Mi nie chodzi o to szczepienie nawet. Od niedzieli nam marudzi - np w poniedziałek od 11 do 17 nie było z nią spokoju. Wydaje mi, ze troch pokasłuje, katar hm troszkę suchych, nie wiem czy całkiem głęboko nie ma, coś ostatnio je i z krzykiem przestaje więc nie wiem czy nie gardełko. Od niedzieli się martwię, że z nią jest nie tak, że znów mruczy przez sen, że marudzi. Dziś w nocy, nie płakała tylko kręciła się po całym łóżeczku, jakby miała problemy z oddychaniem przez gardło i nosek, takie miałam wrażenie. W ogóle wczoraj dostałam wścieklizny. Bo ja się martwię, czekamy na dziś, bo postanowiliśmy już poczekać do środy, a tu co? Mój mąż rozmawiał w poniedziałek z teściem, że przyjdzie do nas i pójdziemy na wspólny spacer, bo samego go nie puścimy - pali papierosy, a u nas nikt z rodziny nie jest palący. I jak tak można? Przyszedł, okazało się że nie sam tylko z konkubiną, zarządzili że jest słońce i dziecko w samym body i bez czapeczki, ja i tak wzięłam pajaca. Na dworze ta konkubina zaczęła kaszleć na maksa, teściu też powiedział że jest chory, miała czelność podchodzić do wózka. Cały czas kazali nam ją odkrywać, bo słoneczko i opali nóżki, bo ona się rozkopuje i jest jej gorąco!!! No kurde ona zawsze się rozkopuje. Nie wiem, ja nie umiem do teściowej czy teścia, choć jestem rok po ślubie, powiedzieć wprost że nie życzę sobie tego lub tego, staram się delikatnie zagadywać, ale to wtedy nie ma wydźwięku. Ale teraz miarka się przebrała, powiedziałam mężowi że nie będę się patyczkować i bez ogródek będę mówić. Nie raz mówicie że Wam jest ciężko, bo maż nie pomoże. A mi pomoże i co z tego mam. Wczoraj mu wygarnęłam, że jego matka wychowała 2 dzieci, moja 4, a ja chce wychować jedno jedyne które będę mieć po swojemu. Problem w tym, ze on twierdzi, że też ma prawo, bo jest ojcem (i robi tak jak matka wszystko dezynfekuje - dała mu do domu specjalny płyn) i gdyby jak inni ojcowie pracował poza domem 8h i nie robił nic przy tym dziecku to byłoby inaczej, ale że mamy takie warunki i pomaga, to ma prawo.