reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Są rodzice, którzy wogóle nie szczepią....

nie chcę podsycać atmosfery ,bo dość gorąco tu ostatnio ufffff,ale moje dziecko też jest takim pojedyńczym przypadkiem .
Uwierz mi ,jeśli tym przypadkiem byłoby twoje dziecko to inaczej byś wtedy reagowała i co innego pisała.
My po szczepienie mieliśmy tylko paraliż i mamy Zespół Aspergera i uwierz naprawdę mi to wystarczy by mój osobisty syn nie był tylko pojedyńczym przypadkiem .
To po prostu dziecko ,któremu się trochę nie udało ,ale jest najcudowniejszy na świecie .

A teraz kolejna historia po której nóż się w kieszeni otwiera.
Mój chrześniak został kilka miesięcy emu zaszczepiony na krztuśca ,a niedawno leżał z rotawirusem w szpitalu i przy okazji badań wyszło ,że kaszle ,bo ma KRZTUŚCA.:wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y:
Lekarze powiedzieli wyraźnie ,że to po szczepionce ,zgłoszenie do sanepidu poszło,kontrolny telefon z sanepidu o potwierdzenie PRZYPADKU też był tylko nikt NOPa im nie wpisał.:no::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y:
Dostali informację ,że czasami tak się zdarza ,ale nie to powód by panikować ,bo krztusiec to choroba całkowicie wyleczalna :szok::szok::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y:
Pozostawiam to stwierdzenie bez komentarza :wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y:
 
reklama
Nie warto robić tragedii z pojedynczych przypadków. Nigdy nie wiadomo czy nie nastąpi jakiś tragiczny wypadek, np. zgon na skutek szczepionki, na którą dziecko mogło być uczulone. Pewnych rzeczy człowiek nigdy nie przewidzi.

Przypadki tragedii po szczepieniach nie są wcale pojedyncze. Tylko nie podaje się ich do wiadomości opini publicznej :no: Nawet ciężkie nop-y nie są wpisywane przez pediatrów i tym samym nie zgłaszane i w ten sposób "nie ma problemu" z powikłaniami :wściekła/y: Niestety wszelkie badania, statystyki są robione pod okiem i dyktandem sponsorskim firm farmaceutycznych, więc po prostu NIE MOGĄ być wiarogodne.
Niestety syty głodnego nie zrozumie i tak samo ktoś kto nie ma wiedzy na temat praparatów szczepionkowych i nie zetknął się osobiście z targedią powikłania poszczep. nie zrozumie tego i dalej będzie "zachwalał" coś, czego sam skutków nie zna :dry:
Coś na otwarcie oczu:
http://ddata.over-blog.com/xxxyyy/3...esse-d-IC-du-6-dec.-2012-_doc-confidentie.pdf
W skrócie tłumaczenie:
Poufny dokument GlaxoSmithKline, który niedawno wyciekł do prasy wskazuje na to, iż w ciągu dwóch lat 36 dzieci zmarło po otrzymaniu szczepionki Infanrix Hexa (6w1). GlaxoSmithKline otrzymało łącznie 1742 raportów nt. niepożądanych działań w okresie od 23.10.2009 r. do 22.10.2011 r., w tym 503 potwierdzonych niepożądanych reakcji i 36 zgonów.

Initiative Citoyenne stwierdza iż: „GSK nie odnotowało jak pierwotnie liczyliśmy 14 zgonów w okresie od października 2009 r. do października 2011, ale 36 (14 od 2010 do 2011 r. i 22 z 2009 na 2010). Oprócz tych 36 ofiar śmiertelnych, miało miejsce co najmniej 37 innych zgonów (głównie nagła śmierć), co w sumie daje, przynajmniej 73 ofiary śmiertelne od czasu wdrożenia szczepionki w 2000. I znowu, dotyczy to jedynie nagłych śmierci, nie ma żadnych informacji nt. możliwego zaniżania raportów”.

36 zgonów w okresie dwóch lat, to średnio 1,5 zgonu na miesiąc, co przy jakimkolwiek standardzie jest bardzo wysoką liczbą. Pamiętajmy, że tylko od 1 do 10% niepożądanych reakcji poszczepiennych jest rzeczywiście zgłaszanych. Dlatego też w rzeczywistości, problem może być potencjalnie o wiele bardziej poważny a rzeczywista liczba zgonów znacznie wyższa.

Wykresy pokazują, że wiele z tych dzieci, które zmarły, odeszły w ciągu kilku pierwszych dni po otrzymaniu szczepionki. Łącznie zgłoszono, iż trzy niemowlęta zmarły w ciągu godziny od otrzymania szczepionki.
 
Dzisiaj gadam z koleżanką, która tez nie szczepi. Wczoraj byli w gościach u znajomych ze swoją kruszyną. Znajomych dziecko ma 2 miesiące, lekarz zdiagnozował wytrzeszcz, dał skierowanie do neurologa a po 3 minutach zaszczepił 6 w 1... Inni znajomi zaszczepili na pneumokoki, za tydzień dziecko chore, po 2 tygodniach dziecko w szpitalu z prawdopodobieństwem utraty słuchu! A co tatuś na to? "na szczęście zaszczepiony" a ja na to, jak na szczęście, przecież zachorował, "no ale lżej przechodzi"... ręce opadają, pewnie jak by nie zaszczepił, nigdy by im dziecko nie zachorowało...
 
"lżej przechodzi", bo 'tylko' prawdopodobnie stracił słuch :szok: Szkoda maluszka, bo cierpi przez rodziców, którzy robią to dla jego "dobra". Takich rodziców, którzy odrzucają proste argumenty na zasadzie "bo ja się nie mylę i wiem co robię" już mi nie szkoda. Dziś wiedza jest dostępna dla każdego, tylko potrzeba pokory, by się do niej schylić i przyznać, że dał się oszukać, przez system, media itp.
 
Powiedzcie mi jak to jest z wizytami u lekarza z niemowlakiem.
Moja Antosia ma 3 miesiące.
Byłam z nią u pediatry 2 razy.
Najpierw jak skończyła 3 tygodnie, żeby ją oglądnął pediatra, czy wszystko OK.
Pogadała coś o szczepieniach i na tym się skończyło. Przygotowałam sobie wymówkę, że póki młodej neurolog nie zobaczy, to nie szczepię.
Drugi raz byłam u pediatry z konieczności, jak miała 6 tygodni skończone, bo jej spektakularnie tyłek odparzyłam i nie mogłam sobie z tym dać rady żadnym kremem ogólnodostępnym.
Dostała maść na receptę i się zagoiło.
Oprócz tego byłam u neurologa i na usg bioderek.
Wszystkie badania wyszły OK.
I tak się zastanawiam, czy ja z młodą mam chodzić profilaktycznie do pediatry, żeby ją oglądnął, jak się nic z nią złego nie dzieje?
Normalnie to pediatra widzi dziecko często, jeśli jest szczepione, a co jeśli nie jest szczepione jak moje?
Nie chciałabym młodej zaszkodzić, przeoczyć czegoś.
Ale z drugiej strony nie chcę być nagabywana o szczepienia za każdym razem, więc póki co trzymam się z dala od przychodni.
Jak to jest? Trzeba się pokazywać profilaktycznie, czy nie?
Młoda ładnie przybiera, bo sama ją ważę w domu.
Nie miała nawet kataru, no ale lekarzem nie jestem i mogę przecież coś przeoczyć.
Co radzicie?
 
Awersja - a co mogłabyś przeoczyć?Obserwuj dzidzię,jeśli nic nowego,podejrzanego nie zauważyłaś to spokojnie:)Tym bardziej,że sama ważysz i wiesz,że dobrze przybiera.
Ja ze swoja dwumiesięczną dzidzią byłam tylko raz u pediatry gdy miała 5 tyg.zważyć i potem na usg bioderek.Jeśli nie będzie żadnych niespodzianek to do pediatry wybierzemy się dopiero na bilans dwulatka.No,czeka nas jeszcze jedno usg bioderek za miesiąc.
 
Właśnie nie wiem, co mogłabym przeoczyć.
Nie jestem lekarzem.
Nie potrafię stwierdzić np. czy ciemiączko dobrze zarasta.
Pewnie byłabym pewniejsza, gdyby to nie było moje pierwsze dziecko.
Poza tym jak czytam dziewczyny na forum, to się zastanawiam, czy ja aby zbyt lajtowo nie podchodzę do rozwoju i zdrowia mojego dziecka.
Ja nie idę z dzieckiem do lekarza tylko po to, żeby je obejrzał, a wiele mam - z tego co czytam - z każdą drobnostką idzie do pediatry nawet po kilka razy w miesiącu i już sama nie wiem, czy dobrze robię.
Może to ja przesadzam i powinnam się bardziej martwić o swoje dziecko.
Tylko że jakoś wewnętrznie nie czuję takiej potrzeby, żeby chodzić po lekarzach, skoro nic mnie nie niepokoi.
 
Awersja nie polecam chodzenia do lekarza bez potrzeby, intuicja matki jest kluczowa, lekarz nic nie wie. Mówię to na podstawie własnych doświadczeń, niezbyt dobrych. Ufałam lekarzom, poddawałam dziecko szczepieniom, w swej niewiedzy i też głupocie, i bardzo się na tym przejechałam. Oglądanie dziecka nie obchodzi lekarzy, oni tylko patrzą żeby zaszczepić, nie zwracają uwagi na żadne sygnały, o których młoda mama wiedzieć nie może, a oni powinni a jednak zamiast mózgu mają kilo gwoździ albo sznurek. A nawet, gdy trafił nam się NOP i jeżdziliśmy do naszego neurologa, to ten zupełnie zbagatelizował sprawę, my zgłaszamy, że dziecko przestało reagować, przestało gaworzyć, że cofa się w rozwoju, przelewa przez ręce, a ten, że jest wszystko w porządku, to z kim tu rozmawiać??? Gdybym się tego lekarzyny posłuchała, dziś miałabym kalekie dziecko, a tak to w końcu wywalczyłam rehabilitację, bez której nawet nie chcę myśleć co by było.
Gdybym mogła cofnąć czas, to nigdy bym dziecka nie zaszczepiła i nigdy nie zapisała go do żadnej przychodni, korzystałabym tylko z prywatnych wizyt i tylko w razie poważnej konieczności, a na co dzień homeopatia i srebro koloidalne.
 
reklama
Do góry