KRROPELKA
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 12 Sierpień 2008
- Postów
- 2 684
przyszla mama26 nie moge powiedziec zeby moje zycie z ex bylo takie jak zycie mojej mamy z ojcem.
nie naduzywal alkoholu, nawet nie palil. nie zazywal narkotykow. potrafil zadbac o finanse dla domu. to on placil rachunki. dawal mi pieniadze na dom i to tyle, ze starczalo na wszystko. w domu za duzo nie pomagal, ale dalo go sie namowic na to by jendnak pewne rzeczy robil. podczas calego zwiazku ani razu mnie nie uderzyl. nie moge powiedziec zeby mnie jakos szczegolnie wyzywal. bo w sumie naliczylabym tego tylko kilka razy i to tez nie jakos najgorzej. byl tez czuly, duzo mnie przytulal itp.
jednak zawsze na pierwszym miejscu liczyly sie jego problemy. jego choroby byly tragediami, moje byly wymyslami hipochondryka i histeryczki. bylo wiele sytuacji w ktorych mi pomogl, ale jeszcze wiecej takich, gdzie z problemem zostawalam sama. jego problemy byly naszymi a moje tylko moimi.
ex tez mial ojca alkoholika, narkomana, kryminaliste i bijacego matke. i tez obwinial caly swiat o swoje niepowodzenia zyciowe.
dluugo wierzylam, ze to sie po prostu da jakos "przepracowac". ze wspolnymi silami pokanamy nasze nieodoskonalosci. ze dwoje zyciowych rozbitkow stworzy prawdziwy cieply dom z 2 , 3 dzieci... tylko, ze mam wraczenie, ze to jedynie ja probowalam cos w sobie zmienic a on poczynil malutkie postepy po czym spoczal na laurach.
ogolnie jakbym miala decyzje o byciu z ex podejmowac tylko na podstawie tych 3 lat bycia z nim, to bylabym z nim nadal. bo bylo naprawde wiele szczesliwych chwil. wierzylam mu, ufalam, bardzo kochalam. i w sumie czulam sie kochana.
ale ex do czasu bycia razem i ex, ktory z dnia na dzien mnie porzucil z brzuszkiem to dwoch innych exow... po rozstaniu padlo wiele strasznych slow. wyzwisk, oskarzen, zarzutow... upodlil mnie tak bardzo jak tylko sie da. odebral mi poczucie czlowieczenstwa. poczulam sie totalnie nic niewarta. nie dosc, ze mnie zostawil a wlasciwie po prpstu wurzucil z domu to jeszcze w zaden sposob mi nie pomogl. a wrecz przeciwnie. utrudnial mi wszytsko jak sie da. wiele tygodni walki o moje rzeczy, ktore zostaly w domu. walka o spokoj. strach przed realizacja jego grozb. i wkoncu patrzenie jak sciaga sobie jakas panienke i sie z nia zabawia...
zepsul mi kawalek zycia, ktory mogl byc dla mnie najlepszy. przewylam przez niego wiele tygodni. umieralam ze strachu o wlasne dziecko. o wszytsko musialam starac sie sama...
czuje sie przez niego oszukana, oklamana, zdradzona, nie szanowana.
i to na podstawie tego co bylo po rozstaniu podjelam decyzje, ze nie chce z nim byc.
ex byl pewnien, ze mu sie nie opre jak tylko zwechce wrocic. bo tak robily wszytskie jego byle. i ja sama tez raz pozwolilam mu wrocic (jeszcze w ciazy i on w tej checi powrotu wytrwal 1,5 dnia). kiedy wrocil do kraju jak sie Fif urodzil to byl po prostu pewien siebie. zahcowywal sie jakby wrocil do domu z dalekiej podrozy... potem padlo jeszcze wiele wiele wiele klamstw z jego strony. w sumie to nie wiem czy powiedzial choc slowo prawdy... byly z jego strony proby grania na dwa fronty a moze i nawet 3...
i wiem jedno. u niego z kazda sekunda opada poprzeczka morlanosci. z kazda sekunda pozwala sobie na coraz to wiecej.
nie moglam po prostu pozwolic wrocic komus, kto tak zawiodl moje zaufanie.
a z kazdej milosci idzie sie wyleczyc. tylko trzeba tego wyleczenia bardzo chciec
mloda1 ja bym juz w ciazy byc nie mogla. przezylabym jeszcze raz 4 m-ce mdlosci. przezylabym wzdecia. przezylabym bol podczas porodu. znioslabym tez nawet to jakby pojawilo sie jeszcze wiecej rozstepow. ale za nic w swiecie nie przezylabym psychicznie drugiej samotnej ciazy...
mloda1, bezsenna a ja tam zauwazam roznice kiedy ex przychodzi a kiedy nie... bo ja nie przychodzi mam swiety spokoj. a jak przychodzi to mnie tylko wkur***
a i w jednym i w drugim przypadku obecnie wszytsko wokol Fifka musze zrobic sama...
nie naduzywal alkoholu, nawet nie palil. nie zazywal narkotykow. potrafil zadbac o finanse dla domu. to on placil rachunki. dawal mi pieniadze na dom i to tyle, ze starczalo na wszystko. w domu za duzo nie pomagal, ale dalo go sie namowic na to by jendnak pewne rzeczy robil. podczas calego zwiazku ani razu mnie nie uderzyl. nie moge powiedziec zeby mnie jakos szczegolnie wyzywal. bo w sumie naliczylabym tego tylko kilka razy i to tez nie jakos najgorzej. byl tez czuly, duzo mnie przytulal itp.
jednak zawsze na pierwszym miejscu liczyly sie jego problemy. jego choroby byly tragediami, moje byly wymyslami hipochondryka i histeryczki. bylo wiele sytuacji w ktorych mi pomogl, ale jeszcze wiecej takich, gdzie z problemem zostawalam sama. jego problemy byly naszymi a moje tylko moimi.
ex tez mial ojca alkoholika, narkomana, kryminaliste i bijacego matke. i tez obwinial caly swiat o swoje niepowodzenia zyciowe.
dluugo wierzylam, ze to sie po prostu da jakos "przepracowac". ze wspolnymi silami pokanamy nasze nieodoskonalosci. ze dwoje zyciowych rozbitkow stworzy prawdziwy cieply dom z 2 , 3 dzieci... tylko, ze mam wraczenie, ze to jedynie ja probowalam cos w sobie zmienic a on poczynil malutkie postepy po czym spoczal na laurach.
ogolnie jakbym miala decyzje o byciu z ex podejmowac tylko na podstawie tych 3 lat bycia z nim, to bylabym z nim nadal. bo bylo naprawde wiele szczesliwych chwil. wierzylam mu, ufalam, bardzo kochalam. i w sumie czulam sie kochana.
ale ex do czasu bycia razem i ex, ktory z dnia na dzien mnie porzucil z brzuszkiem to dwoch innych exow... po rozstaniu padlo wiele strasznych slow. wyzwisk, oskarzen, zarzutow... upodlil mnie tak bardzo jak tylko sie da. odebral mi poczucie czlowieczenstwa. poczulam sie totalnie nic niewarta. nie dosc, ze mnie zostawil a wlasciwie po prpstu wurzucil z domu to jeszcze w zaden sposob mi nie pomogl. a wrecz przeciwnie. utrudnial mi wszytsko jak sie da. wiele tygodni walki o moje rzeczy, ktore zostaly w domu. walka o spokoj. strach przed realizacja jego grozb. i wkoncu patrzenie jak sciaga sobie jakas panienke i sie z nia zabawia...
zepsul mi kawalek zycia, ktory mogl byc dla mnie najlepszy. przewylam przez niego wiele tygodni. umieralam ze strachu o wlasne dziecko. o wszytsko musialam starac sie sama...
czuje sie przez niego oszukana, oklamana, zdradzona, nie szanowana.
i to na podstawie tego co bylo po rozstaniu podjelam decyzje, ze nie chce z nim byc.
ex byl pewnien, ze mu sie nie opre jak tylko zwechce wrocic. bo tak robily wszytskie jego byle. i ja sama tez raz pozwolilam mu wrocic (jeszcze w ciazy i on w tej checi powrotu wytrwal 1,5 dnia). kiedy wrocil do kraju jak sie Fif urodzil to byl po prostu pewien siebie. zahcowywal sie jakby wrocil do domu z dalekiej podrozy... potem padlo jeszcze wiele wiele wiele klamstw z jego strony. w sumie to nie wiem czy powiedzial choc slowo prawdy... byly z jego strony proby grania na dwa fronty a moze i nawet 3...
i wiem jedno. u niego z kazda sekunda opada poprzeczka morlanosci. z kazda sekunda pozwala sobie na coraz to wiecej.
nie moglam po prostu pozwolic wrocic komus, kto tak zawiodl moje zaufanie.
a z kazdej milosci idzie sie wyleczyc. tylko trzeba tego wyleczenia bardzo chciec
mloda1 ja bym juz w ciazy byc nie mogla. przezylabym jeszcze raz 4 m-ce mdlosci. przezylabym wzdecia. przezylabym bol podczas porodu. znioslabym tez nawet to jakby pojawilo sie jeszcze wiecej rozstepow. ale za nic w swiecie nie przezylabym psychicznie drugiej samotnej ciazy...
mloda1, bezsenna a ja tam zauwazam roznice kiedy ex przychodzi a kiedy nie... bo ja nie przychodzi mam swiety spokoj. a jak przychodzi to mnie tylko wkur***
a i w jednym i w drugim przypadku obecnie wszytsko wokol Fifka musze zrobic sama...