reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Sierpień 2012

Hej dziewczyny.
Mala di wspolczuje i tule mocno bo wiem jakie to przykre gdy facet robi wszystko zeby wymigac sie od odpowiedzialnosci.Niestety znam wielu takich,,typkow'a brat mojego meza to przeszedl sam siebie bo kazal usunac dziewczynie dziecko w 3 mies.Usunela bo byla akurat wtedy za granica.Teraz maja nowe zwiazki i sa szczesliwi a razem tylko sie klocili.Niewiem czy to dziecko nie sni jej sie teraz po nocach
Exotic kroj tej sukienki jest identyczny jaka ja mialam na slubie.Super maskowala moj otluszczony brzuszek:-DAle zgadzam sie z marcia ze gorset ladniej wyglada scisniety.Ta sukienka co proponuje sopelek jest super i chyba to najlepsza opcja
Domi mozemy sie zamienic,przydala by mi sie taka jednorazowa biegunka bo cos mnie ostatnio przytkalo i taka ciezka jestem....
Sopelek oj te skurcze i twardnienia to nic milego .Mi od czasu do czasu twardnieje i nie wiem co wtedy ze soba zrobic.Takie dziwne uczucie,A spojenie mnie tez boli....i chcialabym miec za soba juz ten porod choc okropnie sie boje i jak przyjdzie co do czego to pewnie bede chciala jeszcze chodzic z brzuchem:baffled:Wlasnie sobie przypomnialam ze calkiem niedawno pisalam wam ze to juz 20 tydz a tu kolejna dziesiatka nie wiadomo kiedy wskoczyla.Rety ale ten czas leci
Asia ja tez nie wyspana.Luizka poszla spac dopiero o 1 w nocy Ja chyba kolo 2 zasnelam a po 4 juz nie spalam bo widno bylo:szok:
No jedna komunia za mna.Oczywiscie tak jak mowilam niepotrzebnie poszlam.Zlamalam wszystkie zakazy dietetyczne a na wieczor dolozylam grilem,ciastem truskawkami i malo nie peklam.A jak spojrzalam w lusterko to armata:baffled:Niewiem co jest ale w ciagu 4 dni wskoczylo mi 2.5 kg.Ktora nie moze przytyc?Moge sie zamienic bo juz sie zaczynam bac.Organizm magazynuje zapasy na wypadek kolejnej diety:baffled:Wczoraj bylam w szpitalu z badaniami ,nie bylo mojej gin.A inna lekarka powiedziala ze wyniki cukru bardzo dobre.Nie wiem co o tym myslec bo po tych szalenstwach slodyczowych cukier rano mam kolo 100.a dalej w ciagu dnia nawet wczoraj po tych slodyczach kotletach wedline frytkach itd mialam dobre cukry.Problem jest na czczo w tej chwili.No nic dzis bede jadla lekkie potrawy a na noc mniej zjem i zobacze jutro rano.Jak bedzie ok cukier to znaczy ze musze jesc mniejsze porcje na noc po prostu.No i jednak dla swojego dobra mimo wszystko juz do konca musze jesc rozsadnie bo 2,5 kg w 4 dni:szok:?To co bedzie dalej?Z luizka taki skok mialam dopiero od 34 tyg .Wtedy w 1 mies wskoczylo mi 9kg:szok:Pewnie to byla woda bo od razu po porodzie te kg zniknely.Ale mam balagan w domu a tu juz po 11 caly dzien zajmie mi ogarniecie tego bajzlu,a gdzie obiad,wyjscie z mala, plewienie ogrodu i upranie niemowlecych ciuszkow?:szok:Za tydz znow komunia u mojej siostry.Znow zgrzesze .Musze przez tydz zrzucic jakos te 2.5 kg.Luizka wlasnie odkryla ze ma dziure w dupce:-DAlez z takiego gadajacego brzdaca jest ubaw.Szkoda ze od razu po urodzeniu dzieci nie gadaja.:-D
,
 
reklama
Witajcie z rana ;)

Sopelek- niestety w takim kroju sukni wygladam jak beczka bez ksztaltow juz mierzylam z 10 takich lekko puszczonych pod biustem makabra chyba za szeroka w ramionach jestem do nich a sa piekne ;)

zaraz lece do krawca jakiegos na konsultacje co by mozna bylo z nia zrobic i jak zamaskowac te sznurki w raze co a moze poprostu po bokach rozpruc i wstawic material ehhh zobaczymy. dam znac na wieczor co mi powiedzieli, ale mimo wszytko dziekuje dziewczynki za odpowiedzi ;)
 
Exotic, to na pewno Ty w tej sukni? Coś t nie gra… brzucha brakuje :-). Wyglądasz uroczo. Co do poszerzania – gorset już jest szeroko związany, doszycie jeszcze kawałka materiału i poszerzenie go jeszcze bardziej nie wyglądałoby ładnie :no:. Miałabyś plecy jak Pudzian. No, ale wtedy nikt nie zwracałby uwagi na brzuszek ;-). Lepszym rozwiązaniem byłoby – jeśli w ogóle będzie taka potrzeba – poszerzenie po bokach na szwach.

mala.di, popieram zdanie dziewczyn i Twoje – ojciec nieznany. Lub jakikolwiek inny sposób (których nie znam), żeby ten biologiczny ojciec nie znalazł się w papierach córeczki. Pomijając wszystko to, co napisały dziewczyny, wybiegłabym dużo dalej w przyszłość. Skoro on taki leń i kombinator to nigdy nie wiadomo, co zostawi po sobie córce. Wiele razy już się słyszało o „spadkach” od ojców, którzy całe lub większość życia dzieci nie interesowali się nimi a po ich śmierci dzieci dowiadywały się o jego długach, które muszą spłacić. Taki ojciec, jakim jest obecnie ten chłopak, Twojej córce nie jest potrzebny.

”milionka” pisze:
Dzisiaj szukam w necie kabiny prysznicowej i inspiracji na kolor ścian :)
U nas też szykuje się odświeżenie dwóch pokojów (zamieniamy sypialnię z pokojem dziennym). Wczoraj wparowałam do Castoramy i zgarnęłam wszystkie możliwe katalogi producentów farb. Potem siedziałam i za głowę się trzymałam – jak tu wybrać odcień z kilkunastu tak strasznie podobnych :-D.

Przeszłam dzisiaj samą siebie :baffled:. Ostatecznie zwlokłam się z łóżka dopiero o 9:45. Ale to wszystko przez to wstawanie w nocy i nad ranem na lekarstwa. Potem długo nie mogę z powrotem usnąć. No i Bąbel się wybudza i czekam aż przestanie się wiercić i uśnie z powrotem :-). Niby nic się nie dzieje, bo przecież to mój drugi dzień roboczy na L4 w domu, więc do pracy wstawać nie trzeba. Ale w ten sposób prawie pół dnia mi przeleciało ;-). A plany na dzisiaj bogate: wyczyszczenie lodówki i zamrażarki (w końcu mam na to czas), zostawienie całej kuchni lśniącej i pachnącej i ugotowanie rosołku. Dobrze, że kuchnie mam od północy - będzie przyjemnie chłodno. Bo w pokoju dziennym (od południa) już się powoli nie da wytrzymać. Miłego dnia dziewczyny.
 
Ostatnia edycja:
witajcie. ja zdołowana, w piątek pokłóciłam się z mężem i do teraz nie gadamy. on mi wypomina różne rzeczy, np to że narzekam na mycie garów, że robię z siebie męczennicę i że sama jestem sobie winna bo to wszystko przez psy. że one zabierają mi tyle czasu że na inne rzeczy nie mam siły. no rzeczywiście - gdybym nie miała psów i miała przez to więcej czasu to bym więcej mogła zapieprzać w domu... dowiedziałam się też że obiadów nie robię itp. w czasie weekendu pomył gary ze dwa razy, raz patrzyłam na zegar i sprtzątał w kuchni minimum 40 minut. a wcale to nie były gary i bałagan po jakimś większym gotowaniu... i to nie ja wybnrudziłam te gary bo nic w kuchni nie robiłam... a on mnie się czepia że mówię że mi mycie garów dużo czasu zabiera... acha, dowiedziałam się jeszcze że ja brudzę dwa razy więcej naczyń niż inni np. właśnie przy gotowaniu. i dlatego też sama jestem sobie winna że tyle mam do sprzątania. w domu coraz lepiej, w szafach widać półki, wszystko po kolei ułożone jak u perfekcyjnej pani domu... mój mąż chyba zapomniał zajrzeć do szaf albo nie widzi wcale że pomalutku coraz więcej jest porobione... z wierzchu owszem ciągle coś leży, ale to są codziennie inne rzeczy które wyciągam z różnych zakamarków i kolejno je "rozbrajam" czyli segreguję, wyrzucam w dużych ilościach a resztę układam w posprzątanych szafkach. acha, oberwało mi się też za moje "plastiki" czyli segregację rzeczy do recyklingu które mam ustawione w kąciku blatu, czyste, i dosłownie kilka razy dziennie wynoszę to co się zbierze do torby na korytarzu. tyle się tego zbiera, słoiki i różne opakowania, sama ta ilość jest dowodem na to jaki mam "obrót" w kuchni i ile tam robię. no ale jak już poszedł myć te gary to mu ten zastawiony kawałeczek blatu przeszkodził w sprzątaniu...
w sobotę byłam sama z psem na wystawie psów to sobie trochę od domu odpoczęłam ale nudno tam trochę było i ciepło więc wróciłam z migreną... wczoraj po południu wzięłam szczeniaka i poszłam się pokręcić po osiedlu, potem wróciłam z suczką do domu, wzięłam Natalię w wózku, Kenę i Jumpera i poszłam na spacer. na bulwarach nad rzeczką rzuciłam psom piłkę dosłownie kilka razy, a ten durny Jumper był tak tym podekscytowany że wpadł w taką duszność jak jeszcze nigdy! leżał siny, ledwo oddychał, ja panika - bałam się okropnie że przestanie oddychać i nie będę wiedziała co zrobić... bałam się wziąć go na ręce żeby gdzieś przenieść bliżej wody, bo w końcu waży 22 kilo... byłam jeszcze z Keną i dzieckiem, tym trudniej mi było cokolwiek zdziałać. nagle nadeszli ciocia i wujek którzy byli tam na spacerze! wujek skoczył kilka razy z butelką po wodę do rzeczki, polewaliśmy psa, ja płakałam, ciocia uświadomiła mi czemu nie dzwonię po męża no i czemu w ogóle go nie ma tylko ja sama w ciąży z psami i dzieckiem na spacerze... zadzwoniłam i mąż przyjechał, po jakimś czasie pies ochłonął i się "naprawił", wstał i sępił piłkę dalej... wystraszyłam się okropnie, pies nie ma formy, było ciepło choć już wieczór i w cieniu, ale żeby takie coś..? on się nadmiernie podekscytował tą piłką i dostał zwężenia krtani, widziałam na własne oczy jaką małą miał dziurkę do krtani jak leżał i sapał... pogadaliśmy jeszcze z ciocią i wujkiem, Natalia pospacerowała po trawce, i pojechaliśmy do domu. no i nie-gadania ciąg dalszy... w nocy się jeszcze pokłóciliśmy bo on chrapał (przyszedł do łóżka o północy, dwie poprzednie noce spał na kanapie w dużym pokoju) - no i tak chrapał do 1, ja już nie mogłam wytrzymać leżeć i słuchać tego, wzięłam poduszkę i chciałam sama iść na kanapę a on zerwał się co robię i jeszcze mi nagadał jaka to ja nienormalna czy coś w tym rodzaju. poszedł sam na tą kanapę. ja z nerwów sama dostałam jakiejś duszności, byłam w łazience a on mi woła żebym nie robiła scen bo jeszcze coś narobię. to jest wszystko takie przykre... :"(((
 
Ostatnia edycja:
mala.di, nie jest do końca tak jak piszesz, to jest bardziej skomplikowane. Pozbawienie rodziców władzy rodzicielskiej nie ma wpływu na zakres praw i obowiązków nie wchodzących w zakres tej władzy. Dziecko nadal pochodzi od nich w związku z tym ciąży na nich obowiązek alimentacyjny względem dziecka, mogą po nim dziedziczyć oraz zachowują prawo do osobistej z nim styczności. W przypadkach, gdy wymaga tego dobro dziecka, sąd opiekuńczy ma obowiązek wydania z urzędu zakazu rodzicom pozbawionym władzy rodzicielskiej osobistej styczności z dzieckiem. Zakaz taki oznacza że rodzic / rodzice nie mogą spotykać się z dzieckiem, nie mogą też z nim korespondować ani rozmawiać przez telefon.
Może wyjście, żeby w ogóle wpisać w akcie urodzenia n/n jest najlepsze, w każdym razie musisz to wszytko porządnie przemyśleć.


No to jest tak skomplikowane że nic nie rozumiem chyba... Chociaż nie no, chyba rozumiem tyle, że nawet gdy pozbawie go władzy rodzicielskiej to on nadal musi płacić alimenty.
Z tego co wiem to chyba strasznie trudno jest pozabawić rodzica władzy rodzicielskiej, nie wiem czy chociażby do jej ograniczenia mam podstawy...
w kazdym razie to wszystko wymaga włóczenia się po sądach, szarpania sobie nerwów...
Ja już właściwie myśle o tym od kilku miesiecy, wlasciwie na poczatku juz sie wahalam czy w ogole mowic mu ze jestem w ciazy.
mieszkamy daleko siebie, wiec mogl sie nigdy nie dowiedziec....a nawet jesli myslalby ze to nie jego. tak jak zreszta teraz mysli.
Ale wtedy wlasnie zwyciezyl argument ze dla dobra Małej musze to zrobic. musialam wtedy wydawac mnostwo kasy na leki, a nie chcialam ciagle ciągnąć od mojej mamy... Liczylam na to, że on jednak sie ogarnie, ze mi pomoze...ale on okazał się jeszcze wiekszym dupkiem.
Kto wie czy to nie przez stres ktory on mi fundowal Mała waży mniej niz powinna...
Na poczatku probowal przekonac mnie do aborcji, potem wymyslal jakies historie ze przeciez jestem taka ładna, ze przeciez bez problemu moge sobie znalezc kogos kto utrzyma mnie i córeczke, potem mowil jak to on intensywnie szuka pracy,
raz nawet jak do niego pojechalam mowil ze moze nawet na nastepny dzien juz jakąś bedzie mial. pytal czy bedzie mogl sie z nia widywac. myslalam ze cos sie w nim ruszyło.
Ale pracy nie znalazl, nadal mial w dupie, tylko udawal milego gdy przyjezdzalam zebym jak najszybciej sobie poszla.
Nie dość że nie zarobi na wyprawke to nawet nie interesuje sie jej rozwojem, choc proponowalam mu wielokrotnie pojechanie ze mna na usg to nie chciał. nie widzial w tym sensu.
Ostatnio sie niby umowil ze mna, niby mielismy pojsc kupic ciuszki dla małej, ale nie przyszedl...

Strasznie sie rozpisalam. ale mi ulżylo. Moze nawet lepiej zostawic to bez komentarza.
 
mala. di, nie jest tak strasznie trudno ale to rzeczywiście łażenie po sądach i trwa, wpisz n/n.

Olga, wiem mój też czasami ma takie jazdy, tak na początku 2 trymestru wypominał mi, że kupuje w Almie, a tam drogo...Teraz jak mu to przypominam, to kaja się za każdym razem i mówi, że to stres, że nam wiecznie brakuje pieniędzy tak na niego podziałał. Ostatnio to nawet kaszmirowy sweter w TkMaxx chciał mi kupić za 300 zł, kazałam mi się puknąć w czoło. Dziecko w drodze, a ja na ciuch 300 zł będę wydawać. Co do psa, to nasz też wczoraj strasznie się czuł, 20 min spaceru, a on położył się w cieniu, że dalej nie pójdzie, a on waży 45 kg, Musieliśmy go ciągnąć, potem wsadzać do samochodu, tzn. mąż, a ja stałam i zachęcałam go kiełbaską. Musisz to może przeczekać, u nas wtrąciła się jeszcze rodzina ale to średnio pomogło. Też wtedy podczas awantur twardniał mi brzuch, a on mówił, że mi się zawsze coś dzieje. Teraz wrócił mój kochany dawny M, może ma jakieś stresy, problemy o których nie wiesz i to reakcja na nie?

dzag, znam ból wstawania w nocy na leki:-(

doti, zazdroszczę tych słodyczy, ja chcę, może nawet bym mogła, ale wyrzuty sumienia by mnie zżarły. Luzka słodka:-)
 
Ostatnia edycja:
witajcie sierpnióweczki

u nas też słonecznie i gorąco, byliśmy dziś z Natką u kontroli i wszystko jest okej, w środe może nawet iść już do żłobka a przede wszystkim może już wychodzić z domu. Żeby to uczcić wybraliśmy się zaraz po lekarzu na spacer na łąki i zrobilismy sobie śniadaniowy piknik na trawie.

Olga - trzymaj się! Myślę, że to napięcie przed porodowe w nim eksplodowało i dlatego musiał sobie ponarzekać - a wiadomo że najłatwiej narzeka się na najbliższych.. przejdzie mu zaraz i tylko niesmak pozostanie a Ty wtedy wkroczysz niczym ta wyrozumiała i przebaczająca ;-) i zrobisz z nim wtedy co zechcesz ;-)

Mala Di - Ty też się trzymaj dziewczyno! W Twojej sytuacji chyba też bym już odpuściła, wpisała n/n - jeśli kiedyś się opamięta i okaże się że się myliłaś - będzie miał przecież możliwość sam postarać się o ustalenie ojcostwa a narazie niech się buja..

miłego dnia koleżanki idę popracować troszkę ;-)
 
Ostatnia edycja:
Asia tu nie ma co zazdroscic tylko trzeba mi skopac za to porzadnie tylek bo jak nie jem to nie jem a jak sie dorwe do nich to jak glupia-zero umiaru tylko tak caly dzien a potem nastepny....a tylkek rosnie.Od dzis znow nie jem nic slodkiego az do niedzieli i poniedzialku,bo nie da sie tego uniknac na komuni niestety.
Olga wiem jak to jest.Co jakis czas przechodze przez to samo.Tak to juz jest ze dla facetow robota w domu to nie robota,oczywiscie ci co pomagaja to podejrzewam ze troche inaczej na to patrza.Chociaz ogolnie to facet ma wiecej sil wiec sie przy tym za bardzo nie zmeczy.Ja sie nieraz pytam gdzie jest jakas sprawiedliwosc.Raz w zyciu facet powinien dostac okresu,miec nastroje hormonalne i chodzic w ciazy a potem rodzic.Wtedy moze inaczej by do tego podchodzili.Pisze ze raz bo wiecej nie dalo by sie tego wytrzymac.A tak to moj mowi eee przyjdzie czas to urodzisz i juz.Alez mnie to wkurza bo mowi o tym w ten sposob jakby bylo to takie tylko pstrykniecie palcem i juz .Pstrykne i dzidz sie urodzi wrrr.
 
Witajcie Kochane po weekendzie.

Już chyba dawno nie miałam tak aktywnych dwóch dni, jak teraz. W sobotę miałam zajęcia, doczołgałam się jedynie na jedne ćw. Bo nie wytrzymałabym od 9 do 16 na siedząco. Gdy M odebrał mnie z zajęć, podjechaliśmy do centrum handlowego, w którym akurat odbywała się „Majówka z Pascalem Brodnickim”. Udało nam się zająć miejsce tak, by mieć na widoku stół, na którym przyrządzał potrawy. No i nas nakarmił – pyszną zupą brokułową z rzodkiewką (chyba to były brokuły, bo zupa była zielona, a na jej przyrządzanie spóźniliśmy się), bardzo dobrym meksykańskim daniem – filetem z kurczaka z przyprawami i w sosie czekoladowym (nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie spróbować, zwłaszcza, że była to gorzka czekolada). Na deser taki miks w kubeczku – na dole ser marscarpone, na to wylany koktajl z kiwi połączonego z bazylią (świetne połączenie), na to bita śmietana, gorzka, rozpuszczona czekolada i trochę miodu (wiem, wiem, bomba kaloryczna, ale te porcyjki były tak małe, a na dodatek zjadłam go na spółkę z M, więc jestem lekko rozgrzeszona :tak:). Ale dziewczyny, te które lubią kiwi, polecam to połączenie kiwi + bazylia – smak wyśmienity i orzeźwiający. Wieczorem jeszcze pojechałam z M do domku, bujałam się trochę na huśtawce, a on skręcał szafkę do łazienki. Oczywiście musieliśmy ją już reklamować, bo nie dołączyli do niej jednej z półek- mam nadzieję, że uwzględnią naszą reklamację, w innym wypadku będziemy musieli dokupić taką półkę lub ją gdzieś zamówić.


Niedziela też była aktywna, bo byłam na zajęciach, potem odwiedzili nas rodzice M, zjedliśmy obiad, deser, a później znów do domku jechaliśmy, by obgadać z kafejkarzem miejsce kładzenia poszczególnych kafli. Większość materiałów mamy już wybraną, teraz nie pozostaje nam nic innego jak mieć nadzieję, że jako taki gust mamy i wszystkie kolorystyczne i wzorzyste wybory nie okażą się błędne :tak: No ale co tam, trzeba podejmować ryzyko.


Domi, jeśli o spanie chodzi mam też z nim problemy, chyba ostatnio nieco większe – wiercę się, kręcę, przewracam z boku na bok i nie umiem znaleźć dla siebie właściwej, dogodnej pozycji. Łóżko wydaje mi się coraz mniejsze, ale to przecież ja jestem coraz większa :-D



Asia, ja to jeszcze w ogóle NIC nie mam, jeśli nie liczyć jednego ubranka otrzymanego od koleżanki (w rozmiarze na większe dziecko) i kompletu 5 body. Może powoli zacznie nadchodzić czas na delikatne zakupy, ale staram się jeszcze nie wpadać w panikę i zaczynać trochę myśleć nad tym, czego będę potrzebowała. Na szkołę rodzenia chyba jednak się nie zdecydujemy. Jakiś czas pracowałam w żłobku, mam fajne książki z płytą Pawła Zawitkowskiego odnośnie pielęgnacji maluszków i zdam się na praktykę, teorię i intuicję. Ze studiów nauczyłam się technik prawidłowego oddychania, więc mam nadzieję, że to na początek wystarczy. A dzięki którejś z Was, która wrzuciła informację o bezpłatnych warsztatach Bezpieczny Maluch udało mi się zapisać siebie i M i myślę, że się wybierzemy.


Agnieszka, mi wciąż nie udało się zacząć szydełkować. W pasmanterii widziałam już gotowe materiały z wzorem. Na to po prostu nanosi się tą mulinę. A z czego Ty korzystasz jak robisz własne arcydzieła? Jaki materiał do tego wykorzystać i gdzie go można nabyć? Wystarczy to robić zwykłą igłą z szerszą dziurką (mam nadzieję, że jasno to opisuję :tak:).


Mała.di życzę Ci dużo sił, bo na pewno się przydadzą. Nie jest to przyjemna sytuacja. Ale czasem lepiej być samemu, niż z ojcem, który w wątpliwy sposób podchodzi do swojej nowej roli. Trzymam też kciuki za dobry wzrost Twojej dzidzi. Niech szczęśliwie sobie rośnie w Twoim brzuszku, a Ty abyś wróciła jutro z dobrymi wieściami :-D



Agnieszka, milionka, przyłączam się do kciuków związanych ze sprawami remontowymi. U mnie to temat obecnie bardzo, bardzo na czasie, dlatego łączę się z Wami w tych remontowych wyborach. Dają dużo radości, ale też powodują taki mętlik w głowie, że szkoda gadać (teraz tyle różności do wyboru, więc jedynym ograniczeniem jest cena).


Exotic, rzeczywiście bardzo ładna sukienka. Chociaż ta, którą podrzucił we wzorze Sopelek też mi się bardzo podoba, nie wiem, czy nie byłaby lepsza na ciepłe dni, na pewno mniej ciężka, bardziej zwiewna i na pewno prezentowałabyś się w niej uroczo :-D Powodzenia w wyborze.


Olga, tak jak czytam to o czym piszesz, to nabieram przekonania, że to chyba nerwy wszystkim puszczają w związku ze zmieniającą się sytuacją. Wzajemne wyrzuty, o których napisałaś są chyba bardzo typowe dla każdej kłócącej się pary. I coś czuję, że im bliżej będzie rozwiązania, tym wzajemne emocje będą rosły. Wy już macie dziecko, ale to chyba też nie zależy od ilości (że np., pierwsze dziecko powoduje przełom, wywołuje lęk i strach), ale każda zmiana też to powoduje. Wydaje mi się, że w różnych momentach faceci nie są w stanie zrozumieć naszych przeżyć i odczuć, potrzeb, tego, z czym nam trudniej i czego nie lubimy (ja też nie znoszę myć ostatnimi czasy naczyń, zwłaszcza, że robią to w rozkroku, na siedząco na krześle, bo stanie powoduje, że od razu plecy mnie narywają i brzuch ciągnie do przodu). Może najlepiej byłoby wykorzystać chwilę spokoju, spadku emocji i pogadać na spokojnie z mężem. Myślę, że słowa, które często w kłótniach padają właśnie ze złości nie są odbiciem tego, co się myśli, tylko chęcią zwyczajnego dowalenia drugiej osobie. Oczywiście, faceci powinni wykazać się większą wyrozumiałością dla stanu ducha i ciała nas – kobiet w ciąży, którym brzuszki rosną a cierpliwość spada, ale czasem chyba trzeba wyjść ponad to i po prostu obgadać wszystko, ale na spokojnie i bez nerwów. Tak mi się wydaje i życzę powodzenia, żeby Wasze ciche dni się skończyły, bo to na pewno bardzo męczące dla każdego z Was. Najlepiej funkcjonuje się, gdy można o wszystko poprosić i ze wszystkim się zwrócić i obgadać z partnerem. Zwłaszcza też fajnie byłoby usłyszeć, że robi się coś dobrze, że druga strona docenia nas za to co robimy, a nie ciągle krytykuje za to, czego nie robimy (Twój mąż na pewno dostrzega, ile w domu robisz, ale teraz to chyba złość bierze górę). Ale się rozmądrzyłam, jakbym wszystkie zdrowe zmysły postradała. Jeśli to, co piszę, jest dla Ciebie ciężkostrawne, to przepraszam, czasem mam napady takich przemyśleń, które innych mogą irytować.


Doti, wynika z tego, że Twój organizm domaga się słodyczy i od czasu do czasu trzeba sobie poprawić nastrój właśnie czymś słodkim. Ja nie umiem tak zupełnie nie mieć kontaktu ze słodkim. Po prostu mój organizm się tego domaga. Staram się w rozsądnych, ograniczonych ilościach jeść słodkie i od czasu do czasu. Fajne jest co, to piszesz o odkryciach Luizy dotyczących jej własnego ciała :tak: To musi być też niezłe przeżycie dla rodzica, przede wszystkim jak z dzieckiem rozmawiać o tym wszystkim. Swego czasu naczytałam się różnych książek o tej tematyce, ale… wszystko mi z głowy wyleciało :-) Praktyka jest jednak najlepsza.


A jutro… USG 3d/4d. Może uda nam się zobaczyć nasze Maleństwo :-)

Miłego dnia Kochane !
 
reklama
U mnie od rana super wieści... teściowa wywaliła sie w łazience na wannę i ma potrzaskane biodro... Właśnie ją operują, protezę jej wszczepiają, bo ona juz dobrze po 60...
Masakra, M jedzie po południu do Drawska z siostrą, jutro wracają, bo robota...

eh..

A ja mam takie uda, że masakra, w sukience byłam i mi sie poobcierały, wyskoczyły mi krosty i piecze... Taki ze mnie grubas!
 
Do góry