Jetkaa
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 23 Wrzesień 2017
- Postów
- 4 931
Bardzo mi przykro naprawdę..W najgorszych koszmarach nie śniłam,że przyjdzie mi pożegnać jeszcze nienarodzone dziecko tuż na ostatniej prostej bo w 37 tygodniu ciąży, która od samego początku była książkowa.. najgorszy dzień w moim życiu zaczął się 28 września przywitaniem przez kilka mocniejszych kopniaków, później przez cały dzień odczuwałam dosłownie muśnięcia, które być może były już tylko w mojej głowie.. pod wieczór byłam zaniepokojona tym,że jest tak leniwy ale że to moja trzecia ciąża wiedziałam,że pod koniec to jest normalne bo we wcześniejszych ciążach moje dzieci od 36 tygodnia ograniczały swoją aktywność. Ale aby uspokoić swoje myśli skorzystałam z detektora tętna który wskazywał tętno na poziomie 130/150 więc normalnie. Dlatego też poszłam wziąć kąpiel i się położyłam.. jednak zaczął mnie boleć brzuch i zaczęłam mieć jakby stawianie się brzucha czy też skurcze. Dlatego w nocy pojechaliśmy na SOR. Okazało się że serce już nie bije.. nie ma nic gorszego dla matki niż usłyszeć że dziecko nie żyje, a urodzić się miało dopiero za dwa tygodnie.
Nic na to nie wskazywało. Tydzień przed byłam na porządnych badaniach, pomiary przepływów itp, żadnych odchyleń, wszystko idealnie. We wtorek 4 dni przed byłam na wizycie u lekarza prowadzącego, sprawdził jeszcze raz wszystko i umówiliśmy się na CC, ponieważ dwie poprzednie ciążę również tak się zakończyły, robiłam również KTG, też nie było nic złego..
Nie jestem w stanie zrozumieć jak to jest możliwe.. cały czas mam w głowie że to moja wina, że mogłam zrobić coś jeszcze,ze jakbym wczesniej pojechala na ten sor, to mój syn by żył.
Ta strata jest moją największą porażka i nie jestem w stanie poradzić sobie z odejściem mojego Ignasia.. mam w domu dwójkę dzieci ale nie potrafię się nimi normalnie zajmować,bo cały czas wyprowadzają mnie z równowagi. Córka za dwa tygodnie kończy 6 lat, jest w okresie pyskowania i niekończącego się płaczu i obrażania, 3 letni syn jest że mną bardzo związany, również faza buntu, a dodatkowo w nim cały czas szukam podobieństw do Ignasia, którego widziałam jedynie w trumnie.. nie ma dnia żebym nie myślała o moim aniołku, nie ma dnia żebym nie płakała, chociaż za 9 dni minie dwa miesiące od śmierci mojego syna, czuję się jakby trwalo to nieskończoność, a ja z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Coraz bardziej sobie z tym nie radzę.. mam ogromny żal do tego kochającego nas Boga bo w dziwny sposób ukazuje swoją miłość.. nie wiem jak będzie wyglądać dalej moje życie ale boję się nawet o tym myśleć..
Robiłaś wszystko dobrze, dbałaś o siebie, słuchałaś swojego ciała.. to nie Twoja wina...tak się zdarza.. Ale dlaczego ? Na to pytanie nikt Ci nie odpowie
Rozumiem, to najgorszy bol jaki może istnieć.. nie dopisania ... nie do pojęcia..
Czy masz jakąś pomoc psychologa? Rodziny? Męża?
Robiliście badania łożyska?.albo jakieś szukając przyczyny?
Miałam tak samo jak Ty po śmierci syna.. nie chciałam się nim zajmować. Bo jak zajmować się jednym dzieckiem, gdy drugie umarło. Miałam wyrzuty sumienia.. ale po rozmowie z psychologiem zmieniłam nastawienie..było ciężko bo syn w tedy też miał ponad 5lat, więc był bunt, i żałoba po stracie brata .. w taki sposób radził sobie ze stratą brata.. I z tą sytuacją której nie rozumiał... miał mamę, teraz starszak miał mamę z depresja. Miał brata i nie miał.. Bo stracił, starszak w taki sposób dokazujac mi odreagował śmierć..
U nas minęło 5 lat.. niby tak dawno to było ale bol nadal ten sam, żyje z tym bólem. Z tą strata.. przyzwyczaiłam się do tego uczucia, do tego bólu .. zyje Z nadzieją że kiedyś sie zobaczymy.. nie szukaj winnych, nie ma winnych.. ważne byś miała wsparcie, byś mówiła o tym jeżeli tego potrzebujesz. Byś robila to co czujesz, żałoba ma etapy.. I w różnych momentach życia będziesz różnie to wszystko odczuwać.