak to mówię, to by mnie czyjaś ciąża tak nie triggerowała. W punkt, niestety. Więc na razie jestem w fazie przemiany osobowości i rozwiązywania traum pokoleniowych żeby to dziecko miało lepszą psychikę ode mnie.
 
Nadal mam nawroty jak ktoś mi coś "miłego" powie 😆 wróciłam na terapię i trafiłam do psycholożki, która pracuje też w klinice leczenia niepłodności. Okazało się, że podobne podejście do mojego ma dużo par zmagających się z niepłodnością/poronieniami i jest to zwykły mechanizm wyparcia. W sensie jeśli sobie wmówisz, że tak naprawdę nie chcesz mieć dzieci i w ogóle być w ciąży, to łatwiej jest przejść przez wszystkie te poronienia, złe wyniki badań itd, bo przecież i tak nie chcesz więc nawet dobrze się składa. U mnie jeszcze problemy napędzała sytuacja rodzinna tj. obwinianie mnie za straty, wmawianie, że i tak nie zasługuję na dziecko, brak wsparcia ogólnie więc łatwo było wpaść w taki dołek. Boleśnie zrozumiałam jak bardzo jednak bym chciała mieć dziecko kiedy kolejne 3 dziewczyny z mojego bliskiego otoczenia zaszły w ciążę i z zazdrości przestałam się z nimi spotykać z dnia na dzień, tłumacząc sobie, że teraz to będą mówić tylko o jednym i nie mam zamiaru widywać się z madkami 😆😆😆 serio gdyby nie terapia to chyba bym zwariowała z takim natłokiem emocji, a tak psycholożka mi wytłumaczyła na spokojnie, że gdybym faktycznie miała na dzieci tak wywalone jak to mówię, to by mnie czyjaś ciąża tak nie triggerowała. W punkt, niestety. Więc na razie jestem w fazie przemiany osobowości i rozwiązywania traum pokoleniowych żeby to dziecko miało lepszą psychikę ode mnie.
dobrze, że udalaś się na terapię ❤️ ja tak czułam, że coś jest nie tak bo pisałaś, że nie chcesz dziecka, nie będziesz się nim zajmować a diagnozowałaś się, chodziłaś na monitoringi więc to nie grało. Trzymam kciuki ✊
 
reklama
Nadal mam nawroty jak ktoś mi coś "miłego" powie 😆 wróciłam na terapię i trafiłam do psycholożki, która pracuje też w klinice leczenia niepłodności. Okazało się, że podobne podejście do mojego ma dużo par zmagających się z niepłodnością/poronieniami i jest to zwykły mechanizm wyparcia. W sensie jeśli sobie wmówisz, że tak naprawdę nie chcesz mieć dzieci i w ogóle być w ciąży, to łatwiej jest przejść przez wszystkie te poronienia, złe wyniki badań itd, bo przecież i tak nie chcesz więc nawet dobrze się składa. U mnie jeszcze problemy napędzała sytuacja rodzinna tj. obwinianie mnie za straty, wmawianie, że i tak nie zasługuję na dziecko, brak wsparcia ogólnie więc łatwo było wpaść w taki dołek. Boleśnie zrozumiałam jak bardzo jednak bym chciała mieć dziecko kiedy kolejne 3 dziewczyny z mojego bliskiego otoczenia zaszły w ciążę i z zazdrości przestałam się z nimi spotykać z dnia na dzień, tłumacząc sobie, że teraz to będą mówić tylko o jednym i nie mam zamiaru widywać się z madkami 😆😆😆 serio gdyby nie terapia to chyba bym zwariowała z takim natłokiem emocji, a tak psycholożka mi wytłumaczyła na spokojnie, że gdybym faktycznie miała na dzieci tak wywalone jak to mówię, to by mnie czyjaś ciąża tak nie triggerowała. W punkt, niestety. Więc na razie jestem w fazie przemiany osobowości i rozwiązywania traum pokoleniowych żeby to dziecko miało lepszą psychikę ode mnie.
Jej, bardzo się cieszę, że trafiłaś na terapię i do dobrej psycholożki i układasz sobie w głowie. Bardzo dobrze brzmi to co piszesz, w sesnie wydaje mi się, ze idziesz dobrą drogą. Trzymam mocno kciuki za Ciebie.
ps. obwinanie kogoś o starty ciąży to jakieś czyste skurwysyństwo...
 
Do góry