Cześć dziewczynki :-) Co tam u Was słychać? Znowu straszne tutaj pustki są, ciemno i głucho :-) Dajcie jakiś znak, że żyjecie :-)
Cosmo masz rację, że ojciec rozstał się z Tobą, a nie z dziećmi, jednak przecież niejednokrotnie stosunki, które są między dwojgiem ludzi są różne. Nie wiem w jakich okolicznościach się rozstaliście, czy utrzymujecie w ogóle jakiś kontakt ze sobą, czy została stopa 'koleżeńska', czy spalone mosty. Ale jeśli w grę wchodzi odległość, to po prostu nie zawsze jest sposobność by znaleźć czas, albo środki na to by pociechy odwiedzić. Odległość, która was dzieli mimo, iż szaleńczo wielka nie jest mimo wszystko jest. Wiadomo, że raczej nikt nie będzie jechał 200 km żeby zobaczyć dzieci nie wiem 2h i wracał zaraz do siebie z czysto ekonomicznego względu. Jeśli byłabym w takiej sytuacji z pewnością wolałabym dzieci odwiedzać nie wiem chociażby na weekend cały, a tu dodatkowo wchodzą koszty jakiegoś zakwaterowania o ile nie ma się kogoś znajomego u kogo można by przenocować. Czy Tobie w ogóle zależy na tym by ojciec odwiedzał dzieci? Może powinnaś go jakoś zachęcić?
Wiem, że jest to bardzo drażliwy temat. Stoimy po dwóch różnych stronach medalu. Czytałam wiele na ten temat, na różnych forach. Praktycznie jest to temat rzeka i wiele można rzec. Nie ubliżając nikomu, ani też nie zarzucając w tym przypadku niejednokrotnie czytałam o tym, że 'pozostawiona matka' utrudnia ojcu kontakt z dzieckiem/dziećmi, wciska przy tym dziecku/dzieciom niestworzone historie o tym jaki to ich ojciec jest niedobry, paskudny, że ich nie kocha, że zapomniał, że teraz ma inną panią (tutaj najbardziej przykre wydaje się być poniżanie 'tej drugiej' przez matkę w oczach dziecka niejednokrotnie używając wulgaryzmów) a zgrozo niedajboże mówić dziecku, że ojciec nie żyje. Jak się czuje wtedy ojciec, który powiedzmy odwiedza dziecko/dzieci, a ono/e się jego najzwyczajniej w świecie boją? Albo powtarzają to co naopowiadała im matka? Wszystko jednak w dużej mierze zależy też od wieku w jakim są dzieci. Zdecydowanie nie chciałabym być w takiej sytuacji, a już w ogóle sobie nie wyobrażam jak pociecha mojego A. trochę podrośnie i będziemy razem jeździć np na wakacje, żeby dziecko się mnie bało albo zwymyślało mnie bo tak mama mówiła. Myślę, że było by mi przykro strasznie,a nie bardzo w tym aspekcie cokolwiek można zrobić.
Jeśli chodzi o samochód, to nie był on dobrem wspólnym, ponieważ A. kupił go jeszcze przed ślubem za swoje pieniądze. Mężczyznom nie zawsze jest łatwiej, to zwyczajny stereotyp. W naszym związku akurat ja zarabiam więcej, można by powiedzieć, że ja jestem 'głową' w domu, ale A. nie czuje się przez to gorszy. Jak facet płaci alimenty to jest się z czego cieszyć - bynajmniej płaci. A co w wypadku, gdyby nie płacił, bo zwyczajnie nie miałby z czego? Też byłby ten najgorszy i wtedy w ogóle dramat.
Nie wiem czy miałaś okazję kiedykolwiek, ale jak będziesz miała chwilę wolnego czasu zapraszam na forum dla tatusiów - czytając ileś tam historii można się przekonać, że nie wszyscy są tacy źli, że to czasami my,kobiety zawodzimy na całej linii. Może część historii jest przekoloryzowana, chociaż koloryzować bardziej potrafią kobiety. I skoro my tutaj rozmawiamy szczerze to nie sądzę by oni nie byli szczerzy również.Też potrzebują pomocy, wsparcia, ponieważ nie radzą sobie z kobietami/żonami/matkami/kochankami. Wiem, że w tym momencie troszczysz się i zabiegasz o bezpieczeństwo i byt dla swoich pociech, ale wydaje mi się, że między Tobą i Twoim byłym partnerem brakuje jakiejś nici porozumienia,widać, że masz żal jakiś do niego. Może dobrze było by sobie wyjaśnić pewne sprawy? A na pewno warto się zagłębić w temat też z drugiej strony i spojrzeć na pewne rzeczy z innej perspektywy.
Absolutnie nie było moim zamiarem bronienie tutaj czy wybielanie Twojego byłego małżonka, jednakże jeśli szukać obiektywizmu w tym wszystkim trzeba nieco krąg poszukiwań rozszerzyć.
Poza tym miewam się dobrze :-) Śląsk jest całkiem przyjemny, wbrew temu co się słyszy i widzi w TV ;-) a najbardziej to lubię kluski śląskie i modrą kapustę