Oj piękne historie, uwielbiam takie czytać
U nas było hmm dziwnie hehe. Poznaliśmy się...myślę, że około 6/5 lat temu. Przez naszego wspólnego przyjaciela. Ja o K. bardzo dużo słyszałam/wiedziałam już wcześniej w związku z tym. Nawet różne najgorsze historie i wyczyny
Jak go poznałam osobiście był po niedoszłym jego ślubie. Pamiętam, że tak sobie pomyślałam "o jaki fajny, przystojny, ale taki poważny....". Oczywiście to mogło być wrażenie wywołane tym, że my piliśmy, a on nas woził (czyt. pijani kontra trzeźwy
). No i druga sprawa była taka, że ja w zasadzie już żyłam w Gdańsku. Ja miałam różne perypetie, K. też. Do tego swatał mnie z tym naszym wspólnym przyjacielem, co nie wyszło bo w zasadzie z pewnych względów nie mogło.
W 2011 przyjechałam do Częstochowy na jakiś urlop niedługi i się spotkaliśmy, raz, drugi, impreza, śmiechy. Od tej pory na odległość kontakt był systematyczny
No i niestety niedługo później zmarł mój tata, w okolicach pogrzebu były też moje urodziny. I tak wyszło, że K. bardzo mnie wspierał, a w tym wszystkim nawet pamiętał o moich urodzinach, które wieczornie mi zorganizował żeby mnie trochę oderwać od tego co się stało. Potem ja wróciłam do Gdańska i okazało się, że muszę się wyprowadzać z mieszkania, do którego wprowadziłam się zaraz przed pogrzebem taty...wtedy coś mną szarpnęło, że to chyba wszystko specjalnie i że muszę wrócić do "domu", do mamy i tyle. Podjęta decyzja, K. zorganizował auto, przyjechał, zabrał moje graty. Po miesiącu, czy dwóch w Częstochowie wynajął obrzydliwą kawalerkę, w której w efekcie razem zamieszkaliśmy
w 2012 w wakacje się zaręczyliśmy, w Wielkanoc 2013 podjęliśmy decyzję o ślubie, który nastąpił 31.08.2013
No i jak widać niedługo później powstała Oliwka
A właśnie mi się przypomniało, że jak się spotkaliśmy w 2011 roku, chyba jeszcze zanim zmarł mi tata, siedząc w barze nacięliśmy sobie ręce i zawarliśmy pakt krwi
DD I wtedy mi powiedział "zostaniesz moją żoną, zobaczysz" hehe
Wiecie co, jestem zła
Moja grupa "seminaryjna" olała sprawę prezentu i kwiatów na obronę. Jak się dowiedziałam, to aż głupio mi się zrobiło i wziełam to na siebie. Znalazłam cudem adresy e-mail do tych ludzi, napisałam co myślę, ogłosiłam, że czekam na odzew i propozycje co do zakupu. Niektórzy podali jakieś propozycje, inni umywają ręce etc. W końcu po rozmowie z dziewczynami, które już broniły się u naszej Pani promotor podjęłam decyzję, że dla niej będą kwiaty, kosz ze słodyczami, książka i/lub długopis parkera. Napisałam to w zbiorowym mailu, podałam numer konta itd. Zamówiłam książkę i długopis, bo jednak realizacja trochę trwa. A tu tadaaaam telefon...że długopis to zły pomysł bo ona komuś mówiła, że ma ich już tyle, że je rozdaje.....I co ? próbować to anulować, czy zostawić tak jak jest ? K. się zirytował, powiedział, że najpierw każdy umywa ręce, a jak się za to wzięłam, decyzja została podjęta to nagle jakiś problem. Uważa, że nie powinnam anulować tego. Ja nie wiem co robić, bo z jednej strony też bym to zostawiła, a z drugiej skoro tak mówiła to może faktycznie anulować...Jestem zła.
No i dzisiaj byłam "na robote" dostarczyć dla K. jedzenie, miałam zostać też dzisiaj na koncerty, ale ta pogoda taka beznadziejna. Już miałam skłaniać się ku temu żeby zostać, ale brzuch mnie boli na dole jak na @, i strasznie mnie tak hmm zaczęło kłuć "w środku". Więc zadzwoniłam do K. że jednak jadę do domu. I tak od powrotu leżę i nic nie robię.
Carine, bardzo fajna myśl z tym połykaniem
Chyba trzeba się zabrać za organizowanie torby do szpitala. Niedługo to K. mnie zacznie do tego poganiać bo co jakiś czas już o tym wspomina, a ja bym chciała najpierw wyprać torbę, a tu się pogoda zmaściła