Hej, wracam jak bumerang, moja radość z [emoji3498] nie trwała długo... Poroniłam w 5 tygodniu, już powoli dociera to do mnie i mam siłę by Wam to powiedzieć, cały czas się zastanawiam czy mogłam jeszcze coś zrobić żeby się tak nie skończyło... Troszkę plamiłam prawie od początku, w czwartek zauważyłam na papierze żywą krew, lekarz kazał mi przyjechać ale na usg nie było jeszcze nic widać, przepisal luteinę i w piątek kazał zrobić betę- 8558, więc sporo a w niedzielę praktycznie od razu zaczęły lecieć wielkie skrzepy i brzuch strasznie bolał, pojechałam do szpitala i lekarz stwierdził duży krwiak i naturalne poronienie, było widać pęcherzyk ciążowy... Miałam łyzeczkowanie... Gdyby nie córeczka nie wiem czy potrafiłabym się dźwignąć, a tak wiem że muszę... Jak zwykle można na was liczyć i się wygadać, dziękuję że jesteście