Witam Kochane Mamuśki!
Jeszcze w tym temacie nie pisałam, ale stwierdziłam, że to chyba najlepszy pomysł, żeby wyładować swój stres. Może Was zanudzę, może nie. Kto ma ochotę i odrobinę czasu, przeczytać historię moją i mojej fasolki, zapraszam.
Z Fasolkowym - tatą fasolki, spotykałam się jakoś od czerwca/lipca ubiegłego roku. To ja nie byłam gotowa na związek, ale czułam się w jego towarzystwie bardzo dobrze, więc zaproponowałam relacje niezobowiązującą. Na początku to było łatwiutkie. Nikt z naszych znajomych nie wiedział, bo publicznie tego nie pokazywaliśmy. Spotykał się z innymi kobietami, ale do niczego nie dochodziło. Zawsze wracał do mnie. Nagle się zaczęło ... traktował mnie jak swoją kobietę, ja czułam się bezpiecznie i wcale nie czułam potrzeby, żeby mi oznajmił "jesteśmy razem". Czułam, że jesteśmy związani, słowa nie były potrzebne. Nie tylko ja widziałam, że jego zachowanie w stosunku do mnie się zmieniło. Któregoś razu, on po kilku głębszych, powiedział, że nie lubi się mną dzielić, że już dłużej nie chce i, że chce ze mną być. Zgodziłam się, bo jak dla mnie, to nic się nie zmieniało. Krzyczał na ulicy, że ma najpiękniejszą kobietę na świecie. Następnego dnia rano, o niczym nie pamiętał, mało tego, powiedział, że tego nie chce. Minęło trochę czasu, między nami było tak jak wcześniej. Jakoś w styczniu br. zaczął się spotykać z inną kobietą. Twierdził, że to tylko koleżanka. Wierzyłam mu, bo dlaczego nie? Sypiał ze mną. Zaczęłam czuć, że jestem mu potrzebna tylko do łóżka, a czas, który mi poświęcał skracał się do minimum. 15. marca postanowiłam skończyć tę znajomość, mimo, że zawsze uważałam go za wspaniałego przyjaciela, ale czułam, że moje podejście do tej znajomości dawno się zmieniło, a miłość do niego wpływa na mnie destrukcyjnie. On dłuższego czasu mdlałam, ale nie niepokoiło mnie to. Niepokoił mnie brak okresu, więc następnego dnia, odwiedziłam ginekologa. Okazało się, że spodziewam się dziecka. My się spodziewamy. Byłam najszczęśliwsza na świecie, nie myślałam o tym, że się między nami popsuło. Byłam pewna, że stanie na wysokości zadania. Wiadomość przyjął, dziecko zaakceptował, zaproponował wspólne mieszkanie. Byłam w 7 niebie, bo byłam pewna, że wszystko się układa. O dziwo, dla niego nie wiązało się to ze związkiem. Dalej spotykał się z tamtą kobietą. W 3. miesiącu, ich relacja się popsuła. Wiadomo, ciężko było dziewczynie udźwignąć to, że on będzie miał dziecko z inną, które zostało poczęte w trakcie ich spotykania się. Ona też nie była wobec niego w porządku, ale to temat do odrębnej dyskusji. Było nieźle. Czasami się starał. Widocznie mu się znudziło. Skończyły się wspólne wieczory razem, ograniczyły się do godzinki, raz w tygodniu. Twierdzi, że czas, który spędzamy razem, jest dla mnie, że dziecko go teraz nie potrzebuje, tylko ja. Nie chcę, żeby był przy mnie i maluchu, bo przez to, co robi, a właściwie nie robi, płaczę każdego wieczoru. Dawałam mu szanse kilkakrotnie. Teraz szukam w sobie siły, żeby dać mu wyraźnie do zrozumienia, że jeśli nie zmieni swojego podejścia i nie zadba o nas, to może się z dzieckiem pożegnać.