Czesc Dziewczyny
Ja ciągle w dwupaku Ale wielki dzień zbliża się wielkimi krokami. Już pobolewa mnie podbrzusze i generalnie jest bardzo ciężko. Ale nic, dajemy radę
Jutka-k, ja miałam podobną sytuację. Też z moim Fasolkowym (fajnie go nazwałaś) byłam w luźnym związku. Potem byliśmy coraz bliżej i blizej aż mi się wydawało, że jest super i robi się fajnie a on mii oświadczył "sorry kotku, ja muszę się zdystansowac, bo boję się zaangażowac". Tylko, że mój nie spotykał się z innymi. Przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo... Ale przynajmniej Twoj zaproponował wspólne mieszkanie itp, a mój zwinął wrotki po prostu. Po 4 dniach od radosnej nowiny. Powiedział, że to koniec i na tym się skończyło. Nie interesował się ani nic.
Nie ma dobrej rady w Twojej sytuacji. Wszystko zależy od Ciebie. Możesz go zostawic, a możesz poczekac do narodzin maluszka. Może wtedy wszystko się zmieni. Nie wiem tylko jak długo wytrzymasz, na ile jesteś silna. Ja np. nie wytrzymałam i wylądowałam na terapii z powodu nerwicy lękowej i lęku napadowego... Nie polecam nikomu.
Teraz musisz wiedziec co jest dla Ciebie najlepsze. Wiesz, z jednaj strony sobie myślę, że skoro was nie zostawił to może chce z Wami byc tylko "boi się zaangażowac". Ale co to za tłumaczenie. Zrobił dziecko to nie powinien się bac. No i mówi, że to Wasze wspólne. Mój powiedział (bo namawianiu permanentnym do aborcji) - "to miej już sobie to dziecko". A jak się rozstawaliśmy, w sensie jak mnie rzucał, to powiedział, że zmarnowałam mu zycie i że czuje niechęc do mnie i do TEGO dziecka... No cóż... Łatwo nie było, ale trzeba przetrawic. Więc może skoro ten Twój Fasolkowy wciąż przy Tobie jest tzn, że coś czuje faktycznie... Nie wiem, ale przemyśl sto razy decyzję i faktycznie spróbuj nim jakoś wstrząsnąc.
A u mnie co? Jesli chodzi o eksa to napisałam mu znów, że nie chcę, żeby był przy porodzie i że poza tym nie rodzę w naszym mieście tylko u rodziców w mieście wiec bez sensu, żeby jechał 150km. On na to, że musimy to obgadac, więc wnioskuję, że chce przyjechac. Jak będzie dzwonił to powiem mu po prostu, że NIE CHCĘ. Że chcę byc sama. Bez niego. No to są poniekąd konsekwencje jego decyzji, którą podjął zostawiając nas... a teraz musi ponieśc jej konsekwencje.
Ale miedzy nami jakoś lepiej jest. W sensie dogadujemy się. On jest jakiś inny dla mnie. Taki milszy jakby... Ale bez przesady oczywiście.
No to Dziewczęta, trzymajcie za mnie kciuki. Będę zaglądac jeszcze. Powodzenia i w ogóle to wszystkiego naj z okazji dnia matki )) Ja już obchodzę dziś
pozdrówki
Ja ciągle w dwupaku Ale wielki dzień zbliża się wielkimi krokami. Już pobolewa mnie podbrzusze i generalnie jest bardzo ciężko. Ale nic, dajemy radę
Jutka-k, ja miałam podobną sytuację. Też z moim Fasolkowym (fajnie go nazwałaś) byłam w luźnym związku. Potem byliśmy coraz bliżej i blizej aż mi się wydawało, że jest super i robi się fajnie a on mii oświadczył "sorry kotku, ja muszę się zdystansowac, bo boję się zaangażowac". Tylko, że mój nie spotykał się z innymi. Przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo... Ale przynajmniej Twoj zaproponował wspólne mieszkanie itp, a mój zwinął wrotki po prostu. Po 4 dniach od radosnej nowiny. Powiedział, że to koniec i na tym się skończyło. Nie interesował się ani nic.
Nie ma dobrej rady w Twojej sytuacji. Wszystko zależy od Ciebie. Możesz go zostawic, a możesz poczekac do narodzin maluszka. Może wtedy wszystko się zmieni. Nie wiem tylko jak długo wytrzymasz, na ile jesteś silna. Ja np. nie wytrzymałam i wylądowałam na terapii z powodu nerwicy lękowej i lęku napadowego... Nie polecam nikomu.
Teraz musisz wiedziec co jest dla Ciebie najlepsze. Wiesz, z jednaj strony sobie myślę, że skoro was nie zostawił to może chce z Wami byc tylko "boi się zaangażowac". Ale co to za tłumaczenie. Zrobił dziecko to nie powinien się bac. No i mówi, że to Wasze wspólne. Mój powiedział (bo namawianiu permanentnym do aborcji) - "to miej już sobie to dziecko". A jak się rozstawaliśmy, w sensie jak mnie rzucał, to powiedział, że zmarnowałam mu zycie i że czuje niechęc do mnie i do TEGO dziecka... No cóż... Łatwo nie było, ale trzeba przetrawic. Więc może skoro ten Twój Fasolkowy wciąż przy Tobie jest tzn, że coś czuje faktycznie... Nie wiem, ale przemyśl sto razy decyzję i faktycznie spróbuj nim jakoś wstrząsnąc.
A u mnie co? Jesli chodzi o eksa to napisałam mu znów, że nie chcę, żeby był przy porodzie i że poza tym nie rodzę w naszym mieście tylko u rodziców w mieście wiec bez sensu, żeby jechał 150km. On na to, że musimy to obgadac, więc wnioskuję, że chce przyjechac. Jak będzie dzwonił to powiem mu po prostu, że NIE CHCĘ. Że chcę byc sama. Bez niego. No to są poniekąd konsekwencje jego decyzji, którą podjął zostawiając nas... a teraz musi ponieśc jej konsekwencje.
Ale miedzy nami jakoś lepiej jest. W sensie dogadujemy się. On jest jakiś inny dla mnie. Taki milszy jakby... Ale bez przesady oczywiście.
No to Dziewczęta, trzymajcie za mnie kciuki. Będę zaglądac jeszcze. Powodzenia i w ogóle to wszystkiego naj z okazji dnia matki )) Ja już obchodzę dziś
pozdrówki