reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Rozwód z żoną, a półtoraroczna córka.

Moim zdaniem żona jest w depresji.

Ale jakże to męskie, na kobiecą depresję poradzić, by po prostu odłożyła w czasie prace domowe i ogarnęła trochę w mieszkaniu, to nie będzie jej tak źle.

Pożyczanie samochodu teściom (co?) a odwiedziny u swojej mamy, bo czuje się samotna to dwie różne sprawy.

Weź urlop w pracy, wypchnij ją na tydzień na wakacje i zajmij się domem i dzieckiem. Ma być ugotowane, posprzątane, dzieciak czysty, najedzony i wybawiony (i żywy oraz nieuszkodzony, ale tego już mam nadzieję nie muszę dodawać) to Ci się we łbie rozjaśni, popędzisz z nią na terapię i zrozumiesz, dlaczego jest taka ciężka w obsłudze ostatnio.

Jak ja bardzo kocham swojego miśka po przeczytaniu takich męskich żalów.
Nie przesadzasz trochę? Autor wydaje się być całkiem ogarnięty, sam pisze, że nie raz jej proponował żeby sobie gdzieś pojechała, a to ona nie chce. Naprawdę zrobienie jedzenia i posprzatanie chałupy to nie jest jakiś gigantyczny wyczyn. Z tego on pisze ona nawet za bardzo nie gotuje. Większość z nas ma dzieci, sprząta, gotuję i jakoś żyje.Ba, nawet czas na fora internetowe jest. Ona czas na pisanie z siostrami też ma.
Żeby nie było nie bronię go, ale Twoja wypowiedź jest bardzo stronnicza.
 
reklama
Nie przesadzasz trochę? Autor wydaje się być całkiem ogarnięty, sam pisze, że nie raz jej proponował żeby sobie gdzieś pojechała, a to ona nie chce. Naprawdę zrobienie jedzenia i posprzatanie chałupy to nie jest jakiś gigantyczny wyczyn. Z tego on pisze ona nawet za bardzo nie gotuje. Większość z nas ma dzieci, sprząta, gotuję i jakoś żyje.Ba, nawet czas na fora internetowe jest. Ona czas na pisanie z siostrami też ma.
Żeby nie było nie bronię go, ale Twoja wypowiedź jest bardzo stronnicza.
Może przesadzam, nie mówię, że nie. Ale mam po prostu w życiu większe doświadczenie z panami, którzy uważają, że opieka nad dzieckiem i domem, to siedzenie w domu i nie rozumieją co to za filozofia. Dużo było w jego wypowiedziach przesłanek, że widzi swoje małżeństwo tak jak chce widzieć. Prawda jest taka, że to nie wyniki bety ani usg, tutaj nie mamy nic na papierze i może to on jest poszkodowany, a może ona niezrozumiana i w depresji. Tylko terapia moze pomóc, bo my nie znamy drugiej strony.
 
Wiesz, nikt nie wie jak to jest między wami. Znamy tylko Twoja wersję. Więc ustosunkuje się do tego co wiemy od Ciebie.

Po pierwsze. Oczywiście można pomóc rodzicom. Ale w granicach rozsądku. Pamiętaj, że każda większa pomoc typu remont, ogarnięcie dokumentacji wiąże się z tym, że masz dla swojej żony i córki mniej czasu i wcale się nie dziwię, że żonie może to przeszkadzać.

Po drugie, weźmy wspomniany tu przez Ciebie przykład z dachem. Ok, rodzice doradzają. Ale nie pomyślałeś o tym, że może żona nie potrzebuje takich rad i chciałaby abyście sami zadecydowali o tym co i jak zrobić w domu? Postaw się w jej sytuacji. Mówisz jej, żebrach zrobicie taki, a taki bo tak ci Twoi rodzice radzą (nie wiem, czy tak to wyglądało, podpowiadam tylko gdzie może być problem). Ogólnie z obserwacji innych małżeństw.oraz własnego doświadczenia wiem, że im mniej złotych rad (gdy się i nie nie prosi) i mniej rodziców w małżeństwie tym lepiej.

Co do pozostawienia dzieci.podvTwoja opieką i opieką Twoich rodziców. Pomyśl, czy to nie jest przypadkiem tak, że Twoi rodzice nie szanują waszych zasad? Może żona np. nie chce zostawić z dziadkami córki bo wie, że nie zostaną uszanowane wasze zasady odnośnie nieogladania bajek, dawania słodyczy?

Wybacz, za szczerość, ale wątpię by niechęć Twojej żony wobec Twoich rodziców brała się z powietrza. Jedyny minus taki, że żona powinna powiedzieć wprost co jej nie odpowiada.

Druga sprawa, która bije z Twoich wypowiedzi. Sorry, ale tekst "zrób surówkę" faktycznie brzmi jak rozkaz. Kiedy ja potrzebuję pomocy męża to zwracam się do niego z prośbą "czy możesz mi pomóc i zrobić surówkę?". Widzisz różnicę? Trochę się nie dziwię, że żona uważa, że jej rozkszujesz, bo tak sformułowany przekaz faktycznie brzmi jak polecenie.

Uważam, że potrzebna Wam szczera rozmowa i terapia. Jeżeli żona nie chce iść na taką dla par, to idź na początek sam.

Poza tym, weź pod uwagę, że żona może być zmęczona.i do tego faktycznie w depresji. A do swoich rodziców"ucieka" bo czuję się tam lepiej.

Padło tu takie pytanie, a odpowiedzi albo nie było albo nie widziałam. Kiedy ostatni raz powiedziałeś żonie, że ładnie wygląda. Kiedy zabrałeś ja na randkę. Albo chociaż zrobiłeś romantyczną kolację dla was dwojga w domu? Zamiast rzucać po raz kolejny "znowu nie ma obiadu?" "Pranie nie zrobione?". Wstaw bez słowa pralkę. Wieczorem zapal w łazience kadzidło czy świeczki zrób żonie kąpiel, jak będzie siedziała w wannie zrób pyszne jedzenie i spędzicie miły wieczór. Bez przypominania na każdym kroku czego w domu tym razem nie zrobiła.
@frez.ja1987 uwielbiam czytać twoje komentarze.
Pięknie wypunktowałaś to czego zabrakło w wypowiedzi autora wątku.
Nie mówię że problem leży tylko po stronie Pana lub Pani ale po środku. Jak to w małżeństwach bywa każdą ze stron ma coś za uszami.
 
Nie przesadzasz trochę? Autor wydaje się być całkiem ogarnięty, sam pisze, że nie raz jej proponował żeby sobie gdzieś pojechała, a to ona nie chce. Naprawdę zrobienie jedzenia i posprzatanie chałupy to nie jest jakiś gigantyczny wyczyn. Z tego on pisze ona nawet za bardzo nie gotuje. Większość z nas ma dzieci, sprząta, gotuję i jakoś żyje.Ba, nawet czas na fora internetowe jest. Ona czas na pisanie z siostrami też ma.
Żeby nie było nie bronię go, ale Twoja wypowiedź jest bardzo stronnicza.
Wiesz, może i posprzątanie domu i ugotowanie obiadu to nie filozofia. Ale ona ma pod opieką dziecko. A niestety te są różne. Wystarczy mieć w domu bardzo wymagający egzemplarz i zwykle czynności już takie łatwe nie są.

Nie mówię, że ty tak jest. Ale sytuacje są różne, a ja niestety w wypowiedziach autora zauważam kilka niepokojących sygnałów.
 
Naprawdę zrobienie jedzenia i posprzatanie chałupy to nie jest jakiś gigantyczny wyczyn. Z tego on pisze ona nawet za bardzo nie gotuje.
Dla człowieka w depresji czasem wyczynem jest się ubrać, więc niegotowanie i niesprzątanie pasuje - szczególnie jeśli jeszcze przed ciążą ta kobieta to robiła i się nie żaliła. Natomiast wszyscy już się chyba tu zgodziliśmy, że forum internetowe nie jest od stawiania diagnoz i prawda może okazać całkiem inna niż nam się ona widzi po kilku opisach na forum. Inna rzecz, że formułowanie pretensji do męża/kogolowiek za to, że nie umie się zachować względem bliskiej osoby w depresji jest nie fair. O depresji w mediach jest mowa kilka dni w roku, nie każdy te media śledzi. Prawda jest taka, że z człowiekiem w depresji jest trudno żyć, rzadko kiedy ludzie mają naturalne zdolności do tego, aby sobie radzić w tej sytuacji i jeszcze wyciągać chorego z jego stanów. W depresji potrzebny jest lekarz i terapeuta dla chorego, ale też profesjonalne wsparcie dla jego bliskich, którzy mogą być zdezorientowani i "przeczołgani" przez objawy depresyjne członka swojej rodziny.
 
Komunikacja, komunikacja, komunikacja.
Trzeba zdobyć się na wysiłek i powiedzieć "Kocham cię skarbie, ale nie mam już dzisiaj siły robić obiadu/sprzątać/iść z tobą do łóżka". Trzeba też czasem powiedzieć "Idź się połóż, a ja tu ogarnę". To samo ze wszystkim innym. Nie podoba mi się, że Twoja mama wali w nasze dziecko cukierka za cukierkiem, jak jadę do mamy to mi nie jest tak smutno ze sobą, brakuje mi towarzystwa dorosłych ludzi, mam wrażenie, że jestem beznadziejną matką, żoną i w ogóle osobą, itd. Albo inaczej, dobija mnie to, że wracam zmęczony i codziennie jest bałagan i byle jakie jedzenie, może byśmy jakąś pomoc wynajęli? Pomagam rodzicom, bo ich kocham, też bym chciał, żeby nam dzieci na starość pomogły.
Jesli partnerzy są swoimi przyjaciółmi, to to nie są takie trudne słowa.
 
Komunikacja, komunikacja, komunikacja.
Trzeba zdobyć się na wysiłek i powiedzieć "Kocham cię skarbie, ale nie mam już dzisiaj siły robić obiadu/sprzątać/iść z tobą do łóżka". Trzeba też czasem powiedzieć "Idź się połóż, a ja tu ogarnę". To samo ze wszystkim innym. Nie podoba mi się, że Twoja mama wali w nasze dziecko cukierka za cukierkiem, jak jadę do mamy to mi nie jest tak smutno ze sobą, brakuje mi towarzystwa dorosłych ludzi, mam wrażenie, że jestem beznadziejną matką, żoną i w ogóle osobą, itd. Albo inaczej, dobija mnie to, że wracam zmęczony i codziennie jest bałagan i byle jakie jedzenie, może byśmy jakąś pomoc wynajęli? Pomagam rodzicom, bo ich kocham, też bym chciał, żeby nam dzieci na starość pomogły.
Jesli partnerzy są swoimi przyjaciółmi, to to nie są takie trudne słowa.
Gorzej gdy ktoś bagatelizuje te sygnały. Ja mam jak żona autora, kiedy tylko partner wychodzi do pracy ja się zbieram i jadę do mamy, ciągle mówię na dom rodzinny "mój dom", a tam gdzie mieszkam nazywam go domem partnera. I proszę o wyprowadzkę, ale to nic nie daje, bo po co płacić odstępne...
Myślę, że w tym jest problem, ona nie czuje się tam jak na swoim. Po co wyprowadzka 35 km dalej? Nie lepiej gdzieś w okolicy? Może nie jestem w tej sytuacji obiektywna, bo bardziej utożsamiam się z twoją żoną, ale porozmawiałabym z nią na temat jej oczekiwań.
 
Gorzej gdy ktoś bagatelizuje te sygnały. Ja mam jak żona autora, kiedy tylko partner wychodzi do pracy ja się zbieram i jadę do mamy, ciągle mówię na dom rodzinny "mój dom", a tam gdzie mieszkam nazywam go domem partnera. I proszę o wyprowadzkę, ale to nic nie daje, bo po co płacić odstępne...
Myślę, że w tym jest problem, ona nie czuje się tam jak na swoim. Po co wyprowadzka 35 km dalej? Nie lepiej gdzieś w okolicy? Może nie jestem w tej sytuacji obiektywna, bo bardziej utożsamiam się z twoją żoną, ale porozmawiałabym z nią na temat jej oczekiwań.
Ja się utożsamiam z żoną też, bo ja mojemu mężowi, który jest co prawda dobrym i kochanym człowiekiem, co jakiś czas muszę wywrzeszczeć i wypłakać, że to co ja robię, to codzienna, nudna, paskudna harówka i urlop od niej zapowiada się dopiero za kilka lat. Nawet najlepszemu facetowi trzeba co jakiś czas uświadomić, że on wychodzi kiedyś z pracy i ją za sobą zostawia, a matka nigdy z niej nie wychodzi. To może męczyć, czasem ponad siły.
Są różne sytuacje, ale gadka "zrób surówkę" w moim świecie by się skończyła kapustą pekińską na ścianie i moim trzaśnięciem drzwiami.
 
Żona cały czas w domu, zajmuje się dzieckiem i wszystkimi obowiązkami, więc jest zmęczona. Może tylko u swoich rodziców może odpocząć, dlatego tak. chętnie tam jeździ.
Nie chce Ci oddawać córki pod opiekę, bo może był jakiś epizod w przeszłości, przez który się boi? Nie wiem, upuściłeś małą? Albo płacze przy Tobie? Albo znacząco różnicie się w kwestii wychowania i uważa, że rozpuszczasz córkę? Może też być typem kobiety, która zawsze zrobi przy dziecku lepiej, ale w takiej sytuacji to chyba tylko psycholog pomoże.
A jakby mi mąż powiedział "zrób surówkę", podczas gdy miałabym pierwszy raz w ciągu dnia 15 minut na siedzenie na tyłku, to też usłyszałby, że ma ręce i niech sam sobie zrobi.
Ciągła opieka nad takim małym dzieckiem jest naprawdę męcząca, a jak Ty masz jeszcze pretensje o obowiązki domowe, to się zaczynają kłótnie. Żadne z Was nie chce odpuścić i robi się takie błędne koło.

A z innej beczki, czemu to Twoi rodzice "doradzają" jaki dach zrobić w Waszym domu, a nie decydujecie wspólnie? Przecież to Wy tam mieszkacie, nie rodzice.

Możesz ratować małżeństwo albo faktycznie zdecydować się na rozwód. Ty zostaniesz z rodzicami, a żona z małą. Bez wyraźnego powodu sąd nie daje dziecka ojcu, zwłaszcza że teraz ciągle zajmuje się nim matka. Będziesz mógł je tylko odwiedzać.
 
reklama
Zona ma az 3 siostry kontak z nimi 24/7 (messanger) nieraz nie ma czasu sie wykapac bo siedzi na telefonie a jak jej zabiore to masakra.
Ja juz kiedys proponowalem wyprowadzkę 35km dalej bo też nazywała mnie mamim synkiem ale niechciala bo za daleko od rodziców ona tak niechce.

I rodzice nie maja na mnie jakiegoś wielkiego wplywu to że doradzą mi ze np mam zrobić tak dach a żona chce inaczej i juz awantura.
To ze prowadze dokumenty dla 2 gospodarstwa to tez awantura, niech sami sobie robia.

I już mówiłem jej nieraz żeby zostawiła mi dziecko i wyjechala wypocząć nie chce.

I my mieszkami sami tylko rodzice moim przychodza mi pomagac, na zimę ich wogole nie ma sam siedzę w domu razem z żoną i ona tego nie lubiła bo nie jechała do mamy tylko siedziala ze mną. Nieraz mi powiedziala szkoda ze ty w zimie nie pracujesz.


Ja chcę iść gdzie z nią szukać pomocy tylko ona niechce bo uważa że to moja wina z jej strony jest ok.
No nic dziś postaram się porozmawiać z nią może się uda.

Dzięki za odpowiedzi
Pozdrawiam.
Muszę zapytac: co to znaczy, że zabierasz żonie telefon??????? Ile ona ma lat a Ty kim jesteś, żeby tak się zachowywać??? Chyba nie jest ubezwlasnowolniona! Jakby mój mąż zabrał mi telefon to nie ręczę za siebie! Czytając Twoje wypowiedzi, masz bardzo wysokie oczekiwania. Tak jak napisała @Faza87, zostań z dzieckiem na tydzień, sam!!! Masz pojęcie, że żona całymi dniami jest z dzieckiem? Że może najzwyczajniej w świecie być zmęczona, mieć depresję i być samotna? Piszesz, że mówisz żonie, żeby obejrzała yv, odpoczęła, poszła do kina a jednak gdy dziecko śpi, Ty oczekujesz od niej, że zrobi surowke. Dziwisz się, że żona tak odpowiedziała? Rozkaz za rozkazem! Myślę, że problem tkwi o wiele głębiej niż tylko w niechęci Twojej żony do Twoich rodziców. Dla mnie Brzmisz jak mami synek i mam wrażenie, że pochodzisz z domu, gdzie miejsce kobiety jest w kuchni z gromadka dzieci. A czasy się mój drogi zmieniły.
 
Do góry