Dobry dzień!
Pomimo tego okropnego upału i ogólnie złego samopoczucia nie wiem skąd i jak ale mam naprawdę świetny humor
Nie było mnie parę dni i uzbierało się zaległości w czytaniu odpisywaniu
Macie rację - trochę mnie poniosło z tą świętością
używki są dla ludzi i zgadzam się z tym (przed ciążą też piłam piwko) ale wszystko w granicach!
Wszystkim bardzo dziękuję za odzew na moje posty, przeczytałam jakie macie zdanie no i zrobiłam sobie psychoanalizę o co mi chodzi - co mnie tak naprawdę boli. Gdzieś tam w środku czułam, że źródło mojej niechęci do exa to nie to o czym mówiłam, dopiero post
samaniewiem dał mi do myślenia i to bardzo! Każda z Was albo prawie każda zaszła w ciążę z człowiekiem, którego kochała chciała założyć rodzinę, była pełna nadziei, optymizmu na przyszłość - ze mną też tak było (no prawie). Wiem czym może skończyć się seks (jestem uświadomiona już od dobrych nastu lat
) ale niestety zaszłam w ciążę kochając się z moim facetem podczas miesiączki i nie przypuszczałam, że akurat to może mi się przytrafić. Jak rozmawiałam później z gin. z powiedziała, że rzadko się to zdarza by było jajeczkowanie z obu jajników ale się zdarza i to właśnie mnie spotkało. Gdy spóźniał mi się okres miałam akurat bardzo ciężki i cholernie stresujący miesiąc w pracy i stwierdziłam, że to przez to. Po około tygodniu moja znajoma zauważyła, że mam węch gorszy od psa myśliwskiego i zasugerowała test ciążowy. W tym samym dniu zrobiłam i wyszły 2 kreseczki - gdy zdałam sobie sprawę co te 2 kreseczki oznaczają w moim życiu wpadłam w totalną histerię - dziewczyny z pracy chciały pogotowie wzywać - nie umiałam utrzymać się na nogach - mdlałam, nie mogłam oddychać, łzy ciekły mi strumieniami, etc. Gdy poinformowałam exa o ciąży był zaskoczony ale zachował się ok. Stwierdził, że w takim wypadku wprowadza się do mnie, że damy sobie radę - jedynie nie zgodziłam się na ślub (chyba już coś przeczuwając) stwierdziłam, że ślub może być za rok lub dwa. Miałam wtedy ogromne problemy finansowe, nie miałam dosłownie co jeść, tzn po opłaceniu wszystkich rachunków nie miałam żadnej kasy liczyłam więc na mojego partnera ale jak się okazało chcesz na kogoś liczyć licz na siebie! Poinformowaliśmy naszych rodziców o tym, że będą dziadkami - moi nie byli zachwyceni znając moją sytuację finansową i wiedząc, że finansowo w żaden sposób mi nie pomogą. Jakoś to wszystko przeżyłam nadal łudząc się na wsparcie ze strony mojego ex. Niestety po wprowadzeniu się exa do mnie po miesiącu byłam już gotowa go zamordować. U niego w domu wszystko robi mama, zrezygnowała z pracy by jego wychować i być wg mnie na każde zawołanie zarówno jego, jego brata czy ojca i tego oczekiwał ode mnie ex, byłam świadkiem w jego domu scen utwierdzających mnie tylko w przekonaniu, że oni nie szanują mamy, nie miała ta kobieta żadnych praw w domu i najlepsze jest to, że jej też tak było wygodnie pomimo, że wszystko podporządkowane było 3 facetom. Jak się jeszcze później dowiedziałam, że mamusia mojemu ex kupuje piwko bo przecież zmęczony po pracy to musi się odstresować to już było za wiele. Także wracając do tematu, po psychoanalizie doszłam do wniosku, ze jestem zła na exa że jestem z nim w ciąży, że wogóle jestem w ciąży. Wiem, że do ciąży potrzeba dwóch osób ale tak jak już wcześniej pisałam mnie się wydawało że go kocham i że chcę z nim spędzić resztę życia. Wiadomość o ciąży była dla mnie szokiem to raz a dwa jak okazało się, że mój partner to wielkie dziecko a ja na wychowywanie dużego dziecka nie mam chęci ani ochoty zdałam sobie dodatkowo sprawę, że moje życie odmieni się o 180 stopni a jego życie nie - owszem nastąpią małe zmiany ale nie tak jak u mnie i dlatego jestem wściekła na niego, że ten gad jeden odmienił nieodwracalnie moje życie a ja nic nie mogę z tym zrobić! Czułam/czuję się bezsilna wobec nadchodzących zmian w moim życiu i zła jestem na siebie, że dopuściłam do tego. Mój brat stwierdził, że gdyby ex wprowadził się wcześniej to dziecka by nie było i wiem, że ma 100% racji. Rozumiem całkowicie
samaniewiem i broń Boże nie potępiam za to - nie uważam by ktokolwiek był na tym świecie na tyle święty by móc kogokolwiek oceniać. Miałam podobne myśli, chciałam by ciąża się po prostu skończyła, chciałam rano się obudzić w zakrwawionej pościeli - wiem, że miałabym ogromne poczucie winy i wyrzuty sumienia ale dla mnie konieczność dalszego utrzymywania kontaktu z ojcem dziecka jest nie do zniesienia!!! Zaznaczam, że nigdy nie zastanawiałam się czy wogóle chce mieć dzieci, latka mijały a wg mnie miałam czas zastanawianie się czy chce dzieci. Gdy ktoś zadawał mi pytanie czy chce to odruchowo odpowiadałam, że tak ale za jakiś czas - nie teraz! Przy pierwszym usg wzruszyłam się jak zobaczyłam fasolkę (byliśmy wtedy jeszcze razem) ale trwało to chwilę i gdzieś zanikło. Nie czułam żadnego instynktu macierzyńskiego, martwiłam się tym. Po rozstaniu było tylko gorzej, przed badaniami prenatalnymi myślałam, że to wtedy coś przeskoczy, zobaczyłam malucha (nic), usłyszałam bicie jego serca (nic) to pomyślałam, że zmienię się jak poczuję ruchy dziecka (nic) myślałam o sobie jak o wyrodnej matce i wkońcu zdałam sobie sprawę że ja po prostu nie chcę tego dziecka i wypieram je z mojej świadomości. W szóstym miesiącu ciąży nagle mały przestał się ruszać, nic nie czułam za namową koleżanki umówiłam się pilnie do gin. Lekarka zrobiła usg i wszystko wyszło ok ale od tego czasu musiałam przystopować z pracą i jestem na ciągłym L4. Przyznam się, że jak nagle poczułam, że mogłabym je stracić po tylu miesiącach bycia razem poryczałam się. Nie wiele to zmieniło w moim nastawieniu nawet teraz w 9 miesiącu czasami łąpię się na tym, że dziwię się że jestem w ciąży
Pocieszyła mnie znajoma, która stwierdziła, że każda kobieta jest inna. Ona ze wspaniałego związku z cudownym facetem ma córkę ale dopiero jak jej położyli po porodzie na brzuchu małą poczuła instynkt wcześniej nic nie czuła. Powiedzmy, że mam oparcie w moich rodzicach ale niestety nie zgadzamy się w wielu kwestiach i obecnie od ponad tygodnia nie rozmawiam z tatą. Boli to cholernie - płaczę jak bóbr przez to ale i tak go kocham. Na początku mojej ciąży a już po rozstaniu z exem gdy zwierzyłam się przyjaciółce, że chciałabym by to się już skończyło i wszystko wróciło do czasu sprzed ciąży (oprócz związku z exem) przyjaciółka powiedziała mi jedno: CHCIAŁABYM MIEĆ NA ŚWIECIE KOGOŚ KTO BEZWZGLĘDNIE NA WSZYSTKO I TAK BĘDZIE MNIE KOCHAŁ.
Po kłótniach z rodzicami zrozumiałam bardzo dobrze ten tekst!
Samaniewiem jeśli rozumiesz co autor ma na myśli (czyli ja
) przemyśl to bo do czwartku jest trochę czasu.
Nawet jeśli kartkę podzielisz na pół i z prawej strony napiszesz plusy a z lewej minusy (urodzenia dziecka) i jeśli po lewej będziesz miała całą stronę zapisaną a po prawej wpiszesz tylko "bezwzględna miłość" to czy nie każdy człowiek na świecie o tym marzy...
Ale się rozpisałam - wybaczcie również chaos