Mieszkamy we wsi, problem z dojazdem do duzego miasta mam. A mąż do wieczora w pracy. W weekendy jezdzimy wlasnie do sali zabaw, na basen itd. On chętnie tam sie bawi, nie przeszkadzają mu wtedy dzieci obok. Ale jak są zbyt blisko, to idzie dalej albo się przygląda. Ale np.kiedy siedzi w wózku i dziecko przybiegnie do nas i chce sie przywitac z synem, to mój w ryk. Teraz sporo festynów, to raz 2 tyg.idziemy tam, żeby oswajał się z tłumem, pobawił, poprzebywał też w hałasie (glosniejsza muzyka.). Choć w sklepie też biega z koszykiem czy takim wózkiem dla dzieci, jak dzikus i mu ludzie nie przeszkadzaja. On robi ludziom na ulicy "cześć" i się usmiecha, ale nie chce, żeby do niego podchodzili.