Nadal mam nawroty jak ktoś mi coś "miłego" powie
wróciłam na terapię i trafiłam do psycholożki, która pracuje też w klinice leczenia niepłodności. Okazało się, że podobne podejście do mojego ma dużo par zmagających się z niepłodnością/poronieniami i jest to zwykły mechanizm wyparcia. W sensie jeśli sobie wmówisz, że tak naprawdę nie chcesz mieć dzieci i w ogóle być w ciąży, to łatwiej jest przejść przez wszystkie te poronienia, złe wyniki badań itd, bo przecież i tak nie chcesz więc nawet dobrze się składa. U mnie jeszcze problemy napędzała sytuacja rodzinna tj. obwinianie mnie za straty, wmawianie, że i tak nie zasługuję na dziecko, brak wsparcia ogólnie więc łatwo było wpaść w taki dołek. Boleśnie zrozumiałam jak bardzo jednak bym chciała mieć dziecko kiedy kolejne 3 dziewczyny z mojego bliskiego otoczenia zaszły w ciążę i z zazdrości przestałam się z nimi spotykać z dnia na dzień, tłumacząc sobie, że teraz to będą mówić tylko o jednym i nie mam zamiaru widywać się z madkami
serio gdyby nie terapia to chyba bym zwariowała z takim natłokiem emocji, a tak psycholożka mi wytłumaczyła na spokojnie, że gdybym faktycznie miała na dzieci tak wywalone jak to mówię, to by mnie czyjaś ciąża tak nie triggerowała. W punkt, niestety. Więc na razie jestem w fazie przemiany osobowości i rozwiązywania traum pokoleniowych żeby to dziecko miało lepszą psychikę ode mnie.